logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: wilkołaki
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-02-24 08:03
Historie z życia wzięte...
Kroniki Bane'a - Johnson Maureen, Res-Brennan Sarah Clare Cassandra

Magnus Bane. Wielki Czarownik Brooklynu. Któżby go nie znał. Szczególnie jeżeli miał okazję zapoznać się z Darami anioła lub Diabelskimi maszynami. Jest to tak znana postać, jak sama autorka, która nie tylko stworzyła wcześniej wspominane serie, ale także powołała wszystkie te cudowne postacie, w tym także jegomościa.

 

Pisarka naprawdę przeszła samą siebie, tworząc tak niezwykłą i nietuzinkowa osobowość, jaką wyróżnia się wspominana na początku persona. Częściowo, jego ekstrawagancki styl mogliśmy poznać już w Diabelskich maszynach, chociaż nie było tam tego aż tak dużo. Dopiero Dary anioła dały lepszy wgląd zarówno w jego życie, jak i upodobania w wielu płaszczyznach życia, a co za tym idzie sprawiło, iż wielu czytelników zaczęła fascynować, postać Magnusa. Zresztą, nie ma w tym nic dziwnego. To bohater, którego po prostu nie sposób nie polubić.

 

Kroniki Bane’a to zbiór opowiadań o tych najważniejszych wydarzeniach z życia czarownika, które miały wpływ na to, jaki jest i jak postrzega życie oraz Nocnych Łowców. Dzięki nim po raz kolejny będziemy mogli spotkać się z ukochanymi bohaterami, a także poznać pewne wydarzenia z ich życia, w których Magnus miał spory udział. Chociażby wizyta matki Clary, która nie chciała, aby córka znała swoje dziedzictwo lub co łączy Raphaela z czarownikiem i wielu wielu innych.

 

Cassandry Clare nie trzeba przedstawiać, jednak tym razem autorka nie pracowała sama. W tworzeniu opowiadań o życiu Magnusa pomagały jej dwie koleżanki po fachu: Sarah Rees Brennan oraz Maureen Johnson. Obie Panie mają już dość pokaźny dorobek literacki na swoim koncie. Pierwsza z nich tworzy głównie historie z gatunku fantasy, natomiast specjalnością drugiej są opowieści new adult. Wszystkie trzy Panie łączy to, że za docelową grupę odbiorczą swoich czytelników wybrały młodzież.

 

Przyznam szczerze, od początku byłam dość sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Jak dla mnie Clare radzi sobie idealnie z tworzeniem nowych historii. Jej styl nie wymaga żadnych ulepszeń, a już na pewno niewtrącania i łączenia go z zupełnie innym. Przecież na świecie nie ma dwóch takich samych osób, więc co tu dopiero mówić o dwóch, a nawet trzech pisarkach, które pisałby, może nie identycznie, ale dość podobnie. Właśnie z tego powodu narodziły się moje obawy, iż w trakcie lektury będą powstawały małe „zgrzyty”. No dobra. Może moje obawy okazały się ciut na wyrost, każde opowiadanie wciąga od początku do końca, to jednak nadal wolałabym, aby autorka sama pisała każdą historyjkę. Mam wrażenie, że wszystko mogłoby wyglądać wtedy bardziej ekscytująco. W końcu to ona sama powołała do życia wszystkie te postacie i wykreowała od podstaw zarówno świat Nocnych łowców jak i podziemnych.

 

O bohaterach w sumie nie ma potrzeby pisać, bo każdy, kto zna powieści z uniwersum Nocnych Łowców, doskonale zna większość z nich: Will, Camille, Raphael, Tessa, Jem, Alec i inni. Fakt, możemy poznać, chociaż dość ogólnikowo, kilka zupełnie nowych: Jamesa Herondale (syn Willa i Tessy) lub Grace Blackthorne (adoptowana córka Tatiany), a także spotkać tych, których rola w poprzednich powieściach była minimalna: ojciec Willa, Tatiana Blackthorne z domu Lightwood (córka Benedicta – tego wielkiego robala :P).

 

Kroniki Bane’a są naprawdę fajnym i miłym dopełnieniem lub uzupełnieniem (jak kto woli) świata Nocnych łowców. Z całą pewnością fani zarówno trylogii Diabelskie maszyny, jak i serii Dary anioła, będą z niej zadowoleni. Polecam!

