
Z każdą kolejną kartką narastała chęć rzucenia jej w kąt i uwolnienia się od tej historii a z drugiej strony perwersyjna siła chciała więcej i więcej. Skończyłem w środku nocy i to był kolejny błąd. Zamiast do łóżka musiałem wyjść na spacer.
Ta książka jak wampir wysysa z czytelnika energię, przygnębia i nie pozostawia wiele nadziei. Depresyjne jest to o czym pisze autorka - ambicje, motywacje, związek dwojga ludzi, narastająca choroba ale jeszcze gorsze jest to o czym nie pisze a tylko wspomina, pozostawiając czytelnika z jego wyobraźnią - macierzyństwo. Najmocniejszy dla mnie fragment nie jest związany bezpośrednio z okrucieństwem i grozą wojny. Scena kiedy mąż wrócił z kolejnej „podróży służbowej” i próbuje pozbyć się części przywiezionego brudu. Autorka broni się a ich słowne „przepychanki” przeplata pojawianie się dziewięcioletniego syna. Wstrząsające.
Nie mam prawa ani sił ogwiazdkować tej książki, jest zbyt osobista. Dlaczego autorka niemal zupełnie pomija wątek dzieci, nie chcę oceniać. Życzę Państwu Jagielskim żeby udało im się odbudować coś wspólnego na tych gruzach.
Polecam osobom nie mającym problemu z zachowaniem zdrowego dystansu, ja miałem.