logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: historia-alternatywna
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-08-03 08:00
Ależ ten facet potrafi pisać! - czyli jak zachwycam się "Utopiami" Konrada T. Lewandowskiego
Utopie. Wysłanniczka bogini. Królowa Joanna D'Arc - Konrad T. Lewandowski

Zwrotnice czasu” to seria, która przedstawia dzieła polskich twórców, a ich wspólnym mianownikiem jest prezentacja innego biegu historii, niż ten, który znamy. Niektórzy autorzy potrafią historyczne tło jedynie zarysować, a potem zupełnie “odlecieć”, jak Szczepan Twardoch w genialnym “Wiecznym Grunwaldzie”; inni wykorzystują historię do zaprezentowania czegoś innego, odmiennego (“Burza” jako prawie publicystyka, “Ogień” - dramat). Aż wreszcie są tacy, którzy faktycznie zajmują się kreacją alternatywnej wersji historii, oddając nam po prostu świetne rozrywkowego powieści. Zrobił tak dwa razy Marcin Wolski, i również dwa razy poznaliśmy pomysły Konrada T. Lewandowskiego.

 

“Utopie” to wspólny tytuł dla dwóch mikropowieści w książce tej zawartych. Pierwsza z nich, stosunkowo krótka, może nawet bardziej opowiadanie, nosi tytuł “Wysłanniczka bogini”. Jest to prezentacja świata z czasów Bolesława Śmiałego, jednak w przeciwieństwie do znanej nam rzeczywistości, tu w kilkadziesiąt lat po dokonaniu chrztu Polski kapłani Chrystusa zostali z ziem Polan wygnani. Autor opowiada o próbie zjednoczenia plemion zamieszkujących północną część ziem polskich, i oddaje w ręce czytelnika zajmującą opowieść, faktycznie przedstawiającą przeróżne możliwości, jakie dziś, z perspektywy czasu, można dostrzec. Mimo stosunkowo krótkiej historii, i nawet niespecjalnie skomplikowanej, talent Lewandowskiego do prowadzenia narracji i dialogów powoduje, że od lektury trudno się oderwać. Podobnie jak w “Orle bielszym od gołębicy” i tu, jeśli ktoś pragnie, pod pełną zwrotów akcji historią dostrzeże co nieco o Polsce i Polakach, plus sporo krytycznych uwag dotyczących kościoła, co niektórym czytelnikom nigdy się nie nudzi.

 

Drugim tekstem w “Utopiach” zawartym jest “Królowa Joanna D’Arc”. Rzecz o wiele większa, stworzona z prawdziwym rozmachem. Fabuła toczy się w wieku XV, a punktem wyjścia jest brak bitwy pod Grunwaldem - zamiast rzezi nastąpił tam cud, przygotowany osobiście przez królową Jadwigę, w tej wersji historii żyjącą znacznie dłużej, niż w naszej. Jednak konflikt z Zakonem Krzyżackim trwa, z kolei na południu od naszego kraju, w Czechach, gromadzą się armie, pragnące raz na zawsze wykończyć husytów. Wśród nich znajduje się Joanna D’Arc, która zamiast zginąć męczeńską śmiercią ruszyła na wschód z pragnieniem walki z herezją.

 

“Królowa Joanna D’Arc” to prawdziwe arcydzieło, rzecz znacznie przewyższająca większość historii alternatywnych, które miałem dotychczas przyjemność poznać. Poznać klasę autora, który tak dobry pomysł i tak świetnie wykonany, idealnie umieszczony w realiach historycznych, zdający się niemalże realnym, wykorzystał na stworzenie mikropowieści, a nie całego cyklu książek (czego spodziewałbym się po wielu innych twórcach). To taka polska “Gra o tron” w pigułce, w której oglądanie tego, co Lewandowski zaplanował najpierw daje radość, a potem wywołuje uczucie oszołomienia - tak dobra jest to historia. Autor gra na czytelniku jak na instrumencie, jedna emocja goni kolejną, wściekłość miesza się z dumą, smutek i przygnębienie z radością.

