logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: segregacja-rasowa
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-11-15 19:08
Poprawności politycznej prosto w twarz daje Harper Lee w "Idź, postaw wartownika"
Idź, postaw wartownika - Harper Lee

“Idź, postaw wartownika” to bardzo odważna książka. Dodatkowo wpływa mocno na “Zabić drozda”, nadając słynnej książce zupełnie nowe znaczenie, o tyle ciekawe, że momentami wręcz negatywne. Jak to jest możliwe, by “Zabić drozda” było lekturą negatywną? Jasne, że nie jest, jednak po “Wartowniku” naprawdę widać różnicę między światem, jaki chcielibyśmy, by istniał, a tym, który faktycznie istnieje, i znany bestseller autorki staje się czymś sztucznym, nieprawdziwym, bajką, przypowieścią ku pokrzepieniu serc, choć piękną, to nieprawdziwą.

 

Bohaterka, teraz dwudziestokilkuletnia, niewiele się zmieniła od czasów “Zabić drozda”, nie mentalnie. Powraca do Maycomb z Nowego Jorku, gdzie otoczona ludźmi zupełnie innymi od tych z Południa wyrasta w przekonaniu o swoich racjach. Co śmieszne, jest także przekonana o tym, że jej racje są racjami Atticusa - bodajże najlepszego ojca w historii literatury, postaci tak światłej, że niemal papierowej. Otóż w “Wartowniku” Atticus staje się bohaterem z krwi i kości, a dostrzegając jego wady, widząc jego człowieczeństwo, respekt czytelnika do schorowanego starca rośnie jeszcze bardziej.

 

“Idź, postaw wartownika” otwiera oczy. To nie jest historia dla dzieci o honorze, uczciwości i sprawiedliwości. Wcale się nie dziwię, że wydawca odrzucił tę powieść, i kazał autorce mocno ją przerobić. Mówię Wam, ta przerobiona wersja, która stała się właśnie znanym każdemu “Zabić drozda”, teraz, po lekturze “oryginału” wygląda jak… coś prawie sztucznego, pisanego pod publikę, która jest gotowa tylko na historie z happy endem, pokazujące świat z wyobrażeń, nie ten prawdziwy. Początkowo w ogóle myślałem, że książka nie została wydana z powodu chaosu, do setnej strony trudno się w tym wszystkim połapać. Autorka wędruje przez czas, przypomina historie Jean Louise z dzieciństwa, historie nadmiernie rozbudowane, nie mające praktycznie żadnego znaczenia dla fabuły. Jednocześnie ważne elementy książki są ledwie nakreślone, zdaje się, że jest tu niewiele sensu. Nie jest to lektura łatwa, wydaje się pozbawiona planu i budowana przez kiepskiego konstruktora, i nawet wydaje mi się, że bez znajomości “Zabić drozda” byłaby wcale nie tak mocna w odbiorze, że przerobiona wersja skrojona dla amerykańskiego czytelnika z przełumu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jest konieczna dla ułożenia sobie wszystkiego przy lekturze “Wartownika”.

 

Jest nieco niewiarygodne, że Harper Lee w połowie XX wieku chciała wydać książkę opowiadającą o NAACP (Krajowe Stowarzyszenie Postępu Ludzi Kolorowych) jak o zjawisku również negatywnym, a o likwidacji segregacji rasowej jak o czymś wcale nie tak dobrym, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście powieści daleko do prezentowania poglądów rasistowskich, tak samo Atticusa nikt, kto ma choć odrobinę oleju w głowie, rasistą nie nazwie. A jednak - wydźwięk “Wartownika” jest mocny, i bardzo, ale to bardzo odważny. Autorka gromi, niszczy, masakruje wręcz poprawność polityczną nakazującą nam uśmiechanie się i tolerowanie zła tylko dlatego, że przyjmuje formy odmienności, mniejszości, że udaje coś niewinnego. Pragniemy uniknąć oskarżeń o różnego rodzaju fobie, zatem milczymy, kiwamy głową na znak zgody. Przypomnienie Tomasza Jeffersona i jego poglądu, że do demokracji nie powinni zostać dopuszczeni wszyscy obywatele, a jedynie ci, którzy faktycznie są ludźmi odpowiedzialnymi nabiera sensu, choć dziś jest już tylko utopią. Widać to oglądając lata pięćdziesiąte XX wieku na głębokim Południu, podobnie jak patrząc w telewizor dziś, w świecie, w którym emigranci, uchodźcy i inni poszkodowani przez los w poszukiwaniu lepszego życia stają się przede wszystkim narzędziem przepychających się narodów i frakcji oraz tłumem głosów, o które należy zadbać odpowiednio, a potem zrywać owoce.

 

“Idź, postaw wartownika” to nie jest grzeczna książka, której prawdopodobnie wielu się spodziewało po przepięknym, mądrym “Zabić drozda”. To książka o wiele bardziej rzeczywista, uderza bardzo mocno, prosto między oczy, kolejny raz przypominając najczęściej zapominaną prawdę o świecie: nic nie jest tak proste, jak może się wydawać. Nawet kwestia rasizmu, ksenofobii, równości ludzi - wbrew pozorom są także skomplikowanymi sprawami, i tak samo zaszkodzić może nietolerancja, jak ślepa tolerancja. Problem w tym, że na obu końcach tego kija są tacy sami, zupełnie pozbawieni wyobraźni i zdolności logicznego rozumowania ludzie, a złoty środek jest bardzo trudny do osiągnięcia. Ta książka jest chaotyczna i pod względem prezentowanej historii po prostu słaba. Ale mówi o rzeczach bardzo istotnych i nie mogła się ukazać w lepszym momencie, mamy idealne czasy dla niej, pytaniem pozostaje ile czytelnik zdoła zrozumieć, i czy nie jest już za późno?