Like Reblog Comment
text 2015-01-03 20:14
Wampiry vs. Wilkołaki

WAMPIR

 

 

Fantastyczna istota, żywiąca się ludzką krwią, prawie nieśmiertelna, o ludzkiej postaci i charakterystycznych wydłużonych kłach. Wampirom przypisywane są liczne zdolności paranormalne, m.in. regeneracja, hipnoza, wyczulony słuch, niezwykła prędkość oraz ogromna siła.

 

Według słowiańskich wierzeń, powstawał z niepogrzebanych (niespalonych) zwłok, stąd jego silne związki z własną rodziną – jej dręczenie, jeśli nie dopełniła obowiązku wobec zmarłego, oraz stosunki mężczyzn-wampirów (zmarłych daleko od domu, zaginionych i powracających) z własnymi żonami. Znajomość sposobów ich zwalczania sugeruje, że słowiański wampir musiał mieć swój odpowiednik w innych kulturach. Niewykluczone, iż jedną z dróg rozprzestrzenienia się „wampiryzmu” były opowieści słowiańskich mamek, opiekujących się we wczesnym średniowieczu zachodnioeuropejską dziatwą.

 

Zmarły mógł się przeistoczyć w wampira (wąpierza, upiora) z różnych przyczyn. Stawali się wampirami ludzie, których za życia ktoś przeklął; zmarli śmiercią gwałtowną; ci których zwłoki sprofanowano (przy czym ciekawym jest, że aby zabić wąpierza należy właśnie dokonać profanacji jego zwłok); zmarli, nad którymi przeskoczyło zwierzę, samobójcy i wiedźmy. W niektórych regionach wierzono także, iż potencjalnymi wąpierzami są ludzie rudzi, leworęczni, posiadający jedną zrośniętą brew lub wyposażeni w podwójny komplet zębów. Brak stężenia pośmiertnego i rumiana twarz były znakiem, iż zmarły może przeistoczyć się w wąpierza. Objawami działania upiora miały być: coraz większe osłabienie, bladość i pot na czole po obudzeniu oraz koszmarne sny i stałe uczucie wielkiego zmęczenia.

 

Wampiry nie lubią czosnku i cebuli, stąd dobrze jest mieć w domu nieco tych warzyw. Wskazane jest ich spożywanie. Wąpierza można też skutecznie odstraszyć, wbijając nóż w jego cień. Demony te mogą przybierać też postać nietoperzy i innych zwierząt. Wąpierze w swym demonim wcieleniu są wrażliwe na srebro, które je odstrasza, ale nie unicestwia. Wampira można zabić przebijając jego serce drewnianym kołkiem, najlepiej osinowym, albowiem osika w wierzeniach Słowian miała moc odpędzania złych duchów. Podobne moce przypisywano gdzieniegdzie szakłakowi. Inną skuteczną metodą było obcięcie wąpierzowi głowy i ułożenie jej między jego nogami. Dla pewności można było wepchnąć nieboszczykowi w usta główkę czosnku, kawałek żelaza lub cegłę, albo też włożyć do trumny pędy dzikiej róży, głogu czy tarniny. Aby zapobiec przemianie nieboszczyka w wąpierza wkładano do trumny kawał żelaza, układano również zwłoki twarzą do dołu.

 

Słowiański wąpierz trafił do kultury angielskiej pod nazwą „vampyre”, spopularyzowaną przez powieść Brama Stokera Dracula z 1897 roku, ukazującą diaboliczną działalność hrabiego Draculi, rodem z Transylwanii, a także wcześniejsze powieści Giaur George’a Byrona z 1813 i The Vampyre Johna Williama Polidoriego z 1819). Wraz z kulturą masową powrócił do nas jako „wampir”.

 

Cechy wampira posiadają zapożyczona z południa strzyga i strzygoń, choć bardziej zbliżają się one do duchów zmarłych gwałtowną śmiercią, występujących pod postacią dzikich ptaków.

 

Wampiry w wierzeniach ludowych wywodzących się z folkloru cygańskiego mogą mieć dzieci. Mityczna istota, mieszaniec, wampir półkrwi, rodzący się ze związku ludzkiej matki i wampirycznego ojca nazywany jest dhampirem.

