Czapki z głów przed mistrzem postmodernizmu! Italo Calvino jest jednym z Największych, czy się to jego czytelnikom podoba, czy nie. Podobne do powyższych zdania zazwyczaj są używane jako klisze, świetnie nadające się na wstęp do recenzji tekstu, którego nie wypada nie hołubić, nawet, jeśli nie znalazło się w nim nic ciekawego. Na przykład do książki Jeśli zimową porą podróżny, której z całego serca nie znoszę. Dlatego zacznę nieco inaczej.
Nie lubię Italo Calvino, jego intelektualnej pozy, snobistycznego zadęcia i statusu Mistrza, który miał – niestety - świadomość, że mistrzostwo osiągnął. Mniej więcej taki sam problem mam z innym Wielkim Dwudziestowiecznym Pisarzem, Czesławem Miłoszem. Z Calvino jest jeszcze taki problem, że akurat tego pisarza wypada wielbić, bo jest jednym z geniuszy postmodernizmu. Z Miłoszem mamy spokój, bo na szczęście autor Campo di Fiori jest passé. Natomiast nie lubić Italo Calvino jest zupełnie nie na miejscu. Trudno. Będę się upierać – Jeśli zimową porą podróżny jest śmiertelnie nudne, a sławna gra z czytelnikiem w ogóle mnie nie bierze.
Zupełnie inaczej jest z Niewidzialnymi miastami. To drugi legendarny tekst włoskiego pisarza. Zbiór 55 opisów wyimaginowanych miast plus domniemana rozmowa Marco Polo z mongolskim władcą, Kubłaj-chanem. Łącznie 130 stron tekstu, w którym nie ma ani jednego zbędnego słowa. Można powiedzieć, że Niewidzialne miasta są dokładną odwrotnością książki Jeśli zimową nocą podróżny, która była programowo przegadana, a z opowieści nic nie wynikało. Tutaj mamy ekstrakt poetyckiej prozy, niesamowitej wyobraźni pisarza i zdumiewającej do dziś oszczędności słowa. Dlatego Niewidzialne miasta świetnie komponują się z Fikcjami Borgesa. I z pewnością im dorównują.
Przykład? Niech to będzie Argia, jedno z moich ulubionych miast Italo Calvino. Argia różni się od innych miast tym, że zamiast powietrza ma ziemię. Ulice są całkiem zakopane, pokoje – zapełnione gliną aż po sufit, na schodach opierają się drugie, odwrócone schody, nad dachami ciążą warstwy skalistego gruntu, jak nieboskłony nad chmurami. Nie wiemy, czy mieszkańcy mogą się poruszać po mieście, poszerzając podziemne chodniki, wydrążone przez robaki, i szczeliny, w które wciskają się korzenie drzew: wilgoć rozkłada ciała i niewiele pozostawia sił; lepiej więc leżeć bez ruchu, zresztą i tak jest ciemno. Calvino jest mistrzem skrótu, a jego paradoksalne konstrukcje myślowe mogłyby zawstydzić niejednego twórcę sf lub fantasy. A do tego jest niesłychanie precyzyjny w wypełnianiu treścią tworzonych przez siebie teorii dotyczących nowej literatury. Na przykład tych dotyczących wzajemnej odpowiedniości słowa, myśli i dźwięku. To właśnie decyduje o pięknie Niewidzialnych miast.
I właściwie mógłbym skończyć tak, jak większość recenzentów tej książki – że powinienem przywołać tu jakikolwiek inny fragment tekstu niż ten, który zacytowałem, bo wszystkie są równie doskonałe, a w gruncie rzeczy Marco Polo opowiada Kubłaj-chanowi o jednym tylko mieście zamiast o pięćdziesięciu pięciu, choć właściwie to o żadnym z nich. Mógłbym też wspomnieć o tym, że na samym końcu książki jest przecudownie zbanalizowany przez wszystkich wielbicieli Calvino banał o piekle, w którym żyjemy na co dzień. Ale wtedy mój Czytelnik mógłby pomyśleć, że próbuję go wrobić w fabułę Jeśli zimową nocą podróżny, a przecież jestem za cienki w uszach na te zawody.
PS. Wszystko pięknie, ale tym razem wydawnictwo W.A.B., które wznowiło Niewidzialne miasta, niespecjalnie się popisało. Książka wydana jest w serii z Don Kichotem i Sancho Pansą, które jeszcze do niedawna kojarzyło się z literaturą mało znaną, przeważnie z odległych nam kulturowo regionów, ewentualnie z genialnymi pisarzami europejskimi, na które Wydawnictwo W.A.B. zdobyło wyłączność, ale to nawet dobrze, bo są tego warci. Ostatnimi laty seria mocno obniżyła loty, ale jednak wznowienia książek doskonale polskim czytelnikom znanych, a wydawane jak nowości to prawdziwy strzał w stopę. Co innego Marcovaldo, bo polskiego tłumaczenia tego tekstu przed ubiegłoroczną edycją W.A.B.-u nie było.
Pewnie, że warto wznawiać Italo Calvino, ale wydawanie jako nowość tekstu, który od lat kurzy się w co drugiej bibliotece, bez szarpnięcia się na dobre posłowie albo tekst krytyczny (o który Niewidzialne miasta aż się proszą), jest marnowaniem okazji na ukazanie go w pełniejszym blasku. Bo elegancka okładka nie wystarczy, by wydać 32,90 na książkę, którą można mieć z giełdy staroci za pięć zeta. Zawartość nowej edycji jest identyczna ze starymi wydaniami Niewidzialnych miast. Przypuszczam, że z Jeśli zimową nocą podróżny jest tak samo. Przypuszczam, bo książka była zazdrośnie zaprasowana w folię. Czy na pewno tędy droga?
www.facebook.com/literaturasaute