logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: owady
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2013-05-23 08:52
Imperium atakuje (Adrian Tchaikovsky "Klęska ważki")
Klęska ważki (Cienie Pojętnych, #2) - Adrian Tchaikovsky

Twórcy literatury fantastycznej uwielbiają pisać cykle. I w przeciwieństwie do autorów kryminałów, którzy wprawdzie tworzą kolejne tomy z tymi samymi bohaterami, ale z oddzielnymi sprawami, co pozwala na potraktowanie każdego utworu jako odrębnej całości, w fantastyce poszczególne tomy są ze sobą ściśle powiązane. Ma to oczywiście swoje dobre i złe strony. Dobre wtedy, gdy wykreowany świat nas zachwycił, z bohaterami nie możemy się rozstać, a fabuła jest tak niezwykle intrygująca, że gryziemy wręcz paznokcie z ciekawości, co też autor zafunduje nam w kolejnej odsłonie. Złe wtedy, gdy opowieść nie jest najwyższych lotów, ale w sumie chcielibyśmy się dowiedzieć jak się to wszystko skończy, gdy musimy latami czekać na kolejny tom opowieści (patrz: George R. R. Martin i jego Pieśń lodu i ognia), gdy fabuła wymyka się z rąk autora i rozrasta do monstrualnych rozmiarów lub gdy autor po prostu nie ma pomysłu na to, co dalej począć ze swoimi bohaterami, a publika domaga się kolejnych części (cykl o Lokim Ćwieka jest tu dobrym przykładem). W każdym razie wielotomowa opowieść jest jedną z bardziej charakterystycznych cech gatunku, a ja sięgam bez opamiętania po kolejne cykle i nawet jak mnie nie zachwyca, to śledzę losy bohaterów, bo nie lubię historii niedokończonych.

 

Klęskę ważki Adriana Tchaikovskiego przeczytałam tak naprawdę siłą rozpędu, bo przyniosłam z biblioteki dwa pierwsze tomy cyklu Cienie pojętnych, więc mimo zastrzeżeń do pierwszej odsłony opowieści, (o czym niedawno w tym wpisie wspominałam) postanowiłam sprawdzić jak autor radzi sobie z wymyślonym przez siebie światem, a przede wszystkim, czy wzbudzi we mnie więcej emocji niż podczas lektury Imperium czerni i złota. Dobra wiadomość jest taka, że drugi tom nie jest słabszy od pierwszego, a być może odrobinę ciekawszy. Powiększa się grono postaci, których losy śledzimy w poszczególnych wątkach, dochodzą nowi gracze i to nie byle jacy, bo sam Imperator osowców - Alvdan II oraz jego najbliższe otoczenie, władcy poszczególnych miast Nizin, generałowie armii, a na dodatek tajemniczy mag moskit, jednym słowem zdecydowanie akcja nabiera rozmachu i rozpędu. Niestety, głowni bohaterowie w tej części się rozdzielają, co powoduje, że towarzyszymy im w czterech, a później pięciu oddzielnych wątkach, do tego dochodzi jeszcze kilka wątków osowców i pewnej niebezpiecznej ważki, to dużo, a nie każdemu takie rozdrobnienie musi odpowiadać. Wielowątkowość ta  pozwala jednak na prowadzenie akcji w wielu miejscach jednocześnie, co zwiększa dynamikę. W połowie powieści akcja zdecydowanie przyspiesza, napięcie rośnie i zaczęłam śledzić ją z większym zainteresowaniem.

 

Co nadal pozostaje słabszą stroną utworu? Na pewno właśnie to, że akcja rozkręca się dopiero w połowie. Brakuje też pogłębienia portretów bohaterów, niestety tworzenie intrygujących postaci nie jest mocną stroną Tchaikovskiego. Tytuł tomu również nie wydaje mi się najszczęśliwszy, bo odnosi się właściwie do jednego z wielu wątków, w dodatku bez kluczowego znaczenia dla całości. Dla mniej doświadczonych odbiorców małe ostrzeżenie - nie czytajcie blurba z tylnej okładki, bo zdradza za wiele i psuje przyjemność z lektury.

