logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: średniowiecze
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2014-09-18 18:46
Cecilia Randall - "Hyperversum" plus tom drugi
Hyperversum - Cecilia Randall
Hyperversum 2. Sokół i lew - Cecilia Randall

Cykl Hyperversum wykorzystuje manewr, który na pierwszy rzut oka wydaje się być tym najbardziej interesującym: podróż w czasie. I to nie byle jaka podróż, ale przy wykorzystaniu gry komputerowej, co znacznie zwiększa zasięg potencjalnych czytelników. Tym smutniej się robi, gdy wychodzi na jaw, iż gra to tylko substytut wehikułu, i jeśli autorka nawet ma już pomysł na wyjaśnienie kwestii podróży, to nie podzieliła się nim ani w tomie pierwszym, ani drugim.

 

Zatem grupa przyjaciół trafia do średniowiecza, do Francji z czasów, gdy jej istotna część była w posiadaniu angielskiego króla Jana bez Ziemi, znanego nam wszystkim z legend o Robin Hoodzie. Jednym z bohaterów, najstarszym, jest Ian - sierota, miłośnik historii, którego ten czas fascynuje. Zresztą nie tylko ten czas, ale także pewna dziewczyna, o której się naczytał w czasie nauki. Stąd też wybór tego okresu. Dzięki temu, że faktycznie zostali przeniesieni w czasie Ian pozna swoją muzę, a powieści na sporą chwilę zmienią się w romans.

 

Seria dałaby się czytać na tle innych, skierowanych do młodych czytelników. Hyperversum ma kilka atutów, z których najważniejszym jest historia owych czasów. Zupełnie nienachalna, wcale nie wymagająca historia, która - kto wie? - niektórych może zainteresować średniowieczem z początków trzynastego wieku. Także wspomniany już wątek uczuciowy nie jest zły, bo i kiedy wytrwałe zdobywanie serca kobiety mogłoby być lekturą złą? Niestety cykl ma także problemy, i to takie całkiem poważne. Przede wszystkim autorka zdecydowanie nadużywa opisów, które przeważnie absolutnie nic nie wnoszą do lektury. Przerzuciłem całe setki ekranów mojego Kindle'a na których do czynienia miałem z niczym, jak tylko zwykłą grafomanią; opisem, który był zupełnie o niczym i nic nie znaczącym. Drugim problemem są natomiast sami bohaterowie, którzy obojętnie jak bym się nad czytnikiem nie wysilał nie wyglądają jak młodzież naszych czasów. Postaci bardzo rzadko zachowują się tak, jak można by się spodziewać po mających łatwe życie nastolatkach/dwudziestoparolatkach nagle rzuconych w czasy totalnie ciemne, gdzie nie ma absolutnie nic z rzeczy, które dla ludzi naszych czasów zdają się wręcz niezbędne. Nie, tu bohaterowie są nie dość, że nagle twardzi i dojrzali, to jeszcze nieco razi czytelnika sposób ich mówienia, a także dokonywane czyny. Z jednej strony są mocno infantylni, z drugiej szybko się adaptują do otoczenia, łączą ich także mocne uczucia przyjaźni, zbyt mocne jak na w sumie dość przypadkową grupę nastolatków naszych czasów, bardziej przypominające więzy pomiędzy przyjaciółmi dawniej, gdy honor i zwyczaj miały o wiele większe znaczenie. Jakoś mi to nie pasuje, choć szybko się przyzwyczaiłem, dawniej zaczytywałem się w książkach Hanny Ożogowskiej czy Aleksandra Minkowskiego, wypełnione po brzegi relacjami (i emocjami) tego typu.