 

WILKOŁAK

 

 

W wielu mitologiach i legendach, to człowiek, który potrafił się przekształcić w wilka. Był wtedy groźny dla innych ludzi i zwierząt domowych, gdyż atakował je w morderczym szale. Wierzono, że wilkołakiem można stać się za sprawą rzuconego uroku lub po ukąszeniu przez innego wilkołaka. Przeistoczenie w wilka było również możliwe dzięki natarciu się specjalną maścią.

 

O wilkołakach można było usłyszeć już w starożytności. To wtedy pojawił się mit o Lykaonie - niesławnym królu Arkadii, który to powątpiewając w moce bogów, postanowił poddać ich próbie i zaprosił ich na ucztę. Wraz ze starszymi synami zamordowali najmłodszego syna. Obdarli go ze skóry, rozczłonkowali i ugotowali w kotle. Taką to upiorną potrawę Likaon podał Zeusowi. Ten natychmiast wyczuł, że to człowiek, i odmówił jedzenia. Wściekły Zeus postanowił ukarać Likaona i jego synów - zamienił ich w wilki.

 

Inna wersja tego mitu mówi że w wilki pozamieniał ich Dionizos, jedyny z bogów Olimpu który nie miał nic przeciwko kanibalizmowi. Zaś jego celem było ocalenie Likaona i jego synów przed gniewem innych bogów. Od tamtej pory raz na dziesięć lat pasterze z Arkadii podczas dzikich orgii Dionizji niejako odtwarzali ten mit, mordując dziecko i gotując z niego zupę. Wybrany mężczyzna musiał zjeść ową zupę, a następnie przejść przez rzekę, gdzie przez dziesięć lat miał żyć z wilkami. Potem wolno mu było powrócić do ludzi. Rytuał ten miał na celu zabezpieczenie stad przed atakami wilków, wszak człowiek był wśród wilków i mógł je odciągać od ludzkich pastwisk. Zaś magiczną moc potrzebną do zmiany człowieka w wilka zapewniał fakt, że czynił to sam Dionizos – spersonifikowany w zamordowanym dziecku. Wierzono bowiem, że każde dziecko, które zostanie żywcem obdarte ze skóry, rozczłonkowane i przyrządzone, faktycznie staje się bogiem pijanego szału. To zaś odnosi się do mitu o dzieciństwie Dionizosa, którego zazdrosna Hera kazała zamordować. Wysłała więc tytanów by dokonali dzieła, ci odarli go ze skóry, upiekli i zjedli. Szczęściem w porę pojawił się Zeus, spalił tytanów piorunem i z popiołów odtworzył winnego boga.

 

W średniowieczu twierdzono, że niekiedy w wilki zmieniali się Berserkowie z mitologii nordyckiej, gdy upojeni morderczym szałem zatracali wszystko co ludzkie.

 

W szesnastym i siedemnastym stuleciu powszechnie wierzono, że człowiek mógł stać się wilkołakiem zawierając pakt z diabłem. Częste były procesy o wilkołactwo, bodaj najsłynniejszym z nich był proces niejakiego Gilles'a Garniera, który w roku 1573 zamordował kilkoro dzieci w okolicach burgundzkiego miasta Dole. Schwytany na gorącym uczynku zeznał, że zawarł pakt z diabłem, który pokazał mu, jak stać się wilkiem za pomocą magicznego pasa. Garnier po bardzo długich torturach został spalony na stosie 18 stycznia 1574 roku.

 

Wierzono ponoć, że ludzie mający głębokie poczucie obowiązku dopełnienia zemsty, a nie posiadający dość siły godzili się dobrowolnie przyjąć klątwę. W głębokim lesie w kotle warzyli magiczne zioła i wygłaszali inkantacje (zaklęcia). Na końcu zaś narzucali na siebie skórę wilka i zostawali przeklęci. Wierzono, że łączyła ich przez tą wilczą skórą magiczna więź, która sprawiała, że kiedy ją nałożyli, mogli zmienić się w wilka. Jednak w pełni odczuwali wszystko co, się dzieje z tą skórą, takoż cięcie jej nożem powodowało głębokie rany na plecach, zaś spalenie mogło wręcz zabić. Takich ludzi nazywano "Pasterzami wilków", gdyż mieli władzę nad tymi zwierzętami, mogli więc polować na ludzi całym stadem. Wierzono, że posiadali też dar wilczej mowy, w której to wydawali rozkazy.

