logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Mumbaj
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2023-01-28 14:18
Recenazja: Gregory David Roberts „Shantaram”
Shantaram - Gregory David Roberts

Być może czytaliście już „Shantaram”, bo nie jest to żadna nowość. Ja sięgnąłem po powieść po raz kolejny z okazji jej ekranizacji. Wykupiłem nawet na tę okoliczność miesięczny abonament w wypożyczalni Apple TV+.

 

 

Na ulicach Bombaju - kąpiel (Bombaj, październik 2011 r.) 

 

Oglądnąłem serial z narastającym rozczarowaniem. I może nie żałuję specjalnie tych 35 złotych, ale w razie wątpliwości czy wydać je na książkę czy na film, moim zdaniem zdecydowanie warto przeznaczyć je na słowo pisane. W filmie rozdęte zostały wątki australijskie, obcięto wątki związane z życiem narratora poza kręgiem znajomych z baru „Leopold Cafe”. Tym samym w ekranizacji na margines przesunięto to co stanowiło o sile książki – Indie. O ile wiele epizodów w powieści płynie wraz z rytmem bollywoodzkich przebojów, w filmie dominuje muzyka „zachodnia”. Może nie jest źle, ale na pewno nie jest to ekranizacja „Shantaram” jako książki, a raczej luźna „wariacja na temat”.

 

Na ulicach Bombaju - pamiątka z Bombaju (Bombaj, październik 2011 r.) 

 

A sama powieść jest dla mnie przykładem nowego wcielenia opowieści spod znaku płaszcza i szpady. W „Shantaram” awanturnicze przygody przeżywa Australijczyk, który jest zbiegłym więźniem osadzonym za napady rabunkowe z bronią w ręku. Udało mu się co nieco przemyśleć i ocenić spustoszenia, które poczynił w swoim życiu przy okazji narkotycznego głodu. W Bombaju (obecnie Mumbaj) również ciągnie go do gangsterów, którzy są tu często idealizowani i przy okazji zdają się być jedyną drogą do zapewnienia mu schronienia. Czy tak się stanie i ile kosztuje przyjaźń przestępczej braci, bohater przekona się na własnej skórze. Wszystko to jednak osadzone jest w indyjskich realiach, czego najlepszym wyrazem jest zarówno wielomiesięczny pobyt bohatera na wsi jak i w bombajskich slumsach. Kolorytu dodaje jeszcze nieodwzajemniona miłość, do tego nieodwzajemniona na wielu płaszczyznach.

 

Na ulicach Bombaju - dabbawala (Bombaj, październik 2011 r.) 

 

Otrzymujemy więc w „Shantaram” to wszystko co stanowi o sile tego typu awanturniczej opowieści – egzotykę, przygody, życie poza prawem, miłość i braterskie przywiązanie. Nie ma się więc co dziwić, że książka jest popularna. Mi osobiście przeszkadzają „filozoficzne” rozważania w niej zawarte, szczególnie te snute przy kawiarnianym stoliku nad (licznymi) szklaneczkami lokalnej whisky. Jednak mogę na nie przymknąć oko i cieszyć się fabułą, doceniając wahania akcji od idylli do tragedii, od luksusów do nędzy i od zwykłej ludzkiej uczciwości do wyrafinowanego bandytyzmu.

 

Gregory David Roberts „Shantaram” - także jako e-book

 

Natomiast nie polecam drugiego tomu cyklu. W „Cieniu góry” jest jeszcze więcej tego wszystkiego, co mnie irytowało w „Shantaram”. Książka jest pełna frazesów i gangsterskiego etosu, zaś Indie odgrywają coraz bardziej marginalną rolę. Moim zdaniem to lektura tylko dla wielkich miłośników pierwszego tomu serii. Więcej na ten temat w mojej recenzji „Cień góry” - w cieniu kiczu”.

 

Książki w wersji elektronicznej dostępne są m.in. w księgarni Ebookpoint:

Gregory David Roberts „Shantaram”;

Gregory David Roberts „Cień góry”.