 

Całość utworu obfituje w sceny batalistyczne, nic się właściwie jeszcze nie rozstrzyga, wojna między potężnym Imperium a próbującymi obronić swą niezależność Nizinami będzie jeszcze miała wiele odsłon. Czy sięgnę po kolejne tomy cyklu, by dowiedzieć się jak całość się zakończy? Nie wykluczam takiej możliwości, ale nie czuję wielkiej potrzeby, bo z dużym prawdopodobieństwem jestem w stanie określić, w którą stronę potoczy się akcja. Może autor jest mnie w stanie czymś zaskoczyć, ale mimo wszystko nie wychodzi on poza pewne dość ograne schematy. Cienie pojętnych na pewno nie staną się cyklem przeze mnie gorąco polecanym, zainteresowani niech sięgają po powieści Tchaikovskiego na własne ryzyko.

 

Adrian Tchaikovsky, Klęska ważki, przeł. Andrzej Sawicki, Rebis, Poznań 2010, okładka miękka, stron 680

Source: urshana.blox.pl/2013/05/Imperium-atakuje-Adrian-Tchaikovsky-Kleska-wazki.html
Like Reblog Comment
review 2013-05-11 05:50
Entomologiczne fantasy. Początek (Adrian Tchaikovski "Imperium czerni i złota")
Imperium Czerni i Złota (Cienie Pojętnych, #1) - Adrian Tchaikovsky

Mam słabość do kiczowatych okładek powieści fantastycznych. Naprawdę. A wzięło się to stąd, że zaczęłam czytać tego typu literaturę, gdy w Polsce skończyła się szarobura komuna i wydawnictwa zaczęły kusić kolorem z półek księgarskich. Byłam naprawdę młodą nastolatką i do dziś pamiętam zakupione osobiście tomy Davida Eddingsa i Andre Norton. Oczywiście dziś nie kieruję się wyłącznie okładką, ale daję się czasem skusić, zresztą nie zawsze z dobrym skutkiem.

 

Sięgnięcie po pierwszy tom cyklu "Cienie pojętnych" zostało spowodowane częściowo opinią innych blogerów, trochę też przypadkiem, bo w bibliotece akurat stał sobie na półce zestaw pięciu tomów, z charakterystycznymi dla fantastyki okładkami. Wojowniczy bohaterowie w dziwnych zbrojach, stosujący broń i czary jednocześnie - klasyka. Czy był to dobry wybór? No cóż...

 

Pierwszy tom nie powala na kolana i nie powoduje u mnie uczucia, że koniecznie muszę sięgnąć, już, teraz, natychmiast po kolejny, że chcę mieć na półce całość i rozkoszować się lekturą. Tak miałam przy "Malazańskiej księdze poległych" i choć w pierwszym wydaniu okładki są tak okropne, że w życiu bym po powieści Eriksona nie sięgnęła, to zostałam uwiedziona i zachwycam się treścią do dziś. Co mi przypomina, że chyba czas na kolejną porcję tegoż autora i jego cudownego, epickiego fantasy. Tchaikovski nie ma takiej siły przebicia. Skonstruował dość poprawną opowieść, której najmocniejszą stroną jest tak naprawdę sam pomysł na świat przedstawiony. Poszczególne rasy ludzi są bowiem w tajemniczy sposób spokrewnione z owadami i przejmują od nich pewne umiejętności. Mamy więc praktyczne i przyziemne żukowce, cechujące się sporą wytrzymałością, drapieżne osy, posługujące się w walce żądłami ognia, tajemnicze ciemce, doskonale widzące w ciemności, snujące intrygi pająki, walecznych modliszowców i tak dalej, można by jeszcze sporo wymieniać. Poznawanie przedstawicieli poszczególnych ras i ich specjalnych uzdolnień było dla mnie w przypadku tej powieści najciekawsze. Wykreowany świat jest różnorodny, zbudowany bardzo konsekwentnie i ma spory potencjał. Sam tytuł cyklu wziął się zaś od pewnego generalnego podziału, który przebiega między zbiorem poszczególnych ras. Otóż dzielą się one na dwie grupy - "pojętnych", czyli rozumiejących technikę, która zrewolucjonizowała całe uniwersum i spowodowała upadek kiedyś rządzących ras, zwanych "niepojętnymi", a wierzących w moc magii.