 

Niejeden już napisał o Polsce od morza to morza, niejeden oferował nam opowieść, w której poznajemy wiele powodów do odczuwania dumy z narodu Polskiego. Ale taka jakość jest naprawdę rzadko spotykana, przynajmniej jak dla mnie, idealnie trafia w mój gust. Plus kolejną wartością, prócz samego języka, jest także oddanie nam historii alternatywnej, która nie prowadzi nachalnej edukacji. Autor nic nam nie próbuje pokazać, niczego uczyć, nie przekonuje do swojego zdania - oferuje tylko inną wersję znanych wydarzeń. I robi to z ogromnym rozmachem, wręcz zawstydzając niejednego, co to alternatywną wersję historii chciał kreować. Jakby mówił wręcz: tak się to robi!


PS. Tylko kto wymyślił tak paskudną okładkę??

 

Narodowe Centrum Kultury 2014

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-07-28 11:55
Jak Orwell, Hitchcock, Witkacy i Gombrowicz w 1940 w Warszawie rozmawiali, czyli o "Burzy" Parowskiego
Burza. Ucieczka z Warszawy ‘40 - Maciej Parowski

Trudno jest zacząć mówić o “Burzy” bez wspomnienia o długim czasie dojrzewania tego projektu. Między 1983 rokiem, gdy pomysł powstał, a 2010, gdy powieść się ukazała minęło prawie trzydzieści lat, i jeśli założymy, że cały ten czas pomysł ewoluował, zmieni to kompletnie spojrzenie na powieść. Nie inaczej jest w przypadku osoby samego autora, postaci, która już na zawsze będzie się nam kojarzyć przede wszystkim z tytaniczną pracą redaktorską i promowaniem szeroko rozumianej fantastyki, a dopiero potem z także pisarzem, twórcą. Wszystko to powoduje, że “Burzę” czyta się zupełnie inaczej, niż po prostu kolejną książkę, wszystko to ma znaczenie, i także dzięki temu powieści czytelnik daje nie tylko drugą, ale i trzecią oraz kolejną szansę.

 

Punktem wyjścia tego pierwszego tomu serii “Zwrotnice czasu - historie alternatywne” jest tytułowa burza, kompletne załamanie pogody we wrześniu 1939 roku. Jak dobrze pamiętamy z lekcji historii (oraz wierszy przerabianych na języku polskim) “lato było piękne tego roku”. Co niewątpliwie pomogło niemieckim nazistom w wojnie błyskawicznej przeprowadzonej na polskich ziemiach. U Parowskiego jednak po pierwszych dniach, gdy kampania wrześniowa toczyła się tak, jak w rzeczywistości, następuje koniec upalnych dni, a setki litrów wody i błoto wiążą w miejscu niemieckie armie, co skutkuje przejściem do kontrataku wojsk polskich. Konsekwencje są ogromne: brak sukcesu Niemców i mnóstwo przejętej broni i ciężkiego sprzętu wstrzymują atak Stalina, z kolei na zachodzie sprawna obrona i kontrnatarcie Polski przyspiesza udział wojsk brytyjskich i francuskich; te ostatnie wręcz wbrew rozkazom Paryża atakują Niemcy, z nieposłusznym generałem de Gaulle na czele.

 

“Burza” nie jest jednak kolejną powieścią opisującą alternatywny przebieg historii, która oparta będzie na silnych bohaterach i akcji. “Burza” w o wiele większym stopniu jest konstrukcją opowiadającą o Polsce, jakiej nigdy nie było, a jaka - kto wie? - może i by istniała. Jest to próba pokazania kraju, w którym nie tylko nie wymordowano grupy społecznej zwanej inteligencją, ale wręcz kraju, który zajął istotne miejsce w historii XX wieku, który już w roku 1940 stał się miejscem, w którym spotykają się istotne postaci z tego okresu. Do Polski zjeżdżają pisarze, twórcy kina, ludzie szeroko rozumianej kultury, i toczą dyskusje. Liczne dyskusje, z których wyłania się obraz z jednej strony świata ciekawego, i drobiazgowo zaplanowanego, ale z drugiej strony…

 