 

Tom pierwszy dał radę mnie zaskoczyć fabularnie, choć po prawdzie wynikało to bardziej ze znudzenia, niż faktycznych umiejętności prowadzenia fabuły; przysypiałem, więc straciłem czujność. Mimo słabości książki sięgnąłem po tom drugi, pełen obaw, ale na szczęście dalsze losy są w wyraźny sposób lepszą lekturą. Autorka wciąż zarzuca nas zbędnymi opisami, ale poznawszy bohaterów nie mamy już pretensji o ich profile psychologiczne, widać także, że pani Randall próbuje być bardziej konkretna, sprężać się z opowieścią, nadać jej dynamiki. Jeszcze do końca to nie wychodzi, ale jest lepiej. Nim jednak sięgnę po tom kolejny może minąć naprawdę wiele czasu, bo jednak jestem bardzo zmęczony. Stara prawda (znowu) wyszła na jaw: po promocjach nie opłaca się brać wszystkiego jak leci, bo potem, kurde bele, żeby nie mieć moralniaka czasem książki kończy się “na siłę”.

 

Hyperversum, Hyperversum 2. Il falco e il leone

Esprit 2011, 2014

Like Reblog Comment
review 2014-06-08 17:25
Zemsta jest słodka, ale miłość jeszcze bardziej…
Mroczny triumf (Jego Nadobna Zabójczyni, #2) - Robin LaFevers

<!-- [if gte mso 9]> <![endif]-->

<!-- [if gte mso 9]> Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE <![endif]--><!-- [if gte mso 9]> <![endif]--><!-- [if gte mso 10]> /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin-top:0cm; mso-para-margin-right:0cm; mso-para-margin-bottom:10.0pt; mso-para-margin-left:0cm; line-height:115%; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:"Calibri","sans-serif"; mso-ascii-font-family:Calibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-hansi-font-family:Calibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin; mso-fareast-language:EN-US;} <![endif]-->

Przeszłość, szczególnie ta zła, zawsze ma tendencje do „ponownego wtrącania się” w ludzkie życie. Jest to jeszcze bardziej bolesne, gdy przez jakiś czas uda nam się umknąć z takiego piekła i zaznać, chociaż trochę przyjaźni czy też miłości. Takie nagłe „wrzucenie” ponownie do środowiska, z jakiego się uciekło jest tym bardziej bolesne, kiedy zaznało się, chociaż częściowej ulgi wynikającej z bezpieczeństwa.

 

Tak właśnie było w przypadku Sybelli, którą pobieżnie dane nam było poznać w trakcie czytania Posępnej litości, czyli pierwszego tomu trylogii Jego nadobna zabójczyni autorstwa Robin LaFevers.

 

Sybella, z rozkazu Kseni zakonu Świętego Mortaina, wraca na dwór hrabiego d’Albreta gdzie ma go szpiegować i donosić o jego planach względem księżnej. Dziewczyna stara się trzymać, chociaż jest to równoznaczne także z powrotem do znienawidzonych braci. Gdyby tylko Julian chciał zrozumieć, że to co próbuje osiągnąć jest niemożliwe… Jednak wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy Sybella dostaje nowe zadanie. Ma uwolnić słynnego rycerza zwanego Bestią z Woroch i odesłać go do Rennes. W wyniku nieoczekiwanego zbiegu wydarzeń dziewczyna zostaje ogłuszona i „uprowadzona” razem z Bestią. Ich podróż da początek rodzącemu się uczuciu, tylko czy przetrwa ono wszystkie próby prawdy, jakie los rzuci im pod nogi?

 

Z niemałą niecierpliwością czekałam na moment, kiedy drugi tom Jego nadobnej zabójczyni trafi w moje ręce, a ja ponownie będę mogła zagłębić się w tajemniczy, mroczny i średniowieczy klimat historii o zabójczyniach na usługach samej Śmierci. Moją ciekawość, dodatkowo pobudzała także postać Sybelli, o której do tej pory niedane nam było dowiedzieć się zbyt wiele. Na szczęście tym razem głód informacji został zaspokojony, ale przyszło mi trochę na wszystko poczekać. Autorka, co prawda nie skąpi żadnych informacji, jednak ujawnia je w dość za owulowany sposób i często zastępuje je nowymi.