 

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to


 

 

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2017-02-10 16:04
„Cień góry” - w cieniu kiczu
The Mountain Shadow - Gregory David Roberts

„Cień góry” był ostatnio jednym z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie e-booków. Kupiłem go więc zaraz po premierze. Cieszyłem się na kontynuację „Shantaram”, która jest dla mnie udaną współczesną wersją powieści awanturniczych (coś w rodzaju „płaszcza i szpady”). „Shantaram” nie jest powieścią wybitną, ale dzięki ulokowaniu jej akcji w Bombaju, posiada trochę indyjskiego kolorytu i z tego powodu ma dla mnie wiele uroku. I tu dochodzimy do „Cienia góry”.

 

Kontynuacja „Shantaram” jest dla mnie kandydatem na największe rozczarowanie czytelnicze roku. To, co trochę irytowało w pierwszej części, tu urosło do gigantycznych rozmiarów i mnie osłabia. Spośród wielu drzazg, które mi się wbijały w głowę podczas lektury, wymienię trzy największe.

 

Po pierwsze – wielkie słowa a małe efekty. Główny bohater ma wokół siebie wiele osób, które nazywa braćmi i przyjaciółmi. Ale raz po raz się okazuje, że masa trzecich osób wie o jego braciach rzeczy, o których on nie ma zielonego pojęcia. Choćby mieszkają od dwóch lat w pobliżu, nie powiadamiając go o tym. Mieszkają blisko, całe lata nie dają znaku życia, ale są braćmi i przyjaciółmi na śmierć i życie! Porażka.

 

„– Abdullah ciągle tam jeździ. Nie wspominał ci o tym?

Coś się we mnie zachwiało. Cieszyłem się, że Chalid żyje i ma się dobrze, ale poczułem się zdradzony w przyjaźni, i moje serce zadrżało.

To nie może być prawda.

Są dwa rodzaje prawdy – odparła Karla z cichym śmiechem. – Ta, którą chcesz usłyszeć, i ta, którą powinieneś usłyszeć.”

Gregory David Roberts „Cień góry”

 

"A mój motor towarzyszył mi we wszystkim, tak jak ja jemu" (Chennai, 2014 r.)

 

Po drugie – wielkie słowa a taki sobie bełkot. Otóż autor książki denerwował mnie nieustannie tak zwanymi aforyzmami, które raz po raz rozbijały nastrój książki, niczego nie wnosiły poza kolejnymi linijkami zapełnionymi tekstem. Przepis na to wydaje się prosty i myślę, że działo się to tak. Autor miał trzy pojemniki, a w każdym z nich karteczki. Pierwszy pojemnik zawierał wielkie słowa: miłość, samotność, smutek, czas, przyjaźń, oddanie, grzech, pożądanie, życie, prawda, czas, boskość, dobro, zło, lojalność, zdrada, człowiek, mężczyzna, kobieta itp. Drugi pojemnik, jak sądzę, był zbiorem przymiotników: bezkresny, przejmujący, przenikający, samotny, ciążący, ulotny, gorzki, słodki, słony itp. No i trzeci pojemnik, wypełniony był wielkimi słowami, ale jednak trochę mniejszymi niż te w pierwszym pojemniku: przemijanie, przestrzeń, pociąg, rower, guzik, szaleństwo, rzecz, nóż itp. Sądzę, że następowało losowanie z każdego z pojemników po jednej karteczce i zapisywanie w ten sposób strony po stronie, akapit po akapicie, zdanie po zdaniu. Jeśli tak skonstruowana myśl dopasuje się do akcji, narracji lub nastroju bohaterów, zawsze można dopisać rozwinięcie. Im bardziej górnolotne, tym lepiej. Wychodzi wtedy coś w rodzaju „miłość to góra, która cię zabija za każdym razem, gdy się na nią wspinasz” albo „czas to błona, tkanka łączna, i można go skaleczyć” czy „czas to żywa istota, tak jak my, która rodzi się, żyje, umiera”. Ale nie można zapominać, że książka powinna trafiać do szerokiego spektrum odbiorców. Można więc od czasu do czasu trafić w tekście na coś bardziej dosadnego, choćby „uważaj na karmę, bo cię ugryzie w dupę”. Nie powiem, czasami trafiają się dobrze skonstruowane zdania i myśli w ciekawy sposób malujące klimat opowieści, ale jest ich mniejszość i toną w tonach pustych słów. Choć może ja po prostu tego nie jestem w stanie pojąć. Przyjmuję i taką możliwość.

