logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: na-zimno
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2015-02-06 14:57
Recenzja na zimno Piękna intryga w starym świecie
Czarnoksiężnik Drachenfels - Jack Yeovil

Absolutnie obowiązkowa pozycja dla fanów uniwersum Warhammer. Książka ma małe wymiary ale jest zdecydowanie wielka duchem. Niezwykle ciekawa intryga, barwne totalnie nietuzinkowe postacie, cudowne opisy i to co w Warhammerze najlepsze czyli nastrój. Mrok, groza i okrucieństwo - jest twardo i brutalnie. Nie jest to książka bardzo przerażająca ale bajeczką dla dzieci również na pewno nie jest. Książka jest napisana bardzo dobrze, czyta się ją jak połączenie tego co najlepsze w powieści gotyckiej, powieści grozy i we współczesnym horrorze. Bardzo dobrze czuje się przedstawiony świat, barwny ale bardzo niebezpieczny i groźny. Autor umiejętnie przedstawia misternie skonstruowaną intrygę. Główni bohaterowie coraz bardziej grzęzną w lepkiej pajęczynie odbierającej im powoli możliwość wykonania jakiegokolwiek ruchu. Napięcie wzrasta z każdą kolejną stroną aż do mocnego, zaskakującego finału. Jest to powieść osadzona w świecie prawdziwego Warhammera. Ważne prawdziwego. Ogólnie Warhammer nie ma szczęścia do pisarzy. Ostatnio jest wręcz coraz gorzej. Mam wrażenie, że powstające cykle są napisane na kolanie - szybko i jedynie w celu nakręcenia kampanii marketingowej nowego produktu figurkowego lub komputerowego. W przypadku "Czarnoksiężnika" mamy do czynienia z czymś odmiennym. Powieść pochodzi z czasów gdy fabuła była podstawą Warhammera. Czytając miałem wrażenie, że jest to piękny, pogłębiony, pisany prozą zapis świetnie prowadzonej sesji WHFB. Słowem stary dobry Młotek z czasów gdy osią była fabuła a nie tak jak to się obecnie dzięki komputerom dzieje elementy zręcznościowe.

 

Dla kogo? Dla każdego. Jest to doskonałe wprowadzenie do starego świata. Ciekawa fabuła zainteresuje miłośników kryminału, silna kluczowa postać kobieca przypadnie do gustu paniom (Wampirzyca Genevieve Dieudonne to moim zdaniem jedna z ciekawszych bohaterek w literaturze fantasy) a dużo brutalnych walk zainteresuje panów. Polecam gorąco. 

Like Reblog Comment
review 2015-02-05 14:25
Recenzja na zimno - kończmy to !!
Zima Helikonii - Brian W. Aldiss

Trzeci i ostatni tom opisujący świat Helikonii. Biorąc do ręki tom pierwszy dziwiłem się dlaczego są tylko trzy - brakuje jesieni. Biorąc tom trzeci byłem za to wdzięczny. Po pierwszą część sięgałem z ciekawością, po drugą z nadzieją a po trzecią z kołaczącym się w głowie cytatem z Potopu "Kończ waść, wstydu oszczędź". Ostatni tom wiele nie zmienia, opisywane wydarzenia rozsypują się na przestrzeni wieków, wciąż obserwujemy całkiem ciekawy cykl życia planety - o to autorowi tak naprawdę chodziło - opisywane wydarzenia nie są ważne, ważna jest wizja obcego życia i obcej planety. Jest to nawet ciekawe ale pasuje raczej do jakiejś niedługiej pracy popularnonaukowej a nie do trój tomowej opasłej sagi SF. Czytanie trylogii, w której fabuła jest traktowana jako dodatek - męczy. No i tyle. Seria była nominowana do wielu nagród - trochę mnie to uznanie dziwi, no ale cóż ... w mój gust książka nie trafiła i tyle. 

 

Dla kogo? Dla ludzi, którzy rozpoczęli cykl, a których męczy świadomość niedokończonych spraw. No i może dla jakichś fanów bardzo twardego SF... no ale naprawdę takich ultrasów.