 

Fabuła jest tym razem bardziej nastawiona na osobiste przeżycia głównej bohaterki, niż na polityczne rozgrywki, z jakimi mieliśmy styczność w Posępnej litości. Jednak nawet tak spore odstępstwo w stronę wątku romantycznego, wcale nie umniejsza jej tajemniczości i tego, iż wciąga czytelnika od samego początku. Sporą tego zasługą mogą być bohaterowie uwikłani w ten rodzący się romans. Szczególnie, że zarówno Sybella jak i Bestia z Woroch mają dość złożoną osobowość.  Pod pancerzem twardego charakteru i ciętego języka, kryją się osoby wrażliwe i uczuciowe, których los ciężko doświadczał od samego początku. Jednak tak jak te cechy łączą ich charaktery, tak też wieje innych całkowicie ich dzieli. Wydawałoby się, więc że wcale nie powinni zapałać do siebie uczuciem, a jednak! Może właśnie z tego powodu ich dialogi były tak intrygujące i nieprzewidywalne. 

 

Akcja jest tu dużo spokojniejsza i rozpoczyna się ciut wcześniej, bo od zasadzki i próby porwania księżnej przez d’Albreta, niż finałowa scena w poprzednim tomie. Nie znaczy to jednak, że Mroczny triumf został pozbawiony niespodziewanych zwrotów, ponieważ znajdziemy ich tu dość sporo.

 

Zarówno styl jak i język, jakim posługuje się autorka nie uległ znacznym zmianom. Ponownie można odnieść wrażenie słuchania gawędy opowiadanej przy ognisku tylko, że tym razem jest ona znacznie mroczniejsza i przekazywana przez osobę, której historia dotyczy.

 

Zachęcam do zapoznania się z historią. Nawet osoby nieznające fabuły tomu pierwszego, nie będą miały problemu w odnalezieniu się w świecie Sybelli. Polecam!

Source: ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2014/06/mroczny-triumf-robin-lafevers.html
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-05-02 09:27
Bernard Cornwell - "The Pagan Lord"
The Pagan Lord: A Novel (The Saxon Stories, #7) - Bernard Cornwell

To póki co ostatnia część cyklu saksońskiego, który Bernardowi Cornwellowi rozrósł się znacznie. Podobno miały być cztery tomy, ten jest siódmy, ósmy właśnie się pisze. Premiera zapowiedziana na październik, rzecz jasna na polską przyjdzie nam poczekać dłużej. To będzie kilka ciężkich miesięcy, tyle wiem już teraz, bo historia Uhtreda z Bebbanburga idealnie trafiła w mój gust i ledwo odłożyłem czytnik, a już mi tej postaci brakuje. Biorąc pod uwagę końcówkę książki oraz tradycyjną dla tego twórcy notkę na końcu wiem jedno: całkiem sporo mógłbym oddać, by móc "The Empty Throne" przeczytać już dziś.

 

Akcja "The Pagan Lord" dzieje się kilka lat po wydarzeniach znanych czytelnikom z "Death of Kings". Synowie Uhtreda są już dorośli, a królewskie bliźnięta-bękarty mają już po osiem lat. Uhtred osiągnął wiek ponad pięćdziesięciu lat, czyli wiek wręcz sędziwy, a jednak wciąż tkwi w siodle i marzy o kolejnych murach zbudowanych z tarcz. Rzecz jasna gębę ma tak samo niewyparzoną, jak zawsze, a świadomość, że bez niego Wessex i Mercia nie mają żadnych szans przeciwko Duńczykom powoduje, że pozwala sobie na wiele. Czasem na zbyt wiele, o czym w "The Pagan Lord" kolejny raz będzie mógł się przekonać.

