Już dwukrotnie zetknąłem się z charyzmatyczną postacią Wilka z Wall Street. Oglądałem film oraz przeczytałem książkę. Teraz przyszedł czas na skonfrontowanie się z kolejną częścią spowiedzi Jordana Belforta. Polowanie na Wilka z Wall Street liczy sobie ponad 400 stron, a książkę tę czyta się jak bardzo dobry kryminał. Można się dopatrzeć pewnych elementów zapożyczonych z tego gatunku(np. prowadzone śledztwo), ale to trochę za mało. Dla istnienia powieści kryminalnej niezbędne jest morderstwo. A akurat tego przestępstwa nie popełnił Jordan Belfort.
On tylko zniszczył swoje życie i oszukał kilkanaście (jeżeli nie setki) tysięcy osób. Wybierał głównie bogatych, ale nie można go przedstawić jako współczesnego Robin Hooda. Ograbiał możnych, ale środki dzielił głównie między siebie i swoich pracowników. Oczywiście z odpowiednim uwzględnieniem wkładu i zasług. A tych osób do biednych nie można zaliczyć. Sam Jordan Belfort, w swoich książkach, wielokrotnie stwierdza, że opisuje losy Bogatych i Dysfunkcyjnych. Dlatego myślę, że Wilka z Wall Street oraz Polowanie na Wilka z Wall Street można nazwać książkami charakteryzującymi określoną klasę społeczną. Uwaga czytelnika zostaje skoncentrowana na tym, niewielkim, procencie najbogatszych osób na świecie.
A reprezentuje ich – nikt inny – inteligentny oszust giełdowy, Wilk z Wall Street – Jordan Belfort.
Wszystko ma swój początek
W Polowaniu na Wilka z Wall Street Jordan Belfort opowiada o tym, jak stał się, poszukiwanym przez służby federalne, oszustem giełdowym. Odsłania swoje korzenie, wskazuje na to, co uczyniło go takim, a nie innym człowiekiem. Postępował w sposób pomysłowy, kreatywnie omijając kolejne przepisy prawa. Ale na początku nic nie wskazywało na to, że kiedyś stanie się nieprzyzwoicie bogaty i zepsuty. Jak we wszystkich wielkich historiach w stawianiu pierwszych kroków pomagają szczęście oraz przypadek.
Jordan Belfort, po uzyskaniu licencji brokera, miał pecha. Gdy tylko zaczął pracę na Wall Street pękła internetowa bańka. Ten krach na giełdzie spowodował, że wielu młodych ludzi straciło dochodowe zajęcie jakim był handel akcjami. Wielkie firmy brokerskie upadały, a zawód ten stał się mało popularny. Jordan Belfort, chociaż myślał, że złapał już Boga za nogi, musiał rozpocząć długą, powrotną wędrówkę na Wall Street. A pomogły mu w tym akcje centowe (penny stocks). Cóż to za wytwór? Wystarczy zapytać Google'a, aby dowiedzieć się, że są to akcje firm z bardzo niejasną przyszłością, a kupowanie ich wiąże się z ryzykiem. Jordan Belfort zrewolucjonizował ten rynek. Przed nim, tego typu akcje, sprzedawano wyłącznie przedstawicielom klasy średniej. Ludziom, którzy mieli coś tam odłożone i dali się omotać – mniej lub bardziej – zdolnemu telemarketerowi. A Jordan Belfort postanowił, że będzie sprzedawał akcje centowe bogatym ludziom.
Ten charyzmatyczny człowiek osiągnął cel przez wykorzystywanie socjotechniki. Był charyzmatycznym czarodziejem, który oplątywał swoje ofiary iluzją zbudowaną ze słów. Potem ci ludzie przelewali mu dokładnie tyle, ile on sam chciał. W ten sposób zaczął robić interesy. A w uzyskiwaniu coraz większych dochodów pomagała mu prowizja. Aby jeszcze bardziej się wzbogacić zaczął naginać obowiązujące przepisy. Wszystko to robił z pełną świadomością i w trakcie lektury książki można odnieść wrażenie, że dawało mu to bardzo dużo przyjemności. Ale potem zaczęły pojawiać się różnego rodzaju problemy i uzależnienia.
Klasa uzależniona od pieniędzy
Największą używką, według Jordana Belforta, są pieniądze. Dopiero obok nich można wymieć seks, narkotyki i alkohol. Zarabianie milionów i oszukiwanie systemu tylko na początku pozwalały odczuwać rozkosz głównemu bohaterowi. Wszystko szło mu zbyt łatwo. Dlatego zaczął poszukiwać innych form odczuwania przyjemności. I tak zaczął wydawać pieniądze na coraz to wymyślniejsze używki.
Jednak Jordan Belfort nie krytykuje samego kapitału, nie uważa, że to pieniądze psują ludzi. Raczej twierdzi, że bogatych niszczy to w jaki sposób wykorzystują oni swoje zasoby. Jordan Belfort wybrał drogę zepsucia i degradacji, co było wynikiem zbyt łatwego wzbogacenia się. Na swojej drodze napotkał zbyt mało przeszkód, wszystko mu się udawało i popadł w samouwielbienie. Uznał, że jako Wilk z Wall Street ma immunitet, którego żadna siła nie może znieść. Okazało się, że wszyscy czekali na to, aż wpadnie on we własne sidła.
I gdy tak faktycznie się stało Jordan Belfort zaczął opowiadać swoje życie. Najpierw stróżom prawa i porządku, agentom federalnym i adwokatowi, a potem czytelnikom. Za sprawą Martina Scorsese opowieść o Wilku z Wall Street doczekała się ekranizacji.Trzeba jednak pamiętać o tym, że obie książki tworzą skomplikowaną spowiedź, a nie tragikomedię o cwanych inwestorach z Wall Street. Dlatego warto przeczytać obie, a nie tylko obejrzeć sam film.
Jordan Belfort, Polowanie na Wilka z Wall Street
Świat Książki, Warszawa 2014
okładka miękka, 462 strony.