Urok dobrych kryminałów można zawrzeć w jednym zdaniu: nic nie jest takie, jakim się wydaje. Oto poznałam Nesbo i z ogromną przyjemnością dałam się przenieść do norweskich fiordów i wiecznego półmroku.
Norwegia. Gdyby nie daleka północ, byłaby rajem na ziemi. Przynajmniej tak ją postrzegamy z tej strony Bałtyku. Ale Norwegii Nesbo daleko do rajskiego ogrodu. Opieszała policja, skorumpowana władza, wszechmocny świat przestępczy. Powiązania między tymi trzeba sektorami są głębokie i trudne do rozwikłania. Czasami jednak wystarczy jedno słowo, jeden człowiek, żeby zachwiać fundamentami przestępczej organizacji.
Sonny odsiaduje wieloletnie wyroki za poważne przestępstwa w jednym z najpilniej strzeżonych więzień Oslo. Kefasowi, poczciwemu policjantowi, nie dają spokoju pozornie łatwe w rozwikłaniu morderstwa. Młoda ambitna nowicjuszka w Wydziale Zabójstw pilnuje, żeby wszystkie procedury dochodzeń były zachowane. Ale, jak wspomniałam we wstępie, nic nie jest takie, jakim się wydaje. Kiedy to odkrywam, pozwalam kreowanej przez Nesbo rzeczywistości pochłonąć mnie całkowicie.
Syna przeczytałam jednym tchem. Połączenie smykałki głównego bohatera "Prison Break" oraz misji rodem z "Krucjaty Bourne'a" przeciwko tym, co skrzywdzili, wciąga i nie puszcza aż do ostatniej strony. Powieść ta miała mnie zachęcić (lub nie) do powieści Nesbo i rzeczywiście rozbudziła apetyt na więcej. Żałuję tylko, że całość nie była jeszcze bardziej mroczna i brudna.
Ana Matusevic, miłośniczka dobrych książek i autorka JakMalowanego bloga