logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Nagroda-Bookera
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-12-06 13:15
Oszuści, mordercy i kobiety o podejrzanej reputacji – "Wszystko, co lśni"
Wszystko, co lśni - Eleanor Catton,Maciej Świerkocki

 

Mniej więcej raz na miesiąc mam ochotę rzucić wszystko w cholerę i wyjechać do Nowej Zelandii. Zaraziła mnie tym pomysłem przed laty dziewczyna, z którą się szczęśliwie ożeniłem, więc marzenia snujemy sobie od czasu do czasu razem – a, niech to wszystko szlag trafi, na pewno czekają na nas w Nowej Zelandii. W mojej wyobraźni jest to taka baśniowa kraina, w której jest dość ciepło, ale są malownicze góry z białymi szczytami, w strumykach płynie krystalicznie czysta woda, a rzekami pływają ludzie przebrani za hobbitów, bo właśnie kręcą kolejną ekranizację jakiejś książki Tolkiena. W dodatku nie ma tam jadowitych zwierząt, które uprzykrzają życie mieszkańcom sąsiedniej Australii. Tam musi być pięknie.

 

Wszystko, co lśni Eleanor Catton to książka podejmująca próbę odnalezienia i sformułowania mitów założycielskich Nowej Zelandii. Autorka dokonuje tego wyłącznie poprzez misternie skonstruowaną fabułę – nie ma żadnych dygresji, żadnych dłuższych opisów ani refleksji społeczno-historycznych. Jest za to zapierająca dech w piersiach skomplikowana siatka intryg, relacji międzyludzkich, namiętności. Celowo używam wzniosłych słów. Wszystko, co lśni to książka inspirowana wielkimi narracjami XIX-wiecznymi – Dickensem, Tołstojem, powieściami łotrzykowskimi i podróżniczo-przygodowymi – w przypadku których słowo „namiętności” jest jak najbardziej na miejscu.

 

Powieść Eleanor Catton stanowi przy okazji idealny przykład powieści postmodernistycznej. A właściwie postpostmodernistycznej, bo nie kierującej uwagi czytelnika na konstrukcję ani intertekstualne odniesienia (szczęśliwie brakuje jej autoreferencyjności), ale na samą historię. Eksperyment formalny jest tu po prostu czymś zupełnie naturalnym i nie powinien nikogo dziwić. Nie zachwycamy się tym, że autorka wspaniale poszatkowała fabułę na mniejsze kawałki (wciąż próbują tym rzekomo świeżym sposobem przykuwać uwagę widzów autorzy średnich filmów z nurtu kina autorskiego), tylko współczujemy skrzywdzonej bohaterce i źle życzymy podłym oszustom. Tak samo, jak robili to przed 150 laty czytelnicy Tajemnic Paryża i Nędzników. Dlatego właśnie równie dobrze można uznać autorkę za spadkobierczynię autora Bakunowego faktora (konstrukcja książki, stylizowane na dziewiętnastowieczne streszczenia rozdziałów na początku każdego z nich, pociąg do trawestacji), jak i Wiktora Hugo.

 

Rzecz jasna, dziś nie da się całkowicie wrócić do idei dziewiętnastowiecznej powieści, której autorzy wierzyli w to, że potrafią całościowo objaśnić opisywany świat. I że w ogóle da się świat rozpoznać i opisać. Pisarka XXI-wieczna już w to nie wierzy i dlatego w konstrukcję fabularną wplata np. rozterki Chińczyka, który zna tę część prawdy, której nie znają inni, ale nie umie jej wytłumaczyć, bo nie zna dobrze angielskiego. I na tym niedopowiedzeniu opiera znaczną część intrygi.