 

*******

 

We współczesnej literaturze obie rasy są dość często "wykorzystywane" przez pisarzy. Zazwyczaj wygląd, zdolności, pochodzenie czy też słabości, są zależne właśnie od kreatywności autorów.

 

Czy zastanawialiście się kiedyś, czy czytacie więcej książek z motywem wampirycznym czy wilkołaczym? Jeżeli jesteście tego ciekawi tak samo jak ja, to zapraszam do wspólnej zabawy.

 

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-12-20 22:28
Egzorcyzmy Dory Wilk
Egzorcyzmy Dory Wilk - Aneta Jadowska

Aneta Jadowska szturmem zdobyła polską „scenę” urban fantasy, a co za tym idzie, także i serca fanek oraz fanów tegoż gatunku. Wszystko to za sprawą swojej debiutanckiej powieści – Złodzieja dusz, otwierającym heksalogię o Dorze Wilk.

 

Na przestrzeni sześciu tomów tejże serii, poznajemy i przeżywamy nie mało przygód wraz z główną bohaterką Teodorą „Dorą” Wilk. Wiedźmą łączącą w sobie sprzeczne geny Pani Północy i magii płodności… i jeszcze kilka innych na dokładkę. Trzeba również wspomnieć, że Dora to kobieta magnes… na kłopoty oczywiście. W Egzorcyzmach Dory Wilk piątym i zarazem przed ostatnim tomie serii nasza protagonista po raz kolejny wpadnie w nie lada kłopoty. Jednak mała rzecz odróżnia je od poprzednich, z których Dorze udało się wyjść obronną ręką. Tym razem wiedźma nie jest do końca pewna czy uda jej się wyjść z tego cało i to w dosłownym sensie. Wszystko z powodu śledztwa, które swój początek ma w niemagicznym Toruniu.

 

Ktoś zabija młode kobiety i pozostawia na nich dziwne słowa. Z tego powodu, nawet nad wyraz praktyczna Bogna zdaje sobie sprawę, że za tym wszystkim kryje się coś więcej niż zwykły zwyrodnialec. A przecież z tym, co niezwykłe tylko Dora potrafi sobie najlepiej poradzić. Jednak nikt nie spodziewał się tego, że zwykła ludzka sprawa wciągnie naszą wiedźmę do piekła – dosłownie.

 

Długo. Oj, bardzo długo, zwlekałam z lekturą tego tomu. Wolałam mieć pod ręką ostatni już tom z przygodami ulubionych bohaterów. W końcu stało się… zasiadłam do czytania i po prostu przepadłam! Od tej książki nie da się oderwać. Nawet jak trzeba odłożyć ją na bok i zająć się czymś innym, to można być pewnym, że ciekawość: podkręcana przez autorkę już od pierwszych stron; nie da chwili wytchnienia, dopóki ponownie nie weźmie się jej do ręki. Zwłaszcza że znajdzie się w niej wszystko, za co fanki pokochały heksalogi, a szczególnie – Miron i Baal. Często przebywający w jednym pokoju. Do pełni szczęścia (oczywiście mówię o własnej osobie) brakuje tylko Romana. Wtedy z pewnością rozpłynęłabym się całkowicie. Oczywiście uwielbiam również Joshuę, ale to wymieniona wyżej trójka (właśnie w tej kolejności) niezaprzeczalnie skradła moje serce.

 

Jednak to nie jedyna zaleta Egzorcyzmów… jest jeszcze bowiem świetna fabuła, dzięki której możemy lepiej poznać kolejny fragment życia protagonistki. Tym razem pada na piekło. Co za tym idzie, wraz z rozwojem sprawy, w jaką wplatała się Dora, poznajemy równocześnie historię Baala, hierarchię wśród demonów, czy też różnice, po których łatwo odróżnić, z jakiego gatunku jest dany osobnik i najciekawsze: jakie są najważniejsze priorytety dla tych mieszkańców włości Lucyfera. Co więcej, dowiemy się również, na czym polega status oblubienicy Pana Demonów, jakie obowiązki się z tym wiążą i dlaczego padło akurat na naszą wiedźmę. Gdy dodamy do tego stale zwiększające się tempo akcji pełne zaskakujących zwrotów, nie pozostaje nic innego – jak tylko chylić czoła przed talentem pisarki oraz trzymać kciuki jak najmocniej, aby nie przyszło jej do głowy zaprzestać tworzyć.