 

Go set a Watchman

Wydawnictwo Filia 2015

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-03-28 08:16
Komunizm i segregacja rasowa, czyli trylogii Stulecie ciąg dalszy: "Krawędź wieczności" Kena Folletta
Krawędź wieczności - Ken Follett

Akcja ostatniego epizodu trylogii Stulecie rozpoczyna się w Berlinie, w przeddzień wybudowania muru dzielącego część wschodnią od zachodniej. Bohaterami autor uczynił potomstwo postaci znanych z “Zimy świata”, jednak tradycyjnie już dla tego cyklu główne postaci ustępują pola czasom, w którym przyszło im żyć. Nie ma wątpliwości, że prawdziwym bohaterem cyklu jest wiek XX, z którego dziś znacznie łatwiej pamiętać to, co było dobre. Dzięki Kenowi Folletowi każdy z nas będzie miał okazję przypomnieć sobie, że tak naprawdę było to wiek przerażający.

 

Obserwujemy ludzi żyjących w Berlinie, który pewnego dnia zostaje podzielony. Dzięki umiejętności suchego przedstawiania faktów, takiego beznamiętnego opowiadania o tym, jak było, bez licznych ozdobników literackich, bez porywającej narracji i wspaniałych kreacji bohaterów Ken Follett miażdży obecne, popularne pojmowanie najnowszej historii Europy i USA. To nie jest radosna książka o walce o pokój i lepszy świat - to brutalna opowieść o tym, jak ta walka wyglądała. “Kraniec wieczności” wypełniony jest tym, co dziś lubi się pomijać w historycznych wspomnieniach; zatem mamy tu nie tylko złych komunistów, okrutne Stasi, zdradzieckiego Jaruzelskiego i Gorbaczowa, który przechytrzył wszystkich, łącznie z najbliższymi współpracownikami. Mamy tu także piękny, amerykański sen, oparty na segregacji rasowej, morderstwach braci Kennedych, zabójstwie Martina Luthera Kinga i aktach terrorystycznych na południu, w których umierały ciemnoskóre dzieci.

 

Follett używa różnych sposobów na zaprezentowanie nam zmian, jakie zaszły w świecie po zakończeniu drugiej wojny światowej. Oczywiście większość postaci to osoby związane z polityką lub dzienikarstwem, które stoją w cieniu postaci historycznych. Autor z tym swoim stoickim spokojem przypomina nam, że amerykanie wiedzieli, kim jest Nixon, nim go wybrali; że Lyndon Johnson po zabójstwie Kennedy’ego zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał - i zawalczył o prawa dla czarnych mieszkańców USA; że Ronald Reagan jest odpowiedzialny za masakrę cywili na Bliskim Wschodzie i w krajach Ameryki Łacińskiej, że George Bush dopóki nie przyjechał do Europy nie zamierzał kiwnąć palcem by pomóc krajom zrzucającym jarzmo komunizmu. Dla nas, czytelników z Polski, uderzające będzie zestawienie tych dwóch światów. Wydawało by się, że to właśnie o okrucieństwie tępych służalczych rządów Europy Wschodniej będzie tu mówione, i jest, lecz jednak Follett z ogromnym wdziękiem spokojnego, beznamiętnego archiwisty faktów znacznie częściej przeraża nas tym, co faktycznie działo się w Kraju Ludzi Wolnych (Jeśli Tylko Mają Odpowiedni Kolor Skóry).

 

To bardzo dobra książka, zupełnie jak dwie poprzednie. Jest nieco lepsza jedynie dlatego, że znamy już część bohaterów i kibicujemy im z perspektywy osób, które jako tako znają historię, zatem wiedzą, czego można się spodziewać. Jednak o ile ten suchy, stanowczy styl autora względem tego, co wydarzyło się w wieku XX jest rewelacyjny dla przedstawienia obiektywnych faktów, tak znowu cierpią przez niego bohaterowie. Także i trzeci tom cyklu Stulecie nie oferuje postaci, które można polubić, z którymi można się identyfikować. Autorowi udało się nawet rockmana, postać typową dla czasów hipisowskich przedstawić tak, że trudno mówić o jakichś większych emocjach.

 

Jest jednak ta książka, jak i cała trylogia zdecydowanie godna polecenia. Żyjemy bowiem w czasach, gdy polityka i dziennikarstwo - dwa elementy rządzące naszym życiem w wieku XXI - uwielbiają zawłaszczać historię i pisać ją od nowa. I bardzo dobrze, że trafił się taki gość, jak Ken Follett, który pomachał karcąco palcem, jakby mówił: “nie, panowie, tak nie było, bzdury opowiadacie”. I przypomniał nam, jak było faktycznie, jakie były przyczyny tego okrucieństwa w wieku XX i co sprawiło, że - przynajmniej na razie - nie doszło do trzeciej wojny światowej.

 

Edge of Eternity

Albatros 2014

More posts
Your Dashboard view:
Need help?