Like Reblog Comment
review 2015-02-05 13:50
Recenzja na zimno Eksperyment toczy się dalej
Lato Helikonii - Brian W. Aldiss

W recenzji pierwszego tomu wyraziłem nadzieję, że w drugim coś się zmieni. Nie zmieniło. Wciąż obserwujemy całkiem ciekawy świat. Fabuła jednak jak była rozlana tak rozlaną pozostaje. Wydarzenia chaotycznie rozsypane niczym puzzle wciąż nie tworzą całości. Dokonujemy przeskoku czasowego by móc podziwiać kolejny etap rozwoju planety związany ściśle ze zmianą jej pozycji w układzie względem gwiazdy. Bohaterowie pierwszej części znikają - no cóż w sumie minęło wiele czasu i należy to zrozumieć mało to książek opisuje sagi całych narodów na przestrzeni wieków? Tu jednak ... nie następują konsekwencje pierwszego tomu. Z czasem Aldiss skupia się na opisywaniu innych nacji i zupełnie innych zagadnień tak jakby to co się stało w pierwszej części kompletnie nie miało znaczenia. To oczywiście wpływa na pogłębienie uczucia beznadziejności przedstawionej linii fabularnej. Spójny pozostaje jedynie wątek stacji orbitalnej z powoli wariującą załogą ziemian. To co się dzieje z ludźmi od setek lat pozostającymi w izolacji mogłoby stanowić linę ratunkową dla tej powieści - ale nie stanowi. Wątek jest potraktowany po macoszemu i nie rozwijany w należytym stopniu. Niestety druga część nie zmieniła negatywnego wrażenia, które pozostało po lekturze tomu pierwszego

 

Dla kogo? Dla tych którzy z niewiadomych powodów sięgnęli po część pierwszą i zostali wychowani w przeświadczeniu, że jak się coś zaczyna to trzeba to skończyć.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-02-04 15:00
Recenzja na zimno Dziwne doświadczenie
Wiosna Helikonii - Brian W. Aldiss

Nie pamiętam jak trafiłem na cykl Helikonii. Twórczości Aldisa nie znam jakoś tak bardzo wybitnie. Czytałem wcześniej kilka jego książek z nurtu twardego SF nigdy jednak nie zaliczałem tego pisarza do grupy swoich ulubieńców. Spotkanie z Helikonią to tak jak napisałem w tytule postu - dziwne doświadczenie. Mamy tu do czynienia z powieścią niby fantasy ale tak na prawdę Science Fiction. Jest obca planeta, są nowe rasy inteligentne i nie tylko, pojawiają się ludzcy obserwatorzy z odległej, umierającej planety przyszłości. Poruszono zagadnienie podróży kosmicznej, dylatacji czasowej, ewolucji konwergentnej i kilku innych zagadnień z takiego hardcorowego SF. Czuć że książkę pisano w latach 80tych. Jest jednak jedna cecha, która moim zdaniem różni ten cykl od wszystkich innych. Otóż czytając miałem ciągłe wrażenie, że fabuła nie jest tu ważna. Kilka razy już spotkałem się z takim zjawiskiem ale wynikało to raczej ze słabego warsztatu autora. W przypadku Helikonii miałem ciągle wrażenie że linia fabularna nie interesowała autora. Przedstawione wydarzenia są miałkie, postacie płaskie, nieciekawe i bardzo krótkotrwałe. Zdarzenia nie przeplatają się, nie zazębiają. Bardzo ciężko jest utrzymać się w głównym nurcie tej rozlewającej się rzeki. Nie lubię takiego czegoś. Pierwszy tom mnie po prostu zmęczył i znudził. Skończyłem go mając nadzieję na jakiś zwrot akcji w następnym. Sytuacji nie ratuje nawet wyobraźnia autora, który często zadziwia swoimi pomysłami. Wiem dosyć dużo o naukach biologicznych i muszę przyznać że pomysły w wielu miejscach są zaskakujące i stanowią perełki w tej powieści. Pomysły były przez autora profesjonalnie konsultowane i w wielu miejscach czuć dotknięcie profesjonalisty. Mam wrażenie, że dopracowanie tych szczegółów było głównym celem autora. Książka to ... zaproponowanie świata. Jest to szkic świata pięknego ale pustego niczym skorupka orzecha. Świat ten jest nawet spójny jednak nie został wypełniony treścią.

 

Dla kogo? Nie polecam, książka nudzi. Poszukiwacze ciekawych pomysłów mogą tutaj coś dla siebie wygrzebać - przyszli pisarze SF mogą się również nauczyć jak nie rozpisywać linii fabularnej.