 

Na przestrzeni kolejnych tomów zmieniała się przede wszystkim protagonista, dostosowując się do tego, jakie kłody ma rzucane pod nogi. Jednak nie tylko to, jest jeszcze kilka innych niuansów, które uległy zmianom. Najważniejszym i najbardziej zauważalnym jest klimat, który z tomu na tom robił się ciut mocniejszy i mroczniejszy, aby w „piątce” osiągnąć apogeum. W tej części jest brutalniej, bardziej tajemniczo, a mrok dosłownie wylewa się ze stron.

 

Jadowska doskonale utrzymuje poziom, jaki narzuciła sobie pierwszym tomem. Ba! Powiem więcej, z każdym kolejnym tomem podnosiła go ciut wyżej. Jednak w przypadku Egzorcyzmów Dory Wilk, autorka przeszła samą siebie. To, z jaką łatwością wywołuje w czytelniku pełną gamę emocji (od lekki obaw, przez wszystkie stadia rozwijającego się strachu, aż po zapierające dech przerażenie) tylko na przestrzeni jednego, no może dwóch, góra trzech, akapitów jest naprawdę niesamowite. Nie można przecież zapomnieć, że nie tylko takie uczucia będą nam towarzyszyć.

 

Egzorcyzmy Dory Wilk to naprawdę niesamowita powieść i to tak bardzo, że ciężko było mi sklecić jakieś sensowne zdania na jej temat. Najchętniej ograniczyłabym się do okrzyków: „niesamowita!”; „wspaniała”; „niepowtarzalna”, oraz wszelkich „ochów” i „achów” względem scen z Mironem i Baalem (czyli często i gęsto). Strach pomyśleć co to będzie, jak zacznę pisać o Na wojnie nie ma niewinnych.

 

Gorąco polecam nie tylko fanom autorki oraz Dory, bo w tym przypadku rozumie się samo przez się, że lektura nie podlega dyskusji, ale także tym, którzy jakimś cudem jeszcze ich nie znają. Radze jednak zacząć od tomu pierwszego. Z pewnością nie pożałujecie.

Source: gardensofimagination.blogspot.com/2014/12/egzorcyzmy-dory-wilk-aneta-jadowska.html
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-12-20 22:23
Miasto niebańskiego ognia
Miasto Niebiańskiego Ognia - Cassandra Clare

Nigdy nie wiem, co mnie czeka, gdy rozpoczynam lekturę kolejnej książki. Tym bardziej, jeżeli jest ona pierwszym tomem jakiejś większej serii. Podobnie było również w przypadku Miasta kości otwierającego cykl Dary Anioła autorstwa Cassandry Clare. Naprawdę długo się przed tym wzbraniałam, ale w końcu ciekawość (co też jest takiego w twórczości tej pisarki, że zdobywa tylu fanów na całym świecie) okazała się znacznie silniejsza. I co? Po pierwszych kilku rozdziałach po prostu przepadłam. Z zapartym tchem zaczęłam śledzić kolejne przygody ulubionych bohaterów, aż w końcu przyszedł czas całkowite zakończenie…

 

Sebastian nie kłamał – nadchodzi. Jego celem jest zgładzenie wszystkich Nefilim i skąpanie całego świata we krwi i przemocy. Jednak by tego dokonać musi mieć armię oraz sojuszników, dlatego rozpoczyna swoją vendettę od ataków na instytuty rozrzucone po świecie, aby ich mieszkańców siłą zmusić do przemiany w Mrocznych.

 

Clave, zamiast działać i spróbować przeciwstawić się Sebastianowi, woli ewakuować wszystkich Nocnych Łowców do Alicante. Jednak nawet tam nie jest bezpiecznie. Już nie…

 

Jace, Clary, Alex, Izzy oraz Simon mają dość bezczynności i postanawiają działać na własną rękę. Każde z nich zdaje sobie bowiem sprawę, że tylko oni mogą pokonać wroga. W tym celu udają się do Edomu, gdzie zaszył się Sebastian. Co ich tam czeka? Jaki finał będzie miało to starcie?

