Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
Moją recenzję pierwszego tomu cyklu przeczytacie TUTAJ ;)
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
Drugą książka Dana Browna, którą miałam okazję przeczytać były "Anioły i demony", które podobały mi się o wiele bardziej niż "Kod Leonarda da Vinci". Zresztą tak samo było z filmem.
Tak naprawdę jest to pierwszy tom, w którym poznajemy Roberta Langona. W tej części historyk sztuki zostaje pilnie wezwany do CERN, w którym ma za zadanie zidentyfikować zagadkowy wzór wypalony na ciele zamordowane fizyka. Wskazówki, które odkryje zaprowadzą go do Watykanu, a tam robi się coraz ciekawiej.
Napięcie w książce budowane jest stopniowo. Zagadki, które towarzyszą Langonowi nie są jednak tak efektowne jak w "Kodzie Leonarda da Vinci". Jednak naprawdę lepiej się bawiłam przy "Aniołach i demonach" niż przy "Kodzie..."
Zastanawiam się, skąd moje upodobnianie do spisków, teorii spiskowych, tajemnic, odkrywania tego co nieznane? Może to przez Indiana Jones, który pod wieloma względami przypomina mi głównego bohatera, czyli Roberta Langona. Różni ich wygląd, ale są podobni jeśli chodzi o zamiłowanie do tajemnic i ich rozwiązania. Nawet zawody ich są w pewnym sensie pokrewne. Archeologi (Indiana Jones) a historyk sztuki (Robert Langon). No przecież widać, że oboje kochają historie.
U Dana Browna dodatkowo wszelakie tajemnice i teorie spiskowe są wplątane w chrześcijański kościół. Chyba to sprawiło, że zainteresowałam się tymi książkami, choć może bardziej rozreklamowanie "Kodu.." i jego antyreklama w kościele, która prawdę mówiąc (dla mnie) okazała się lepszą reklamą niż polecenie książki przez znajomego.
Jeśli zaś chodzi o fabułę. No cóż, ja ją kupuję. Choćby fakty były naciągane nie wiadomo ja bardzo - nawet nie wnikam jak bardzo, bo i po co, to i tak uwielbiam rozwój akcji i tajemnic w powieści. Zresztą chyba każdy wie, iż książka ta jest literaturą rozrywkową i nikt raczej serio nie traktuje faktów podanych przez autora.
Najważniejsze, że wszystko w powieści się klei i każdy element układanki pasuje do siebie. A dzięki temu książkę się szybko czyta, a raczej się ją pochłania.
I zakończenie. Jak i poprzednio - tym złym okazuje się ktoś, kogo się nie spodziewamy. Ale to nie jest zbytnio ważne, bo później jeszcze następuje zwrot akcji, który był genialny i który pozostanie w mojej pamięci na długi czas.
Świetny kryminał, prawdziwy page-turner! Poleciłabym zwłaszcza tym, którzy byli w Rzymie i kojarzą opisywane miejsca i zabytki. Miło sobie powspominać, bardzo dużo detali, naprawdę pięknie oddana sceneria, która tak naprawdę nie pełni tylko roli tła, ale powiedziałabym, że Rzym i Watykan są pełnoprawnymi bohaterami tej książki. Są jednak dwie drobne rzeczy, do których się przyczepiam. Pierwsza, pomimo całej sympatii, którą darzę postać Roberta Langdona, miałam nieodparte wrażenie przesadnego nawiązania do Jamesa Bonda, (nijak się to ma do mojego wyobrażenia profesora historii sztuki). Oraz druga - nie wiem czy tak jest tylko w polskim tłumaczeniu czy też w oryginale - nagromadzenie wyrazu "zdobycz" i "nagroda" w stosunku do Vittorii. Po kilkakrotnym natknięciu się na nie w tym samym rozdziale, po czym w następnym i kolejnym, słowa te stały się prawdziwie irytujące. Jednakże, to tylko drobnostki, które tak naprawdę nic nie ujmują tej wciągającej historii. Polecam!