 

Z niedokończonych, niekompletnych, przekłamywanych przez kolejnych bohaterów historii autorka snuje opowieść o początkach Nowej Zelandii. Jak się okazuje, jest to kraj zakładany głównie przez oszustów, złodziei, morderców, prostytutki, nieuczciwych polityków i – rzecz jasna – poszukiwaczy złota, czyli uciekinierów z dawnego świata, pośród których każdy skrywa jakąś tajemnicę. Przeważnie nieprzyjemną.

 

Co z Maorysami? Ten wątek również się pojawia – rdzennego mieszkańca wysp nikt nie rozumie. Dlaczego Te Rau Tauwhare całe swoje życie poświęca na poszukiwanie zielonych kamieni zamiast złota? Jakie sakralne znaczenie ma dla Maorysa ten kamień? Tego się nie dowiemy, bo pozostałych bohaterów nic a nic to nie obchodzi. Poza Crosbiem Wellsem, ale od niego niczego już nie usłyszymy, po poznajemy go jako trupa.

 

Po lekturze Wszystko, co lśni Nowa Zelandia już nie wydaje mi się krajem rajskich wysp, szemrzących strumyków i hobbitów, tylko czymś w rodzaju bardziej zacofanych stanów USA – tych, w których żyją praprawnuki poszukiwaczy złota, religijnych fanatyków i barmanów obsługujących speluny z drewnianymi wahadłowymi drzwiami. Tacy, którzy wciąż wyglądają na domokrążców sprzedających Biblię, jak sto lat temu (świadomie nawiązuje do takiego wizerunku Nick Cave w swoim purytańskim garniaku z przyciasnymi spodniami).

 

Ale i tak wciąż mam nadzieję, że uda nam się rzucić wszystko i wyjechać do tej Nowej Zelandii. W końcu dziwaków i szaleńców nie brakuje nigdzie, a pod naszą częścią nieba też dzielimy przestrzeń z ludźmi o korzeniach, których wolelibyśmy nie zgłębiać.

 

PS. O wpływie gwiazd i planet na losy bohaterów celowo nie piszę nic, bo się na tym nie znam, ale zdradzę tylko, że zabawa w śledzenie horoskopów, do jakiej Eleanor Catton zaprasza czytelnika, jest przednia. Autorka w wywiadzie przyznała, że folder założony w komputerze tylko po to, by planować warstwę książki opartą na horoskopie, był najcięższy. Opłacało się.

 

 

www.facebook.com/literaturasaute

 

Like Reblog Comment
text 2013-10-15 21:26
The Man Booker Prize 2013

Dzisiaj wręczono Nagrodę Bookera, która od 1969 roku jest przyznawana za najlepszą powieść angielskojęzyczną z ostatniego roku napisaną przez obywatela Wspólnoty Narodów lub Republiki Irlandii (od 2014 o nagrodę będą mogli się już ubiegać wszyscy anglojęzyczni pisarze, włączając Amerykanów). W tym roku szczęście (w postaci szanownego jury) uśmiechnęło się do:

 

 

 

Eleanor Catton
The Luminaries

 

Catton została najmłodszą (rocznik 1985) laureatką Nagrody Bookera. Urodziła się w Kanadzie, jednak wychowała się i do tej pory mieszka w Nowej Zelandii. The Luminaries to dopiero druga powieść jej autorstwa. Opowiada historię  Waltera Moody’ego, który w 1866 roku dorobił się fortuny na nowozelandzkich złożach złota i który przez przypadek zostaje uwikłany w serię niewyjaśnionych przestępstw: zniknięcie, próba samobójcza, odnalezienie ogromnej fortuny. Całość liczy jedyne 832 strony.

 

Pozostali nominowani:

 

    NoViolet Bulawayo - We Need New Names

    Jim Crace - Harvest

    Jhumpa Lahiri - The Lowland

    Ruth Ozeki - A Tale for the Time Being

    Colm Tóibín - The Testament of Mary

 

Jest niemal pewne, że zwycięska pozycja ukaże się w polskim przekładzie (tak dzieje się już od kilku lat, więc nie sądzę, żeby w przypadku The Luminaries było inaczej), co z resztą – nie wiadomo. Wszystkie powyższe pozycje dostępne są w wersji oryginalnej w Empiku, ich ceny wahają się od 45 do 74(!) zł.