 

Imperium Czerni i Złota rozpoczyna swego rodzaju prolog, ukazujący upadek miasta Myny, właściwe wydarzenia rozgrywają się jednak siedemnaście lat po zdobyciu tegoż miasta przez Imperium Os. Jednym z głównych bohaterów jest Stenwold Maker, który w przeciwieństwie do mieszkańców miast - państw Nizin rozumie zagrożenie ze strony młodego, rozrastającego się sąsiada i przez kilkanaście lat buduje siatkę szpiegowską, która ma mu pomóc wytropić wroga i przestrzec rodaków przed zbliżającym się niechybnie niebezpieczeństwem. W powieści towarzyszy mu grupa młodych wychowanków, a także starzy przyjaciele. Wspólnie stawią czoła przeznaczeniu. Jak widać z tego krótkiego opisu, utwór raczej nie zaskakuje linią fabularną. Brakowało mi też w trakcie czytania niespodzianek. Było bowiem kilka momentów, które miały mnie zaintrygować, niestety, na długo przed wyjaśnieniem, potrafiłam określić, co się wydarzy. Dotyczyło to zwłaszcza relacji uczuciowych oraz tajemnic przeszłości. Za dużo oczywistych wskazówek i prowadzenia za rączkę.

 

Powieść dość sprawnie zmierza do punktu kulminacyjnego, wiadomo też od razu, że jest to zaledwie wstępna rozgrywka. Pojawia się dość ciekawa postać oficera wywiadu osowców - Tharlyka, który stanie się głównym adwersarzem Makera. Na pewno niebanalny jest też mistrz ostrza - modliszowiec Tisamon. Tchaikovsky nie zaskakuje, raczej posługuje się dość ogranymi schematami, podobnie jak wykorzystuje dość widoczne klisze z naszej rzeczywistości - ojczyste Kolegium Makera ma wiele cech starożytnych Aten, Imperium Os łączy w sobie elementy wielu totalitarnych mocarstw, z domieszką starożytnych Rzymian. Podobnych analogii jest oczywiście więcej. Nie pierwszy to autor i zapewne nie ostatni, który wykorzystuje znany mu świat i historię jako bazę do własnej autorskiej wizji. Może jestem czepialska, ale jakoś ostatnio tego typu chwyty mnie delikatnie drażnią.

 

Ponieważ książka jest debiutem, więc mogę uznać, że nie jest najgorzej, a o tym, czy brytyjski autor o polskich korzeniach się rozwija, przekonam się niebawem, bo z biblioteki zapobiegliwie przyniosłam dwa pierwsze tomy cyklu. Kilka słów o Klęsce ważki zatem niebawem. Wtedy zadecyduję, czy sięgnę po kolejne opowieści z pogranicza fantasy i steampunku (mechanizmy "pojętnych" bowiem zdecydowanie wpisują utwór w ten nurt) i na pewno nie dam się kusić wyłącznie kolorową okładką.

 

Adrian Tchaikovsky, Imperium Czerni i Złota, przeł. Andrzej Sawiski, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011, okładka miękka, stron 631

Source: urshana.blox.pl/2013/05/Entomologiczne-fantasy-Poczatek-Adrian.html
More posts
Your Dashboard view:
Need help?