 

Po trzecie – wiele gangsterki, mało Indii. „Cień góry” jawi mi się jako kolejna gangsterska ballada. Tego zadźgali, tamtego zastrzelili, a jeszcze innych spalili. Choć bohater jest teraz bardziej uduchowiony, odwiedza mędrców i aśramy, to w książce Indii ubyło na rzecz uchodźców z Zachodu, pomieszkujących w Bombaju i trudniących się występkiem. I to był gwóźdź do trumny całej opowieści. Trudno.

 

Książki w wersji elektronicznej dostępne są m.in. w księgarni Ebookpoint:
Roberts Gregory David „Shantaram”;
Roberts Gregory David „Cień góry”.

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

 

TRANSLATE with x
// <![CDATA[ var LanguageMenu; var LanguageMenu_keys=["ar","bg","ca","zh-CHS","zh-CHT","cs","da","nl","en","et","fi","fr","de","el","ht","he","hi","mww","hu","id","it","ja","tlh","ko","lv","lt","ms","mt","no","fa","pl","pt","ro","ru","sk","sl","es","sv","th","tr","uk","ur","vi","cy"]; var LanguageMenu_values=["Arabic","Bulgarian","Catalan","Chinese Simplified","Chinese Traditional","Czech","Danish","Dutch","English","Estonian","Finnish","French","German","Greek","Haitian Creole","Hebrew","Hindi","Hmong Daw","Hungarian","Indonesian","Italian","Japanese","Klingon","Korean","Latvian","Lithuanian","Malay","Maltese","Norwegian","Persian","Polish","Portuguese","Romanian","Russian","Slovak","Slovenian","Spanish","Swedish","Thai","Turkish","Ukrainian","Urdu","Vietnamese","Welsh"]; var LanguageMenu_callback=function(){ }; var LanguageMenu_popupid='__LanguageMenu_popup'; // ]]>
 
TRANSLATE with
COPY THE URL BELOW
<!--a id="TwitterLink" title="Share on Twitter"> image image
Back
EMBED THE SNIPPET BELOW IN YOUR SITE
Enable collaborative features and customize widget: Bing Webmaster Portal
// <![CDATA[ var intervalId = setInterval(function () { if (MtPopUpList) { LanguageMenu = new MtPopUpList(); var langMenu = document.getElementById(LanguageMenu_popupid); var origLangDiv = document.createElement("div"); origLangDiv.id = "OriginalLanguageDiv"; origLangDiv.innerHTML = "<span id='OriginalTextSpan'>ORIGINAL: "; langMenu.appendChild(origLangDiv); LanguageMenu.Init('LanguageMenu', LanguageMenu_keys, LanguageMenu_values, LanguageMenu_callback, LanguageMenu_popupid); window["LanguageMenu"] = LanguageMenu; clearInterval(intervalId); } }, 1); // ]]>
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-04-27 11:30
Nędza nie uszlachetnia
Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju - Katherine Boo

 

„Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju” to książka zaskakująca przynajmniej pod jednym względem - autorka nie jest Induską! Co jest w tym takie zaskakujące? Otóż autorce udało się z niezwykłą głębią i precyzją ale i daleko idącą delikatnością ukazać sposób myślenia i funkcjonowania społeczności jednego ze slumsów w Bombaju. Opisała znacznie lepiej coś, co próbowali również inni, jak choćby (z niezłym skutkiem) Vikas Swarup czy Suketu Mehta.

 

Bohaterami książki są głównie rodziny zajmujące się zbieraniem zdatnych do recyklingu śmieci. Katherine Boo opisuje ludzi usytuowanych blisko społecznego dna. Niżej są już tylko ci, którzy po całym dniu zbierania śmieci, śpią na ulicy po prostu kładąc się na gołej ziemi, a w zasadzie w pyle pokrywającym pobocze. Do samego końca książki nie mogłem sobie wyobrazić, że zrobił to ktoś z zewnątrz. A tu, bum! Z posłowia się dowiaduję, że autorka „nie jest stąd”.