 

Z utęsknieniem, ale i przerażeniem czekałam na Miasto niebańskiego ognia. Nie mogłam się doczekać, kiedy poznam finał ukochanej serii, równocześnie nie miałam ochoty rozstawać się z jej bohaterami. Ot, przewrotność kobiecej logiki. Jednak jak zawsze wygrała babska ciekawość, więc z wypiekami na twarzy zasiadłam do lektury. Starałam się naprawdę ograniczać, a co za tym idzie dozować sobie te powieść, aby nie musieć za szybko odkładać jej na półkę. Udało się? Ani trochę. Wystarczyło przeczytać kilka pierwszych zdań, aby historia stworzona przez Cassandrę Clare porwała mnie i pochłonęła bez reszty. Jak zawsze zresztą.

 

Nim jednak przejdę do właściwej części mojego wywodu, chcę napomknąć o jednej sprawie. Mianowicie, nim jeszcze zebrałam się w sobie i dałam się skusić powieści, często podczytywałam jej recenzje na blogach i cały czas mnie zastanawiało, dlaczego spory gros osób pisze, że warto najpierw zapoznać się z tomem finałowym Diabelskich maszyn. Teraz już wiem i naprawdę zachęcam do skorzystania z tej rady. Są bowiem ku temu dwa dość ważne (według mnie) powody. Po pierwsze – sporo wątków z Darów Anioła jest dość mocno powiązanych ze sobą, zarówno za sprawą bohaterów, jak i niektórych wydarzeń rozgrywających się na kartach Mechanicznej księżniczki. Po drugie i chyba najważniejsze – w Mieście niebiańskiego ognia Clare wyjawia kilka istotnych tajemnic, które w zakończeniu wiktoriańskiej trylogii nie są do końca rozwiązane. Poznanie ich przed czasem może po prostu odebrać frajdę z czytania MK.

 

Pisarka, jak zawsze zresztą, już od prologu wrzuca czytelnika w sam środek akcji, dzięki czemu ma pewności, że późniejsze wyciszenie tempa, nie spowoduje odłożenia książki na bok. Zresztą nie ma się temu, co dziwić, bo chociaż wszystkie wydarzenia toczą się spokojniej, to jednak stan niepewności, ciężkiego oczekiwania na to, co jeszcze przytrafi się bohaterom oraz przeczucie, że nie będzie to nic miłego, stają się praktycznie nieodłącznym i narastającym (z rozdziału na rozdział) elementem klimatu czytanej powieści. Poza tym, Clare ma smykałkę do zaskakiwania niespodziewanymi zwrotami w najmniej odpowiednich momentach. Chodzi mi oczywiście zarówno o ten pozytywny, jak i negatywny wydźwięk tego stwierdzenia. Jednak niezależnie od tego, każdy taki moment niesie ze sobą wiele różnych emocji od strachu poprzez lekkie obrzydzenie, aż do nadmiernej ekscytacji. Jeżeli chodzi o fabułę, pisarka w iście mistrzowski sposób łączy ze sobą elementy różnych serii, dzięki czemu mamy okazję nie tylko spotkać starych znajomych, cieszyć się przygodami obecnych, ale także poznać zupełnie nowych, których losy przyjdzie nam poznać już niedługo. Jednak mimo to, nie ustrzegła się kilku wpadek: niektóre sytuacje były dość przewidywalne, a szczególnie ich wpływ na dalszy głównego wątku, nie umniejsza to jednak frajdy z czytania.

 

Miasto niebiańskiego ognia to naprawdę świetne zakończenie wspaniałej serii, choć przyznaję, że po cichutku liczyłam na coś ciut bardziej spektakularnego. Mowa tu oczywiście zarówno o wątku Sebastian, jak i ogólnego finału serii. Mimo to, gorąco polecam każdemu, kto zna poprzednie tomy i chociaż w najmniejszym stopniu zapałał do nich sympatią. Naprawdę warto!

Source: gardensofimagination.blogspot.com/2014/12/miasto-niebanskiego-ognia-cassandra.html
More posts
Your Dashboard view:
Need help?