logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Wanna-z-kolumnadą
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-12-30 13:18
Pasteloza naszych umysłów – „Wanna z kolumnadą” Filipa Springera
Wanna z kolumnadą - Filip Springer

Ktoś pisał, że mam smutne życie, żebym się zajął czymś poważnym. Bo to, jak wygląda miasto, ciągle nie jest tu sprawą poważną.

– Michał Gruda o Łodzi

Ach, jak ja lubię książki Springera. Zaczęło się od Źle urodzonych, książki o ukrytym pięknie architektury PRL-u, potem książki o Hansenach, o znikającej Miedziance. Springer ma świetne pióro, potrafi prowadzić opowieść w urzekający czytelnika słodko-gorzki sposób. Potrafi spojrzeć poza brud, porażki, ograniczenia i wydobyć piękno tego, o czym mówi. Przyszła więc dla mnie pora, by nadrobić kolejną pozycję.

 

Reklamy, szyldy, banery

 

Ale Wanna z kolumnadą okazała się książką zaskakująco przygnębiającą. Może dlatego, że choć dotyczy otaczającej nas brzydoty – wszechobecnych reklam, architektonicznych koszmarków, pastelozy budynków mieszkalnych, bezsensownie zaplanowanych osiedli, czy też raczej braku planowania – to tak naprawdę krytykuje nas, Polaków. Bo czemu w końcu winny jest płot, że wisi na nim reklama? Czemu winny hotel, że ktoś postawił u wejścia tandetne gipsowe sfinksy? Patrzymy na tę kakofonię barw, na te stylizowane na piramidy-restauracyjki i zameczki-domy weselne i się ich nie wstydzimy.

 

640px-Reklama_zewnętrzna_radek_kolakowskiReklama zewnętrzna Radek Kołakowski” autorstwa Cyrkiel-network – Praca własna. Licencja CC0 na podstawie Wikimedia Commons.

Kolumny, wieżyczki, pałace

Ludzie o łzawiących oczach. Tacy, których dotknęło nieszczęście posiadania wrażliwości estetycznej.

Niby więc chodzi o przestrzeń, ale tak naprawdę – o ludzi. O to, że niewiele nas tak naprawdę obchodzi, czy mamy ładny widok z okna, czy zabytki nie toną pod płachtami i banerami, czy będzie estetycznie, ładnie, przyjemnie. Czyta się tę książkę z narastającym uciskiem w żołądku, bo nie byłoby przecież tak źle, gdyby komuś na ładzie zależało. Ale zdaje się nie zależeć nikomu. Ani deweloperom, myślącym o kolejnych mieszkaniach, ale już nie sklepach czy przedszkolach; ani politykom, nie chcącym podpaść inwestorom; ani samozwańczym architektom, co uważają, że te greckie kolumienki i złocone gzymsy są szczytem luksusu; ani przechodniom, zwykłym ludziom, którzy muszą na co dzień ten koszmar oglądać. I tylko nielicznym oczy szczypią.

hotel_Venecia_Palace5Czemu? Hotel Venecia Palace w Michałowicach, zdjęcie ze strony Koszmary Architektury

Bo to też książka o porażkach tych, którzy próbują. Nielicznych konserwatorów zabytków, architektów, polityków, działaczy miejskich, czy tych przechodniów, co to powiedzieli „dość”. Czasem brakuje im pieniędzy i innych środków. Najczęściej brakuje odpowiednich przepisów prawnych, a te, które są nie wystarczą, by powstrzymać samowolę budowlaną, nielegalne reklamy, stawianie byle czego i byle jak nieodpowiedzialnie i bez myślenia o skutkach dla wyglądu przestrzeni miejskiej, nie wspominając o wygodzie mieszkańców. Przede wszystkim nie wystarczą, by powstrzymać ludzką arogancję, bo przekonanie, że w można wszystko, boli chyba najbardziej – to nieoglądanie się na innych, ignorowanie prawa, przerost ego. Ale niektórzy walczą. Czasem uda im się uratować jeden blok, jeden trawnik, coś zmienić. Jak nie dziś, to za pięć lat. Zmiany postępują wolno, więc niektórzy tracą zapał. Garstka się nie poddaje.

