“Idź, postaw wartownika” to bardzo odważna książka. Dodatkowo wpływa mocno na “Zabić drozda”, nadając słynnej książce zupełnie nowe znaczenie, o tyle ciekawe, że momentami wręcz negatywne. Jak to jest możliwe, by “Zabić drozda” było lekturą negatywną? Jasne, że nie jest, jednak po “Wartowniku” naprawdę widać różnicę między światem, jaki chcielibyśmy, by istniał, a tym, który faktycznie istnieje, i znany bestseller autorki staje się czymś sztucznym, nieprawdziwym, bajką, przypowieścią ku pokrzepieniu serc, choć piękną, to nieprawdziwą.
Bohaterka, teraz dwudziestokilkuletnia, niewiele się zmieniła od czasów “Zabić drozda”, nie mentalnie. Powraca do Maycomb z Nowego Jorku, gdzie otoczona ludźmi zupełnie innymi od tych z Południa wyrasta w przekonaniu o swoich racjach. Co śmieszne, jest także przekonana o tym, że jej racje są racjami Atticusa - bodajże najlepszego ojca w historii literatury, postaci tak światłej, że niemal papierowej. Otóż w “Wartowniku” Atticus staje się bohaterem z krwi i kości, a dostrzegając jego wady, widząc jego człowieczeństwo, respekt czytelnika do schorowanego starca rośnie jeszcze bardziej.
“Idź, postaw wartownika” otwiera oczy. To nie jest historia dla dzieci o honorze, uczciwości i sprawiedliwości. Wcale się nie dziwię, że wydawca odrzucił tę powieść, i kazał autorce mocno ją przerobić. Mówię Wam, ta przerobiona wersja, która stała się właśnie znanym każdemu “Zabić drozda”, teraz, po lekturze “oryginału” wygląda jak… coś prawie sztucznego, pisanego pod publikę, która jest gotowa tylko na historie z happy endem, pokazujące świat z wyobrażeń, nie ten prawdziwy. Początkowo w ogóle myślałem, że książka nie została wydana z powodu chaosu, do setnej strony trudno się w tym wszystkim połapać. Autorka wędruje przez czas, przypomina historie Jean Louise z dzieciństwa, historie nadmiernie rozbudowane, nie mające praktycznie żadnego znaczenia dla fabuły. Jednocześnie ważne elementy książki są ledwie nakreślone, zdaje się, że jest tu niewiele sensu. Nie jest to lektura łatwa, wydaje się pozbawiona planu i budowana przez kiepskiego konstruktora, i nawet wydaje mi się, że bez znajomości “Zabić drozda” byłaby wcale nie tak mocna w odbiorze, że przerobiona wersja skrojona dla amerykańskiego czytelnika z przełumu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jest konieczna dla ułożenia sobie wszystkiego przy lekturze “Wartownika”.
Jest nieco niewiarygodne, że Harper Lee w połowie XX wieku chciała wydać książkę opowiadającą o NAACP (Krajowe Stowarzyszenie Postępu Ludzi Kolorowych) jak o zjawisku również negatywnym, a o likwidacji segregacji rasowej jak o czymś wcale nie tak dobrym, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście powieści daleko do prezentowania poglądów rasistowskich, tak samo Atticusa nikt, kto ma choć odrobinę oleju w głowie, rasistą nie nazwie. A jednak - wydźwięk “Wartownika” jest mocny, i bardzo, ale to bardzo odważny. Autorka gromi, niszczy, masakruje wręcz poprawność polityczną nakazującą nam uśmiechanie się i tolerowanie zła tylko dlatego, że przyjmuje formy odmienności, mniejszości, że udaje coś niewinnego. Pragniemy uniknąć oskarżeń o różnego rodzaju fobie, zatem milczymy, kiwamy głową na znak zgody. Przypomnienie Tomasza Jeffersona i jego poglądu, że do demokracji nie powinni zostać dopuszczeni wszyscy obywatele, a jedynie ci, którzy faktycznie są ludźmi odpowiedzialnymi nabiera sensu, choć dziś jest już tylko utopią. Widać to oglądając lata pięćdziesiąte XX wieku na głębokim Południu, podobnie jak patrząc w telewizor dziś, w świecie, w którym emigranci, uchodźcy i inni poszkodowani przez los w poszukiwaniu lepszego życia stają się przede wszystkim narzędziem przepychających się narodów i frakcji oraz tłumem głosów, o które należy zadbać odpowiednio, a potem zrywać owoce.
“Idź, postaw wartownika” to nie jest grzeczna książka, której prawdopodobnie wielu się spodziewało po przepięknym, mądrym “Zabić drozda”. To książka o wiele bardziej rzeczywista, uderza bardzo mocno, prosto między oczy, kolejny raz przypominając najczęściej zapominaną prawdę o świecie: nic nie jest tak proste, jak może się wydawać. Nawet kwestia rasizmu, ksenofobii, równości ludzi - wbrew pozorom są także skomplikowanymi sprawami, i tak samo zaszkodzić może nietolerancja, jak ślepa tolerancja. Problem w tym, że na obu końcach tego kija są tacy sami, zupełnie pozbawieni wyobraźni i zdolności logicznego rozumowania ludzie, a złoty środek jest bardzo trudny do osiągnięcia. Ta książka jest chaotyczna i pod względem prezentowanej historii po prostu słaba. Ale mówi o rzeczach bardzo istotnych i nie mogła się ukazać w lepszym momencie, mamy idealne czasy dla niej, pytaniem pozostaje ile czytelnik zdoła zrozumieć, i czy nie jest już za późno?
Go set a Watchman
Wydawnictwo Filia 2015