Dwoje głównych bohaterów, którzy idą naprzód nie bacząc na przeszkody. Przez większość czasu milczą, niewiele rozmawiają. Lecz ich relacja jest bliska. Choć są dla siebie obcymi ludźmi, troszczą się o siebie: jak ojciec o syna, a syn o ojca. Walczą o pożywienie, wodę. Walczą o życie. Są dla siebie ważni.
Książka ciekawa. Lubię powieści postapokaliptyczne. Jednak, choć jest krótka, to ma masę nielogiczności. Przede wszystkim wyjaśnienie, co spowodowało kataklizm. Mamy kilka wersji. Jedną, którą opisał autor, o tak, bez przyczyny. Jedną, która pojawia się podczas rozmowy i wydaje się prawdziwa, skoro bohaterowie o niej rozmawiają. Więc którą wybrać? Czytelnik ma sobie wybrać tą, którą woli? Autor nie potrafił dokonać wyboru?
Jeśli wybiorę jedną, to traci sens to obwinianie ludzkości. Jeśli wybiorę drugą to sens traci wiara w ludzkość. I ta mieszanina: ludzie to okropnie potwory kontra ludzie to kochające się istoty. Autor postawił na sprzeczności, które czasem mogą przypaść do gustu, ale w tej książce dziwnie wygląda. Szczególnie, gdy podczas całej podróży trafiało się na tych złych ludzi...
Dialogi były dziwne. Takie wymuszone, bezsensowne. Jakby pisane na siłę, by nie było tylko suchego opisu wydarzeń. Na szczęście opisy miejsc, wydarzeń nie są przydługie, nie nudzą. Raczej ciekawią. Pozostawiają też lekki niedosyt. Czasem za szybko się kończą. Lecz wolę, gdy coś się za szybko kończy niż coś zaczyna nudzić. Tu autor ma plusa.
Droga do celu - takie to metafizyczne. Iść do miejsca wybranego, szukać czegoś, co można nazwać miejscem obiecanym, rajem. Gdyby nie pewne błędy logiczne, brak spójności, to byłaby to naprawdę dobra książka.
Brakowało mi też psychologicznego spojrzenia na bohaterów, zagłębienia się w umysły bohaterów. Bowiem poza "boję się" i oczekiwania na śmierć, czy też na zobaczenie ziemi obiecanej nic, kompletnie nic o bohaterach nie wiemy. Och, podróżują sobie po świecie, pragną dojść do ziemi obiecanej. I się boją.. ale jaki ten strach jest? Dlaczego jednak walczą o każdy dzień, o każdy kawałek życia? Niby autor pisze, że bohaterowie już stracili nadzieję, że czują jakby w ogóle jej nie mieli, a jednak nadal bohaterowie coś robią. Przecież gdyby stracili nadzieję, to by nie szli naprzód, nie opłacałoby im się to. Jednak to robią... pełna sprzeczności książka. A jednak ma w sobie to coś, co sprawia, iż jednak miło ją będę wspominać.
Podoba mi się, że ma w sobie morał, pewną lekcję, którą czytelnik może poznać. Bardzo ważny morał, o którym ludzie zbyt często zapominają. Dla niego na pewno książkę warto przeczytać.
Wbrew pozorom ważna jest też nadzieja. Ta, o której bohaterowie "zapominają", ta, którą "stracili". Bowiem to dzięki nadziei człowiek może przetrwać nawet najgorsze dni. Nadzieja daje siłę do działania. Sprawia, iż wierzymy, że będzie lepiej, że dojdziemy do celu, że coś się uda. Gdyby nie nadzieja, to bohaterowie już na samym początku by umarli. Po co żyć jak jedzenie musisz zdobywać, ludzi nie spotykasz, a jeśli spotykasz to się okazują kanibalami, słońca nigdy nie zobaczysz? Po co żyć jak nie widzisz światełka w tunelu?
"Droga ślepców" nie jest złą książką. Ma wartość, ma w sobie morał. Mówi coś bardzo ważnego. Czyta się ją też szybko (co to jest 113 stron?). Choć czuję, że jak szybko ją przeczytałam, tak szybko ją pewnie zapomnę. Szkoda, bo mogła być z niej perełka godna wysokiej oceny. A tak jest średnia. Nic nie stracimy, gdy ją przeczytamy, możemy też trochę zyskać. Szkoda tylko, że nie możemy się utożsamić z bohaterami. Polubić, bądź znielubić ich, jakoś lepiej ich poznać.
O ile rozumiem, iż dzieci nie mają pojęcia o tym, co się stało, to dziwnym dla mnie jest fakt, by dorośli nic nie wiedzieli. Bowiem, gdyby była wojna, to każdy by o tym chyba wiedział? Gdyby był jakiś kataklizm, to też coś ludzie by wiedzieli... przynajmniej wiedzieliby tyle, iż to nie była wojna, nie wina ludzkości. Jakoś nie wydaje mi się, by dorośli, którzy żyli jeszcze, gdy życie było normalne, nic nie wiedzieli... chociaż nie twierdzę, iż jest to niemożliwe. Może... być może i tak może być, by nikt nie wiedział jak doszło do katastrofy.