 

Pasteloza, kropkoza

Ludziom wystarczy pokazać, że nie trzeba kolorować całego bloku na pomarańczowo, że czasami wystarczą drobne akcenty, a efekt będzie silniejszy. Nikt ich tego nie nauczył, więc muszą to robić architekci.

– Marcin Kościuch

Społeczeństwo trzeba edukować plastycznie, wy od tego jesteście, bo na plastyce nikt tego nie uczył.

– L.U.C.

Spytacie pewnie – czy to jest takie ważne? Przecież te pastelowe domki takie ładne. Sporo spółdzielnia takie chce, skoro się takie ludziom podobają, to dlaczego nie? Cóż, były czasy, gdy i mnie podobały się pastelowe bloki. Bo nie było szare. Szare jest przecież złe, ponure, jak za komuny. Tylko że – cytując klasyka – tu zielone, tam brązowe wygląda jak gówno w lesie. Patrzę na znajomy trojaczek na osiedlu domków. Pierwszy segment jest zielony, drugi żółto-pomarańczowy (a może pomarańczowo-czerwony? Jeszcze te kolory po ociepleniu nie zdążyły wyblaknąć, rażą po oczach), trzeci biały i zamiast farbą, pokryty czymś co wygląda jak białe, plastikowe panele. No jak tak można? Jaki jest w tym sens?

 

z19391049Q,Blokokamienica-Elk-fot--PawelPo raz kolejny to samo pytanie – czemu? Blok w Ełku, fot. Paweł, zdjęcie z serwisu Bryła.pl, z artykułu Polisz Arkitekczer: największe kity polskiej architektury [cz. VIII] Z balkonu mam widok na blok. Długaśny i wielgaśny, pomalowany w pasy w pastelowych kolorach. Też częściowo samowola, od lat nikt nie może sobie z nią poradzić. Mieszka tam znajomy znajomego, jak opowiada, jakie tam są warunki, to się włos jeży na głowie. Patrzę na ten blok z odrobiną sympatii nawet, jak na schorowanego, kulawego psa, bo to przecież nie jego wina, że taki jest.

 

Ogrodzenia i płoty

 

Ale patrzę też na moje osiedle. Biało-szare, tu i tam ozdobnie brązowa cegła. Czy jest ładnie? Cóż, to grodzone osiedle, zupełnie inna plaga, inny problem. Ale mogło byś gorzej. Ulicę dalej też biało-szary budynek z pomarańczowym akcentem, jak w przykładzie Kościucha. Może nadchodzi jakaś estetyczna zmiana…  Oczy by szczypały mniej, gdyby blok nie stał przy wąskiej drodze, zawalonej autami, z paskudną budą kebabu i kantoru. Kantor świeci wielkim banerem. I większości społeczeństwa to nie przeszkadza, a niektórym – nawet się podoba.

 

W tej książce zabrakło miejsca na piękno. Może ten kraj nie może być piękny… a może ty, czytelniku, też byś zerwał ulotkę kredytu-chwilówki z przystanku autobusowego? Jedną tu, drugą tam i może zrobi się piękniej?

Source: agnieszkazak.com/2015/12/28/pasteloza-naszych-umyslow-wanna-z-kolumnada-filipa-springera
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-04-21 20:22
TRZEBA NAPIEPRZAĆ
Wanna z kolumnadą - Filip Springer

Wypadałoby zacząć cytatem z POLSKI zespołu KULT - piosenki, którą usłyszałem pierwszy raz w 1987 roku ze zdezelowanego magnetofonu kasetowego. Lektura WANNY Z KOLUMNADĄ jak najbardziej przekonuje, że tekst jest nadal aktualny.

