Trzecia część cyklu o Hubercie Meyerze to zdecydowanie część najbardziej skomplikowana. Z każdej strony powieści widać, jak autorka stawała na głowie, by zaprezentować czytelnikowi coś więcej, a potem coś jeszcze, a tu może zaskoczyć, tam znowu, byle nie było jednostajnie, byle opowieść była możliwie najbardziej zaskakująca. Dzięki temu nie sposób odmówić "Florystce" klimatu, jednak momentami książka przez to staje się chaotyczna, nadmiernie rozbudowana, chwilami nawet męcząca.
Hubert tym razem trafił na północno wschodni kraniec Polski, gdzie przejął dom po rodzicach. Gdzieś w tle słychać o sprawie, którą jako profiler zawalił, jego związki z policją stały się już tylko związkami koleżeńskimi, bohater jest w dołku, sam nie wie, co ma robić, nie wie, czego chce.
W pewnym momencie zostaje poproszony o wzięcie udziału w sprawie zaginięcia dziewczynki. Od samego początku nasz bohater czuje, że chodzi tu o coś więcej, widoczne są pewne podobieństwa do śmierci innego dziecka, przed kilku laty. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi, których wspólnym mianownikiem staje się pewna florystka, zdecydowanie najmocniejsza postać książki - kobieta mocno psychicznie poturbowana, która sama już nie wie, co jest rzeczywistością, a co marzeniem, tudzież koszmarem.
Nie uważam, by sposób przedstawienia florystki był przesadzony. Wręcz przeciwnie, jej szaleństwo odmalowane jest właśnie dobrze, a pewien chaos tu jest jak najbardziej na miejscu. Nie, jeśli już miałbym się czegoś czepiać, to raczej profili psychologicznych policjantów, którzy dają sobą manipulować, przez co wydają się niekompetentni. Z drugiej jednak strony - policjant też człowiek, nie każdy w mundurze musi być super przenikliwy i wybitnie inteligentny; niestety, wszyscy wiemy, że to zwykli, przeciętni ludzie.
Książka jest długa, ale autorka bardzo się starała, by jej długość nie była jedynie efektem w sumie całkiem sprawnie wykreowanego chaosu. Katarzyna Bonda nie waha się przed wnikaniem w historię bohaterów, nawet tych, którzy pojawiają się tylko na chwilę, bawi się pokazując ich zagmatwane, bardzo życiowe losy. Nie stroni także od wytykania naszemu państwu wad, pokazuje biurokrację, która niszczy nie tylko sprawność policji czy służby zdrowia, ale też prokuraturę i więziennictwo. Udowadnia, że od PRLu niewiele się w tych instytucjach zmieniło, wciąż inicjatywa jest niemile widziana, wciąż wystarczy stosować metodę kopiuj-wklej, by zdobywać coraz wyższe tytuły w dziedzinach, w których powinno się liczyć jedynie doświadczenie, pomysł oraz zaangażowanie, a nie puste tytuły i kolejne dyplomy.
Jedynie zakończenie trochę nie gra, coś nie styka. Nie zakończenie kryminału - to jest ok. Jednak pożegnanie z bohaterem jest zbyt emocjonalne, postać Huberta na ostatnich stronach książki urasta do rozmiaru herosa, który wpierw wyszedł na prostą w sprawach prywatnych, następnie zawodowych, by wreszcie - niczym w amerykańskim filmie - z poczuciem nowego sensu w życiu ruszyć dalej. Końcówka jest tak patetyczna, że aż trochę żałosna. Ale poza tym "Florystka" zapewnia sporo dobrej zabawy, potwierdzając moją wcześniejszą opinię, że Katarzyna Bonda wie, o czym pisze, i że powoli zaczyna zostawiać konkurentów z tyłu. Z pewnością sięgnę po kolejne powieści autorki.
Florystka
Code Red (Bookrage) 2014