Może kawka z superpisarzem?
Źródło obrazka: https://www.behance.net/gallery/28730589/WritersSuperheroes
Może kawka z superpisarzem?
Źródło obrazka: https://www.behance.net/gallery/28730589/WritersSuperheroes
Zobaczywszy po raz pierwszy zapowiedź książki ,,Pierwsza kawa o poranku" coś mnie do niej przyciągnęło. Zaciekawił mnie trochę opis, okładka przykuwała mój wzrok, jednakże było coś jeszcze co spowodowało, że w mojej głowie powstały pewne wątpliwości, które przeszkadzały mi, abym mogła sięgnąć po książkę bez zastanowienia. W mojej głowie pojawiła się myśl, jaka przekonała mnie, że historia dziejąca się we Włoszech musi być dobra. Teraz, po przeczytaniu książki, wiem, że ta myśl była prawdziwa.
Książka do mnie dotarła pocztą. Gdy otworzyłam kopertę, zawartość jej wywarła na mnie ogromne wrażenie. Wydanie ,,Pierwszej kawy o poranku", będące już w moim rękach, zachwyciło mnie. Zachwyt nad urokiem książki zmienił się w wielką chęć natychmiastowego zapoznania się z książką. Nie potrafiłam się powstrzymać. Przeczytałam pierwszą stronę, która sprawiła, że w mojej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań dotyczącej historii. W tym momencie wiedziałam już, iż długo nie wytrzymać bez poznania wszystkich szczegółów, które miałam znaleźć na dalszych stronicach książki.
Czytając książkę ,,Pierwsza kawa o poranku" przeniosłam się do upalnego i pięknego Rzymu, zasiadałam wraz z bohaterami w barze, aby przyglądać się ich codziennemu życiu, skradałam się za Massimo, by móc dowiedzieć się o jego życiu prywatnych i uczuciach do pięknej Francuzki. Podróż wraz z tą książką była niesamowita, pełna włoskiego życia i zapachu kawy. Wraz z tą pozycją spędziłam dwa, miłe wieczory i polecam wam, jeśli szukacie niewielkiej objętościowo książki do spędzenia czasu w innym miejscu niż się znajdujecie.
Jak choruję, to nie czytam. A ten stan nadal trwa. Ale jak już czytam, to ... czytam w domu, czytam w plenerze, latem i zimą. Czytam też zbiorowo, z moim kotem i z moim partnerem. Osobno, nie w trójkę. Ewentualnie w parach. Gdy czytam, kot wygrzewa się na mnie i ma w nosie, że mi zasłania, ale kiedy jadę jako pasażer to bez naszej włochatej pociechy więc cała książka jest moja. Mój partner najczęściej wtedy słucha książek, jest absolutnym fanem audiobooków, a ja jakoś nie mogę się przekonać. A kot, jak to kot, wygrzewa kanapę. Całą ma dla siebie.
A w domu? W sypialni nie tylko śpię i śnię. Czytać w łóżku można na kilka sposobów. Na plecach, na boku, na brzuchu, leżąc na wznak, z podkulonymi nogami, na ukos. Można też półleżeć z poduszką pod karkiem (auć) lub oprzeć nogi o ścianę. Ja często siedzę na łóżku po turecku.
W cieplejsze dni próbowałam czytania na balkonie, ale to takie klaustrofobiczne, kiedy podnoszę wzrok i zamiast pustej wolnej przestrzeni widzę metalowe barierki oddalone ode mnie o pół metra. Z plenerów najbardziej lubię polany, plaże, no i ogród. Gdy odwiedzam rodziców zdarzają mi się sesje czytelnicze z mamą, częściej latem niż zimą, w ogrodzie właśnie. Choć mama czyta teraz zawsze i wszędzie. Od kiedy ma MP4 absolutnie oszalała na punkcie słuchanych książek i stała się jeszcze większym molem książkowym niż była (nie wiedziałam, że to możliwe). Jak nagle przestaje mówić, to wiem, że audiobook poszedł w ruch.
Gdybym miała ogromny parapet, taki jaki jest w wielu filmach przy wielkim oknie, z całą pewnością byłoby to moje miejsce. Na polskie parapety się nie wspinam, choć zdarzało mi się zasiedzieć na blacie kuchennym. W kuchni też czytam czekając aż czajnik zacznie gwizdać z gorączki.
Czytam przy telewizorze pomiędzy fragmentami filmu podczas tak zwanej przerwy reklamowej. Choć szczerze mówiąc, to ja pokusiłabym się o stwierdzenie, że przerwa owszem jest, ale filmowa. Nie czytam natomiast przy jedzeniu, ale przy picu owszem. Często przy gorącej kawie bądź zielonej herbacie.
W łazience również zdarza mi się czytać czekając na finish pralki. Nie mam jednego ulubionego miejsca na czytanie. O dziwo, nie przeszkadzają mi też przestrzenie małe i niewygodne, jak ratanowa skrzynia, która po kilku minutach wbija mi się w bok. Próbowałam czytania w wannie, ale ta dyscyplina zdecydowanie odpada. Zawsze się bałam, że utopię książkę, a teraz z czytnikiem w ogóle nie wchodzi to w grę.
Czytnik przydaje się za to w podróży, zwłaszcza nocą. Czytam w aucie, chyba że jestem kierowcą, to wtedy śpiewam. Jeżeli od wielkiego dzwonu podróżuję pociągiem, to również moim towarzyszem podróży jest książka (na studiach lubiłam jeździć i czytać a nie jeździć i paplać, i aż głupio przyznać, ale wolałam podróżować sama i mieć 5h czytania).
Nie czytam, kiedy jestem chora. Stąd ten wpis. Choróbsko ostatnio się przykleiło i nie chce odejść. I tylko żałuję, że w weekend będę jechać 4 godziny w jedną stronę, ale bez książki. Będę za to zdzierać głos ku uciesze innych kierowców, że tylko widzą kiepski spektakl karaoke a nie słyszą.
A w drodze powrotnej przywitam się z książką. Mam nadzieję, bo już ileż można...