 

 

Sprzątanie ulicy (Mumbaj, 2011 r.)

 

Sam tekst nie jest może porywający pod względem literackim. Ale to nie jest zarzut, bo w przez większą część lektury czułem się jakbym raczej czytał znakomicie napisany reportaż, a nie beletrystykę. Katherine Boo relacjonując motywacje, postępowanie czy sposób myślenia bohaterów, zapewne przekracza nie raz granicę faktów i fikcji. W tekście rozpływa się granica między relacją pochodzącą z ust bohaterów, a rekonstrukcją powstałą na kartach powieści. Ale autorka w posłowiu dochodzi do wniosku, że dotarcie do prawdy o opisywanych wydarzeniach i pokazanie jej w książce było niemożliwe. A to dlatego, że taka jest natura ludzka, tak funkcjonuje indyjskie państwo i taki jest charakter społeczności zamieszkującej bombajski slums.

 

"Do­pie­ro te­raz Ab­dul zro­zu­miał, że or­ga­ny ści­ga­nia i wy­miar spra­wie­dli­wo­ści w In­diach dzia­ła­ły na ta­kich sa­mych za­sa­dach, na ja­kich opie­rał się han­del od­pa­da­mi. Nie­win­ność była to­wa­rem, któ­ry moż­na było kupić lub sprze­dać, zupeł­nie jak ki­lo­gram po­li­ure­ta­no­wych to­re­bek"

Katherine Boo „Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju”

 

Jest jeszcze druga, ważna myśl przewodnia, wynikająca z doświadczeń autorki - nędza nie uszlachetnia, nie uczłowiecza, nie jest niczym romantycznym, kolorowym, egzotycznym ani pociągającym. Ani wątpliwe profity wynikające z globalizacji ani współczesne Indie, mimo dobrych intencji wyrażanych ustami polityków, jeszcze długo nie polepszą sytuacji nędzarzy. Gorzej, wyjście z ubóstwa odsuwają na jeszcze dalszy plan schematy wbudowane w funkcjonowanie kraju i społeczeństwa indyjskiego.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-02-01 09:53
Indie współczesne z o.o.
Indie Spółka z o.o. - Joanna Irzabek

 

„Indie Spółka z o.o.” Joanny Irzabek dość szybko przeczytałem od razu po zakupie, bo byłem jej bardzo ciekaw.... i jeszcze szybciej o niej zapomniałem. Gdyby nie dzisiejszy wpis przeczytany na FB „Na zdjęciu - nowy nabytek prosto z Polski. Czytaliście?”, pewnie bym o napisaniu recenzji przypomniał sobie dopiero za czas jakiś dłuższy, albo i nie.

 

Pomimo tego, że książka szybko przeleciała przez ekran mojego czytnika, nie czytało mi się dobrze. Znaczna część jest pisana jest rwanym stylem gazetowym, gdzie niemal każdy akapit jest jak podtytuł artykułu prasowego gdy trzeba się zmieścić na stronie między zdjęciami i reklamami. Każdy „podtytuł” poświęcony jest komuś innemu lub innemu problemowi a wszystko luźno spina temat jakby na szybko poskładanego artykułu (przepraszam, miało być - napisanego rozdziału książki). Wątek się urywał, utykał, gubił w kolejnych „podrozdziałach”. W końcu brakowało widocznej myśli przewodniej.

 

Autorka swoje indyjskie doświadczenia zbierane na potrzeby książki zrazu opiera na zdaniu przewodnika organizującego turystom ze świata wycieczki po bombajskim slumsie. Moim zdaniem pisarka pada więc klasyczną ofiarą naciągaczy związanych z turystyką, którzy powiedzą i obiecają wszystko, byle im zawierzyć swój czas i pieniądze. Zapewne są gdzieś tam uczciwi przewodnicy, rikszarze, taksówkarze, naganiacze, młodzi studenci chcący się przy okazji podszkolić w angielszczyźnie, zapewne można ich w Indiach znaleźć i mam nadzieję, że na takiego trafiła autorka. Wierzę, że i ja kiedyś na takich w Indiach trafię. Ale wszyscy, którzy w indyjskich atrakcjach turystycznych bywali, niech sami ocenią ile takich osób tam można spotkać i jakim mogą być wiarygodnym źródłem informacji. Mam nadzieję, że autorka zweryfikowała u innych to, co usłyszała od przewodnika.