No właśnie. Z drugiej strony “Burza” okazuje się być dziełem mocno nietypowym, w którym brakuje klasycznie rozumianej historii, opowieści, losów interesujących postaci. “Burza” swoją konstrukcją przypomina zgromadzenie wielu, bardzo wielu scen - niedługich scen właśnie, podczas których prowadzona jest jakaś rozmowa, na jakiś temat. Przy czym oprócz samego dialogu i tematu równie ważne (a często miałem wrażenie, że wręcz ważniejsze) jest kto w rozmowie uczestniczy; i same dialogi są kreowane tak, by móc z owych postaci coś wydobyć. Niestety bardzo często pojawienie się znanych nam bohaterów, których historia z oczywistych przyczyn potoczyła się inaczej wydaje się być konstruowane słabo, sztucznie wręcz. Słowa Wojtyły o papieżu Słowianinie, wykorzystanie frazy “paragraf 22” i wiele innych to puszczanie oka do czytelnika, w zamyśle dowcipne, faktycznie niestety właśnie słabe. Często miałem wrażenie, że cała kreacja sceny jest podporządkowana temu właśnie, ostatniemu zdaniu, w zamyśle dowcipnym. Szybko kolejne sceny stają się męczące, i od połowy książki maleją oczekiwania czytelnika, zaczyna do niego docierać, że już do końca będzie oglądał sceny i postaci, ale zabraknie tu fabuły, zabraknie wyrazistego końca, pozostaną tylko domysły i rozważania, publicystyczny sposób prowadzenia tej książki totalnie zasłania samą powieść. I nie pomaga Antek Powstaniec i kilka innych interesujących motywów, bowiem pod koniec lektury miałem wrażenie, że wszyscy oni zostali porzuceni w imię efektu tych wszystkich rozważań i analiz, jakie można po zamknięciu książki przeprowadzić.

 

Inną kwestią jest chęć przeprowadzania tych rozważań. Bo wiele z tematów tu poruszanych, o Polskę, Polaków, świat przedwojenny, historię narodu i jego miejsce w Europie - wiele zostało już przeprowadzonych, chociażby w licznych polskich powieściach, jakie często stają się lekturami w szkole średniej. Co prawda po “Burzy” Polska wygląda inaczej, niż faktycznie, ale sens rozważań o narodzie zostaje w gruncie rzeczy taki sam. Niby powstają ciekawe pytania, na przykład czy w obliczu faktu poznania zamierzeń wroga będzie zemsta Polaków i Żydów? Czy Niemcy wyjdą obronną ręką, jak zwykle, próbując odwrócić kolej rzeczy, stawiając siebie w roli nie najeźdźców, a ofiar? Tu faktycznie można się bawić i rozmyślać, choć według mnie historia tego narodu została przypomniana i przywołana tak dosłownie, że rozmyślania będą krótkie, tak, jak krótka jest polska pamięć o bohaterach i pragnienie dzielenia Polaków na prawdziwych i fałszywych. Jak powiedział w książce von Stauffenberg: polnische wirtschaft.

 

Na koniec dodam, że “Burza” z czasem staje się mocno chaotyczna. Wiele fragmentów w książce zawartych opisuje rozmowy (znowu) i sceny, jednak z czasem brakuje samych dialogów, a zawartość książki zaczyna przypominać coś w stylu konspektu, zestawu pomysłów i zdań do wykorzystania w powieści, tu jednak wrzuconych bezpośrednio. I taka na przykład kronika działań wojennych i tych wojnę poprzedzających na tej formie zyskuje, jednak same sceny z bohaterami i ich rozmowy oraz nawet tematy rozmów na tym tracą.