Like Reblog Comment
review 2013-06-01 06:42
Westernowa opowieść (Patrick deWitt "Bracia Sisters")
Bracia Sisters - DeWitt Patrick

Mam spory sentyment do historii rodem z Dzikiego Zachodu, zarówno tych filmowych - do dziś uwielbiam Rio Bravo czy Siedmiu wspaniałych, jak i tych książkowych - w dzieciństwie zaczytywałam się w powieściach Karola Maya czy Wiesława Wernica. Dlatego kilka pochlebnych głosów, nominacja do Bookera, a na dodatek intrygująca okładka z czarnymi figurkami rewolwerowców na tle księżyca w pełni, układających się w kształt czaszki, zachęciły mnie do sięgnięcia po utwór Patricka deWitta pt. Bracia Sisters.

 

 

Powieść Kanadyjczyka nie jest oczywiście klasycznym westernem, raczej świetnie napisanym pastiszem, grą z wyrazistą konwencją. Od przewrotnego tytułu, przez niebanalną historię, po wyrazistych bohaterów, wszystko razem tworzy pełną czarnego humoru, ocierającą się o absurd opowieść o zleceniu na pewnego wynalazcę jakie otrzymują dwaj bracia, zawodowi mordercy. Akcja utworu toczy się podczas gorączki złota, a bohaterowie, wędrując z Oregon City do Kalifornii, mijają typowe miasteczka z saloonami, spotykają na swej drodze ludzi podążających za marzeniami o bogactwie, tajemniczą wiedźmę i niedźwiedzia.

 

 

Narratorem powieści jest Eli Sister, młodszy z braci, charakteryzujący się potężną sylwetką i dość romantycznym usposobieniem, a także umiłowaniem do higieny jamy ustnej. Trudno wręcz uwierzyć, że Eli może zabić bez mrugnięcia okiem, a jednak ponura sława braci Sisters musi mieć gdzieś swoje źródło. Powieść w wielu miejscach zaskakuje, bo pojawiają się w niej dość typowe dla westernu sceny, motywy czy postacie, ale nie wpisują się one w oczekiwany schemat. Dla przykładu, jedyny Indianin jakiego spotykamy, to taki, który skręcił sobie kark, spadając ze swego pięknego konia, z kolei tenże czarny wspaniały koń, który mógłby zastąpić Eli'emu jego kontuzjowanego Baryłkę (imię oddaje charakter zwierzęcia) zostaje za bezcen sprzedany w stajni. Nic w utworze deWitta nie toczy się tak, jakbyśmy się tego spodziewali, ani pojedynek, ani losy młodego chłopca spotkanego przez braci, ani historia pięknej księgowej. Za to bardzo dużo w nim czarnego humoru (świetna scena w barze, gdy Eli zamawia posiłek), a czasem absurdu rodem z utworów Topora.

 

 

Braci Sisters czyta się znakomicie, a Wydawnictwo Czarne po raz kolejny pokazuje, że pozycje przez nich wydawane są naprawdę interesujące i niebanalne. Dla wielbicieli pokręconych bohaterów, niekoniecznie grzecznych, dla tych, którzy czują sentyment do Dzikiego Zachodu, a przede wszystkim dla tych, którzy lubią dobrze napisane historie jest to powieść idealna. Ja w każdym razie bawiłam się przy niej świetnie.

 

 

Patrick deWitt, Bracia Sisters, przeł. Paweł Schreiber , Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, stron 327, e-book

Source: urshana.blox.pl/2013/06/Westernowa-opowiesc-Patrick-deWitt-Bracia-Sisters.html
More posts
Your Dashboard view:
Need help?