 

Dźitu, okrągły, niewysoki i sympatyczny jak Miś Colargol, odkłada na przyszły biznes skórzany, pracując jako przewodnik po Dharawi – największym i najlepiej zorganizowanym slumsie Indii mieszczącym się w centrum Mumbaju. Przewodnik, tłumacz lub organizator spotkań zagranicznych dziennikarzy z bohaterami ich przyszłych materiałów to zawód z przyszłością. Masa zatroskanych turystów, wścibskich dziennikarzy, fotografów i filmowców uwielbia ten kawałek mumbajskiej dżungli.”

„Indie Spółka z o.o.” Joanna Irzabek

 

Tak więc znaczna część książki upływa na próbach opisania przedsiębiorczości Indusów, głównie na przykładzie Mumbaju. Autorka, choć obraca się głównie wśród klasy średniej, stara się pokazać dość duże spektrum - od segregacji śmieci w slumsach po komputerowe serwerownie. Raz po raz powracają w tekście obrazy z imprez i wizyt bombajskich barach w towarzystwie przedstawicieli indyjskiej klasy średniej rozdyskutowanej o planach i sposobach ożenku.

 

Recykling na ulicy (Kolkata 2012 r.)

 

Ciekawie zaczyna się robić dopiero pod koniec książki, gdzie pojawiają się tematy bardziej poparte wywiadami i dłuższe wątki. Tu autorka podejmuje temat fermentu społecznego i politycznego. Bierze pod uwagę dwa nurty. Pierwszy został wywołany bezwzględnym wykorzystywaniem niskiej świadomości ludzi mieszkających na terenie nowych wielkich inwestycji (zapory na rzece Narmadzie i jej dopływach). Drugi jest bardziej współczesny i wynika ze skandali korupcyjnych, które zmiotły dominację Indyjskiego Kongresu Narodowego a wyniosły do władzy Indyjską Partię Ludową.

 

Mam nadzieję, że książka znajdzie zadowolonych czytelników, ponieważ podejmuje aktualne problemy indyjskiego społeczeństwa. Chętnie przeczytam kolejne książki autorki. Ale jeśli można mieć prośbę, to bym wolał takie, pisane z myślą o starszym czytelniku, który tradycyjnie podchodzi do czytania i chce podążać za w miarę ciągłym wątkiem opowieści i widzieć dążenie do realizacji myśli przewodniej sugerowanej tytułem rozdziału.

Like Reblog Comment
review 2014-04-27 11:40
All boys are idiots
Ślicznotka. Nocne życie Indii - Sonia Faleiro

„Ślicznotka” to książka, którą trudno jednoznacznie zaklasyfikować, ale skłaniam się ku reportażowi literackiemu. Z jednej strony całość jest utrzymana w relacji autorki, która stopniowo zdobywa przyjaźń i zaufanie dziewczyn pracujących w „najstarszym zawodzie świata”, z drugiej strony ich historie zdają się być literacko przetworzone, opowiadane z różnych punktów widzenia. Autorka relacjonuje stopniowe zagłębianie się w życie tancerek z nocnych klubów Mumbaju, gdzie jedna ulica jest jak cały wszechświat. Wszystko jest przyciągane magią nocnych świateł, alkoholu i tancerek balansujących nie tylko pomiędzy sceną a widownią ale i pomiędzy pracą w klubie i pracą na ulicy.

 

"All boys are IDIOTS" na koszulce dziewczyny wysiadającej z wagonu "tylko dla pań" (Mumbaj, 2011 r.) 

 

Całość składa się na dość rozwlekłą relację beznadziejnych losów dziewcząt wyrwanych z wiejskiego życia i brutalnie wtłoczonych w rozrywkowy biznes wielkiego miasta. Temat trudny i chwała autorce, że starała się pokazać go również z bardzo osobistej perspektywy. Narracja jest dla mnie dość trudna do strawienia i mało wciągająca. Ale czy upadek człowieczeństwa powinien być wciągający?

More posts
Your Dashboard view:
Need help?