 

Tytuł książki wyraźnie sugeruje kierunek, ku któremu podążą przygody Uhtreda. I daję słowo, przygoda ta jest rozpisana wspaniale; chyba odważę się na otwarte stwierdzenie, że tom siódmy cyklu jest tomem najlepszym. Autor zbudował tak mocną więź między bohaterami a czytelnikiem, że niewiele trzeba, aby być zadowolonym z lektury. A jednak Bernard Corwell przyszykował tu tak wspaniałe dania, że uczta jest po prostu nieziemska. Dodatkowym plusem jest bardzo udane pokazanie relacji Uhtreda z synami, gdzie kolejny raz widać, jak zwykłym, normalnym człowiekiem jest bohater cyklu. Uhtred potrafi być tak samo człowiekiem przewidującym, zmyślnym, świadomym, jak i beznadziejnym głupcem. Dlatego tak dobrze się o nim czyta już siódmą książkę - bo pominąwszy umiejętność odpowiedniego ustawiania bitwy jest człowiekiem idealnie przeciętnym, popełniającym liczne błędy, trudno się z nim nie identyfikować.

 

Świetna saga. Nie powiem, że lepsza od Kronik Pana Wojny, bo jak już wspominałem przy okazji innego tomu Uhtred pod wieloma względami przypomina Derfla. Derfel jednak nie był aż tak arogancki, dumny, pewny siebie, butny - a przede wszystkim Derfel nie był zatwardziałym poganinem wśród chrześcijan, dostosował się, trzymał swoje myśli na temat wiary dla siebie. A Uhtred? Ten to ma gadane, żaden klecha z nim nie zadrze! Było kilku, którzy próbowali i... cóż, poznali smak męczeńskiej śmierci. Świetny obraz świata z przełomu IX i X wieku, pokaz jak chrześcijaństwo posuwało się na północ wyspy, co ze sobą przyniosło i jak w zasadzie chrystianizacja się odbywała.

 

Byle do października.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-04-27 07:41
Bernard Cornwell - "Death of Kings"
Death of Kings - Bernard Cornwell

Próby Alfreda Wielkiego, mające na celu zjednoczenie wszystkich pomniejszych królestw na wyspie w jedno państwo - Anglię - zapewniły władcy miejsce w Historii. Czasy były trudne, gdyż północna część dzisiejszej Anglii zajęta była przez Duńczyków, a ci nie znali innego sposobu na życie, jak tylko łupienie i plądrowanie. Wojna goniła wojnę, i tylko dzięki wybitnym postaciom najeźdźcom nie udało się podbić Wessexu, Mercii i Kentu.

 

Szósta część cyklu saksońskiego jest jak kolejny rozdział. Nie ma sensu oczekiwać od książki czegoś innego, jak tylko dalej tej samej historii, opowiedzianej w ten sam sposób, pokazującej wciąż te same postaci i charaktery. Obok tych, którzy faktycznie cierpią jest wielu na ludzkim cierpieniu się bogacących, księża i biskupi prześcigają się we wmawianiu prostym ludziom bajek o piekle i karze, jaka niechybnie czeka na grzeszników, mali ludzie idą do polityki, wielcy natomiast całe życie walczą z małymi, próbującymi odebrać im sukcesy na polach bitew.

 

W tym wszystkim wciąż obserwujemy Uhtreda z Bebbanburga, Pana Wojny, Saksona, ale jakby Duńczyka, broniącego królestwa chrześcijan, ale noszącego na piersi młot Thora. Teraz oglądamy Uhtreda już dojrzałego, mającego ponad czterdzieści lat, co w tamtych czasach było wiekiem wręcz sędziwym. Dobrze jest go widzieć mądrzejszym, sprytniejszym, bardziej przewidującym. Dobrze jest czytać o tym, jak potrafi otoczyć się ludźmi mądrymi, często wskazującymi mu rzeczy, których istnienie sam przeoczył. To stary znajomy, a jego walka ze zmorą chrześcijaństwa, naiwnością ludzi i głupotą władców wymaga kibicowania.

 

Jak i poprzednio: bardzo dobra książka. Cóż z tego, że taka sama, jak poprzednie? Takie były czasy: wojna za wojną, bitwa za bitwą, zdrada za zdradą. Dobrze, że gdzieś w tym wszystkim znalazł się czas na miłość i wielkie czyny tych, którzy tworzyli Historię.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-04-19 12:20
Bernard Cornwell - "The Burning Land"
The Burning Land - Bernard Cornwell

“The Burning Land” to piąty tom cyklu na zachodzie zwanego Opowieściami o Saksonach, a u nas zupełnie odwrotnie: Wojnami Wikingów. Bernard Cornwell kontynuuje tu historię życia Uhtreda z Babbenburga, Pana Wojny, dzięki któremu Alfred zwany Wielkim położył podwaliny pod stworzenie państwa zwanego Anglią.