Like Reblog Comment
review 2015-02-04 13:11
Recenzja na zimno W poszukiwaniu Grozy
Wendigo i inne upiory - Algernon Blackwood

Na wzmiankę o tej książce - a w zasadzie o jej autorze trafiłem przypadkiem kilkanaście lat temu, podczas przeglądania przypisów do twórczości prawdziwego mistrza powieści grozy jakim H.P.L niewątpliwie był. Jako że Przeczytałem już wielokrotnie chyba wszystkie opowiadania Lovecrafta postanowiłem poznać twórczość pisarzy blisko z nim związanych i przez niego uznanych. Szczerze mówiąc poznałem ich już wielu ale do tej pory nic Algernona Blackwood'a  w moje chciwe łapki nie trafiło. Z wielką przyjemnością i nadzieją zasiadłem więc do lektury Wendigo, małej, zawierającej kilkanaście opowiadań książeczki. Na początku przestroga dla ewentualnych czytaczy - nie mówimy tutaj o horrorze - powieść grozy to osobny gatunek, który najprężniej funkcjonował na przełomie XIX i XX wieku. Musimy o tym pamiętać by zrozumieć specyficzny sposób pisania i realia epoki. Wtedy się pisało inaczej - wtedy inne rzeczy były straszne, ludzie nie mieli jeszcze poczucia całkowitego panowania nad światem, nauka nie przefiltrowała jeszcze każdego aspektu życia przez nieprzepuszczalny filtr racjonalizmu. Czytelnicy czytający dziś opis grozy jaka czai się za kręgiem światła rzucanego w nocy w lesie przez ognisko nie czują jej. Nie są w stanie ponieważ mało kto taką noc w lesie spędził. A jeśli spędził to pewnie mając w zasięgu ręki jakiś mocny szperacz, który w razie co rozświetli ciemności nocy. No a tak w ogóle to wiadomo że duchów ani innych maszkar nie ma a w naszej strefie klimatycznej nie żyje nić co mogłoby nam skutecznie zagrozić. Jesteśmy uzbrojeni w osiągnięcia epoki. Straszy nas już dziś coś zupełnie innego. Jednak czasami, gdy znajdziemy się nie tam gdzie zwykle, gdy nie mamy przypadkiem odpowiedniego sprzętu i gdy z mroku dobiega dźwięk który nie powinien z niego dobiegać a co więcej nie potrafimy powiedzieć co on oznacza - groza wraca. Właśnie dzięki takim chwilom możemy poczuć to co chciał nam przekazać autor piszący na przełomie wieków. Czujemy wtedy jak nawet najbardziej błahe acz niespodziewane dotknięcie - na przykład zwisającej smętnie gałązki - przeradza się w szarpnięcie jakiejś głęboko schowanej w naszej duszy struny, o której istnieniu już zapomnieliśmy. Struny te wciąż tam są. Książka jest już dziś nieco archaiczna i dla przeciętnego współczesnego czytelnika mrocznej prozy przyzwyczajonego do dużej ilości krwi, potworów i wnętrzności wylewających się z ekranów telewizorów, komputerów czy kart książek niektórych pisarzy na pewno może się wydawać słaba. Taka jednak nie jest. Groza jest tu niewytłumaczalna, subtelna, powoli się rozkręcająca i czyhająca na granicy poznania - na granicy słuchu, wzroku, zrozumienia - tuż poza naszymi zmysłami. Uwielbiam takie klimaty - Blackwood wzbudza powoli uczucie strachu, napięcia i niesamowitości - nie jest w tym co prawda tak skuteczny jak Lovecraft ale jest fajnie. Ważna rzecz - większość pisarzy współpracujących z H.P.L lub wzorujących się na nim wprowadzała do swojej prozy elementy zaczerpnięte z jego mitologii w mniejszym lub większym stopniu (możemy to zaobserwować nawet dziś u takich sław jak chociażby S. King). Twórczość Blackwooda jest inna - jest całkowicie niezależna, źródłem grozy nie są tu istoty z odległego międzygwiezdnego panteonu a raczej wywodzi się z tego co znamy a co również może być niesamowite. Blackwood jest bardzo ekologiczny, udowadnia siłę żywiołów, uczy szacunku dla natury i dawnych wierzeń. 

 

Dla kogo? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie - wydaje mi się że grono odbiorców, do których ta książka w należyty sposób mogłaby trafić jest dziś niezwykle wąskie. Jeśli lubisz się bać a czytając potrafisz przenieść się nie tylko w przestrzeni ale i w czasie, wczuć się w sposób postrzegania świata człowieka dziewiętnastego wieku - to biorąc do ręki tę książkę masz szanse poczuć tchnienie prawdziwej grozy. Mnie się to udało, choć muszę przyznać że nie było łatwo.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?