Najpierw było opowiadanie. Potem powieść, która dziś w Polsce jest jak dzieło sztuki - zyskuje wraz z wiekiem. Cena “Kwiatów dla Algnernona” na portalach aukcyjnych spokojnie przebija magiczną barierę stu złotych, ebooka rzecz jasna brak… Jednak w końcu, po kilku latach(!) czekania udało mi się - mam ją. I nie oddam - książka ta stanowi absolutne arcydzieło; zwaliła mnie z nóg tak, jak tylko kilka przed nią, przez ponad dwadzieścia lat bycia czytelnikiem.
Fabuła opowiada o Charliem - młodym mężczyźnie obdarzonym przerażająco niską inteligencją. Tak niską, że wiadomo, iż nie będzie w stanie dać sobie rady w życiu sam; że będzie musiał prędzej czy później spędzić czas w jednym z zakładów, w jednej z instytucji zawodowo zajmujących się pomocą w codziennym życiu ludziom upośledzonym.
Historia Charliego jest tak smutna, że tylko ludzie prymitywni, zupełnie pozbawieni empatii będą w stanie przewracać kolejne strony bez stałego uczucia wzruszenia, bez jego szponów zaciśniętych na gardle. Jest to typowa historia człowieka, który nie rozumie tego, co się dookoła dzieje, lecz czytelnik widzi wszystko doskonale. Jego rodzice, rodzeństwo, koledzy, nauczyciele - każdy ma pewien poziom tolerancji i cierpliwości, który jednak prędzej czy później zostanie przekroczony, i obserwacja słów oraz czynów, z jakimi zetknie się Charlie jest momentami okrutna. Chciałoby się powiedzieć: szczęście, że chłopak tego nie rozumie, ale…
...no właśnie, bo to jest przecież fantastyka naukowa. Zatem okaże się, że Charlie z czasem dostrzeże te wszystkie przerażające fragmenty swego życia i będzie w stanie je pojąć, bowiem zostanie kimś w rodzaju królika doświadczalnego dla metody, której celem jest totalne wyeliminowanie problemu niskiej inteligencji. Przy pomocy doktorów oraz licznego personelu w laboratorium, na własne życzenie, marząc o mądrości, Charlie poddaje się terapii, która stopniowo zwiększa jego poziom intelektualny. Tak bardzo, że z czasem Charlie z osoby upośledzonej umysłowo staje się geniuszem.
To już by wystarczyło, by powieść była bardzo interesująca, ale na tym nie koniec. Otóż całe “Kwiaty dla Algernona” napisane zostały przez Charliego właśnie, od pierwszych dni, gdy o możliwości eksperymentu się dowiedział, do samego końca. To jego dziennik mamy w ręce, co pozwala na spojrzenie na świat z zupełnie innych perspektyw. Można dostrzec wszystko, co umyka nam, gdy widzimy osoby cierpiące z powodu okrutnego losu. Można wcielić się w geniusza, który - choć pragnie tego z całego serca - nie jest w stanie stać się częścią społeczeństwa; tak, jak uprzednio nie miał szans z powodu braku inteligencji, tak teraz przez jej nadmiar. Jej nadmiar, czyli posiadanie świadomości tego, co jest wokół, tego, czego na co dzień nie dostrzegamy.
Ale “Kwiaty dla Algernona” to nie tylko próba odpowiedzi na pytanie: co by było, gdyby dało się zlikwidować tego rodzaju upośledzenia? Czy można dojść do porozumienia z bliskimi, czy można ich zrozumieć? Czy oni są w stanie wybaczyć sami sobie, czy są w stanie nawiązać ponowny kontakt? Daniel Keyes pokusił się ponadto o udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy po eksperymencie geniusz jest wciąż tą samą postacią, co upośledzony? A jeśli nie jest, to co się z poprzednikiem stało?
Nie sposób jest się oderwać od lektury, to jest rzecz wybitna. Bardzo smutne, ale pod każdym względem wyjątkowe “Kwiaty dla Algernona” oferują dokładnie te proporcje między nauką i filozofią, które powodują, że każdy powinien być zadowolony z lektury książki. Odłożymy ją na półkę spłakani, sponiewierani, ale wydaje mi się, że też mądrzejsi; świat naprawdę od teraz będzie wyglądał nieco inaczej.
Flowers for Algernon
Prószyński i S-ka 1996