 

Załatwiłoby to kilka spraw od ręki. Za jednym zamachem stanąłbym po właściwej stronie, solidaryzował się z autorem, mądrze kiwał głową nad niekompetencją, brzydotą itp. itd. Tylko, że byłoby to... kłamstwo.

 

Chodzi o to, że nie widziałem - nie zauważałem, że może/powinno być inaczej. Brak wiedzy, wyczucia, poczucia estetyki czy choćby jej podstaw.

 

Prawda, że pierwszy wyjazd na tzw. Zachód zaprowadził mnie na do Burgundii do wioski Taize. I oprócz najbardziej niezwykłej Wspólnoty na świecie zapamiętałem wioskę – gdzie współczesne domy w niczym nie kolidowały z baaaaardzo wiekowym kościółkiem i starymi budynkami. Z drugiej strony nie miałem nic przeciwko popularnym dworkowatym projektom gotowym.

 

I w taki bałagan wszedł Filip Springer ze swoją książką. Reporter, wychowawca, nauczyciel, społecznik.

 

PS.

Najważniejsze jest pod koniec – przesłanie bardzo nie nasze, mało polskie, zupełnie nieoczywiste w przypadku reportaży – co by nie powiedzieć – interwencyjnych.

 

Autor fotografuje zdjęcia samochodów zaparkowanych na deptaku i przesyła do straży miejskiej. Zamiast jakiejkolwiek reakcji odpowiednich służb zostaje świadkiem, oskarżycielem i uczestnikiem kilkudziesięciu spraw sądowych o niewłaściwe parkowanie. Jeden z opisywanych bohaterów komentuje całą sytuację.

 

- Nie można się zniechęcać, trzeba napieprzać. Inaczej nic się nie zmieni.

 

***

 

Po lekturze chyba największą radość dała mi świadomość, że ciągle mi się chce.

 

Mihu – szacun za puste worki na śmieci, które zabieramy ze sobą w skały. I za to, że wracają pełne.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-01-17 22:10
Wanna z kolumnadą - Filip Springer

Filip Springer zajął się problemem, który dotyczy zarówno mieszkańców wielkich metropolii jak i małych miasteczek. Dookoła nas pełno reklam, banerów, słupów ogłoszeniowych uginających się pod ciężarem plakatów,które mają nas zachęcić do kupna, może sprzedaży, wzięcia udziału w niesamowitym koncercie albo by umożliwić wszystkie te opcji kuszą jedyną i niepowtarzalna okazją na kredyt. Czy możemy przed tym uciec, czy możemy coś z tym zrobić? Z jednej strony nie, ponieważ autor przedstawia zawiłości polskiego prawa a czasem wina stoi po stronie lokalnych władz. Z drugiej stron coraz częściej pojawiają się ludzie, którzy mają już dość wielkomiejskiej brzydoty. Książka kusi również informacjami o obecnych trendach architektonicznych w Polsce i dopiero po jej przeczytaniu zdajemy sobie sprawę, że faktycznie w moim mieście też takie tendencji występują. Polecam nie tylko miłośnikom architektury ale wszystkim, którzy chcieli by odmienić choć trochę otaczający ich świat.

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2013-10-22 19:51
Słowo o przestrzeni

 

Czy jesteście zadowoleni z wyglądu otoczenia, w którym mieszkacie? Ja swojemu nie mam nic do zarzucenia, wygląda ono mniej więcej tak:

 

 

(no dobrze, nie zawsze jest tęcza)

 

Mam to szczęście, że nie dość, że mieszkam na wsi, to jeszcze mieszkam na jej obrzeżach. Niestety, wystarczy, że ruszę się do większego skupiska domów i już włos mi się na głowie jeży. Brzydota dotknęła już nawet najmniejsze miejscowości, w których dumni właściciele pokrywają swoje domy tynkiem w kolorach, od których oczy bolą. W nowym budownictwie ci mniej tradycyjni (i bardziej majętni) fundują sobie klatki schodowe w kształcie wieży zamkowej oraz koniecznie lwy siedzące na ogrodzeniu. Po podwórku przechadza się bocian, obok stoi nieco wyblakły już krasnal w towarzystwie gipsowej Wenus z Milo. Jedni nazywają to eklektyzmem, inni kiczem.