 

Akcja książki rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach znanych z “Pieśni Miecza”. I podobnie jak w tej właśnie książce, i tutaj cała historia przedstawiona jest przy pomocy częstych wycieczek do dni, gdy Uhtred jako starzec opowiada o swoich bojach z sarkazmem odnosząc się do wydarzeń, w których brał udział, które zna, a które dzięki mnichom przedstawiane są zupełnie inaczej. Drażni go fakt nazywania bohaterami tchórzy, zniekształcania rzeczywistości w taki sposób, żeby każde zwycięstwo przypisywać Bogu chrześcijan, a każdą porażkę pogańskiemu plugastwu. Jednak gdy już opowieść zacznie, natychmiast przenosi się w przeszłość, do dni, gdy był Panem Wojny, gdy jego imię znane było na całej Wyspie, w trzech królestwach, i gdy możni świata prześcigali się w wysiłkach utrzymania Uhtreda po swojej stronie.

 

Książka, zupełnie tak, jak poprzednie, przejmuje zupełną kontrolę nad czytelnikiem. IX wiek w dzisiejszej Anglii to okrutne dla ludzi czasy, w których życie można było stracić dosłownie w każdej chwili, zupełnie bez powodu. Ogarnięty wojnami kraj, niepewne sojusze bazujące na jeszcze mniej pewnych założeniach, ślepa wiara w Boga, kreowana przez żądnych władzy fanatyków, brak zasad i reguł rządzących zdobywaniem tronu, nieśmiałe próby wprowadzenia dziedziczności, podporządkowanie wszystkiego i wszystkich kilku chciwym głupcom z papieżem na czele - to czas, w którym trudno o miejsce na spokojne życie, na miłość, na dopilnowanie wychowania potomstwa. O tym wszystkim przekona się Uhtred - już nie tylko wspaniały strateg i doskonały wojownik, ale też mąż (tym razem szczęśliwy) i ojciec. Lektura o losie, jaki zgotowali mu wszyscy, którzy Uhtredowi zawdzięczają nie tylko życie, ale też zaszczyty i władzę jest bardzo bolesnym doświadczeniem, choć przecież pokazuje o ludziach całą prawdę. Emocje są ogromne.

 

Na tym etapie - w momencie lektury piątego tomu, gdy szósty i siódmy już zostały zakupione i czekają w czytniku (bowiem na zachodzie powieści Cornwella można spokojnie kupić na Kindle, nie to, co u nas, choć jest dość drogo), a ósmy, planowany na jesień powoduje, że ta pora roku zdaje się zapowiadać bardzo przyjemnie - lektura o wojnach Saksonów z Duńczykami jest już niczym nałóg. Krótko mówiąc: Bernard Cornwell to niesamowity pisarz, który nie dość, że potrafi opowiedzieć o interesujących czasach tak, jakby w nich żył, to jeszcze jest w stanie wykreować bardzo wciągającą, realistyczną historię genialnie wplecioną w Historię, tę prawdziwą. Od momentu rozpoczęcia lektury cyklu nie opuszcza mnie chęć konfrontowania wydarzeń, które poznaję na kartach książek z tymi, które zapisano w podręcznikach. To jest dopiero umiejętność, prawda? Bo przecież historia Anglii jest mi tak samo obojętna, jak historia, bo ja wiem, Grenlandii? A tu proszę: nagle okazało się, że pragnienie zdobycia wiedzy jest tak duże, że co i rusz przerywam sobie lekturę zaglądając w zakamarki internetu w poszukiwaniu informacji o postaciach, które spotkałem na kartach książki. To dopiero sztuka, czapki z głów :-)

More posts
Your Dashboard view:
Need help?