 

W miastach jest niestety jeszcze gorzej. O ile przestrzeń wiejska cierpi z powodu fantazji właściciela danego podwórka (który w głównej mierze szkodzi samemu sobie), to w większych miejscowościach naruszana jest estetyka przestrzeni wspólnej. Nad miasteczkiem królują zielonkawo-niebieskawo-żółtawo-różowawe bloki (najlepiej wszystkie kolory zmieszać razem – będzie weselej!)usiłujące swoją pstrokatością zakryć zaniedbane i zrujnowane pozostałości architektury PRL-u. Budynki zasłaniane są wielkimi siatkami reklamującymi najbardziej rozpoznawalne marki, sklepy pooklejane są swoimi własnymi reklamami (a nuż ktoś przegapiłby gigantyczny szyld!), z przystanków tramwajowych smętnie zwisają wydrukowane ogłoszenia (kredyty, korepetycje, sprzedaż kurek niosek), z siatek przegradzających tory spoglądają ogłoszenia szkół językowych i domów pogrzebowych. Każda firma chce pokazać swój indywidualizm, stąd brak cech wspólnych z otaczającym ją kontekstem przestrzeni miejskiej. Im więcej firm podąży tą drogą, tym większy ból głowy.

 

Łódź - ulica Piotrkowska (fot. własna)

 

Wyjedźmy za miasto i wybierzmy się na przejażdżkę jakąś drogą krajową (nie, trasy szybkiego ruchu i autostrady omijajmy szerokim łukiem – tam są ekrany akustyczne) i popatrzmy na krajobraz. Co widzimy? Las. A za lasem? Łąka. A przy drodze? Bilbordy. Szyldy. Oklejone tablicami płoty gospodarstw. Ba, już niektórzy właściciele zdecydowali się ozdobić ściany swoich domów barwnymi mozaikami ofert reklamowych. Kostka brukowa, usługi pogrzebowe (znowu!), okna, drzwi, pończochy. Wszędzie oczywiście wypisane adresy i numery telefonów, które każdy kierowca z pewnością zapamięta, lub co sprytniejszy może nawet i zapisze w telefonie. Mijamy domy i naszym oczom ukazuje się wielki młyn usytułowany na dachu wiejskiej chaty. Chociaż nie! Wiejska chata jest tylko od frontu, całość jest jak najbardziej murowanym budynkiem pokrytym pięknym, zielonym tynkiem.

 

okolice Piotrkowa Trybunalskiego (fot. Google maps)

 

Wystarczy.

 

W Polsce mamy problem z przestrzenią publiczną i to niestety nie jest tylko opinia wiecznie narzekających malkontentów. Wszystkie opisane powyżej zjawiska są niestety prawdziwe i chociaż mogą śmieszyć, to jednak jest to śmiech przez łzy.

 

Jakiś czas temu wspominałam o książce Roberta Venturi (Uczyć się od Las Vegas), który opisywał podobne zjawiska zaistniałe w wymienionym w tytule mieście w latach 60. minionego wieku. Jej lektura bardzo mnie zaciekawiła, dlatego z ciekawością sięgam po najnowszą książkę Filipa Springera.Już po pierwszych kilku stronach wiem, że będzie to lektura ciekawa i niestety bolesna - zwłaszcza, że wyjątkowo dużo w niej Łodzi, której faktycznie do piękności daleko (chociaż ta sytuacja zaczyna się powoli poprawiać).

 

Polska może się pochwalić tym, że uczyła się od Las Vagas, chociaż chyba troszkę nie uważała na wykładach. Bo w naszym kraju nie jest ‘zwyczajnie i brzydko’, tylko ‘osobliwie i kiczowato’.

 

Łódź - ulica Piotrkowska (fot. własna)

 

c.d.n.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?