 

Mimo to trudno “Burzy” nie polecić. Ostrzegając, że to nie jest powieść z akcją i fabułą, raczej opis, relacja z efektu powstania pewnego pomysłu. Z wielu stron wyraźnie widać, jak autor doskonale się bawił kreując swoje sceny, i niejednokrotnie czytelnik w tej zabawie z zapałem uczestniczy. Z drugiej strony coraz większy chaos i powoli dostrzegany brak klasycznej dla gatunku powieść celowości powoduje długie przerwy w lekturze. Choć pod koniec czułem rozczarowanie, czułem także sporą satysfakcję z poznania pierwszej połowy książki, gdy impet był większy i powieść nie tak chętnie była odkładana. Jakby nie oceniać zadowolenia czytelnika z całości, nie sposób ukryć, że miał pisarz pomysł nie tylko na punkt początkowy, ale także na wykonanie całości, i jest to wykonanie na swój sposób interesujące i ciekawe. A że fabuła zmienia się w prawie że publicystykę? Oglądanie “gadających głów”, tych wszystkich znanych ludzi, potrafi być zajmujące. Choć i nuży, to też. Jest tego chyba zbyt wiele. Nie jest to jednak książka słaba. Jest inna, i jak pisałem: postać autora powoduje, że i tak czytelnik dobrnie do końca, bo po prostu chce się wiedzieć może nie tyle, co będzie dalej, ale kto jeszcze i co powie.

 

Narodowe Centrum Kultury 2010

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-07-23 09:27
Twardochodem na Moskala, czyli jak wygraliśmy powstanie styczniowe
Orzeł bielszy niż gołębica - Konrad T. Lewandowski

Choć należę do tych czytelników, którzy totalnie przerzucili się na elektroniczne wersje książek, wciąż istnieje jedna seria wydawnicza, którą chętnie kupowałem w wersji papierowej. Chodzi mi o świetnie wyglądające na półce “Zwrotnice czasu”, o którym to cyklu przypomniałem sobie ostatnio przy okazji awarii czytnika. Robiąc z konieczności przerwę w lekturze kilku tytułów sięgnąłem po ostatni, jak na razie tom serii, napisany przez Konrada T. Lewandowskiego, którego prozę tak naprawdę dopiero odkrywam, głównie dzięki wznowieniu Ksina. I od razu mogę powiedzieć, że tak, jak w swojej najbardziej znanej serii fantasy, tak i w historii alternatywnej człowiek ten spisuje się doskonale - “Orzeł bielszy niż gołębica” to solidna opowieść, która świetnie spełnia swoje zadanie. Po pierwsze daje sporo radości z lektury, z samej historii, a po drugie - i chyba w przypadku tego cyklu ważniejsze - wyzwala w czytelniku pragnienie konfrontowania wydarzeń z książki z tymi prawdziwymi, czyli powoduje wzmożone zainteresowanie powstaniem styczniowym, jego przebiegiem, przyczynami klęski i wpływem na kolejne zrywy narodowowyzwoleńcze.

 

Całość koncepcji została umieszczona w niezwykle popularnej ostatnimi czasy konwencji steampunk, jednak nie dlatego, że jest to modne, ale dlatego, że pisarz faktycznie miał pomysł genialnie tkwiący w alternatywnym przebiegu rewolucji przemysłowej. Historia zaczyna się w momencie, gdy Królestwo Polskie zostało w pewnej mierze odtworzone z ziem zaboru rosyjskiego, a stało się to możliwe dzięki polskiej myśli technicznej - wynalazkowi za którym stoi Ignacy Łukasiewicz. U nas wynalazca lampy naftowej, u Lewandowskiego wynalazca pędni, siły za którą stoi koncepcja tak zwanych twardochodów, czyli czegoś co najprościej można by nazwać połączeniem lokomotywy z czołgiem, w dodatku takim z wieloma działami. Bohaterem powieści jest młody Edward Starosławski, powracający ze studiów we Francji żołnierz, który staje się bliskim współpracownikiem dwóch postaci, których los w naszej wersji rzeczywistości potoczył się zupełnie inaczej: dyktatora Romualda Traugutta oraz generał Emilii Plater, mocno już zaawansowanej wiekiem, narysowanej w sposób dość romantyczny. Zresztą cały “Orzeł…” z każdej niemal strony uderza romantyzmem, ale nawet czytelnicy, którzy za tego rodzaju sposobem przedstawiania historii (Bóg, honor, ojczyzna, mesjanizm) nie przepadają i tak będą raczej zadowoleni (widzę po sobie).

 

Poznawanie historii Królestwa Polskiego jest tym ciekawsze, że na scenie pojawia się całkiem sporo postaci znanych z historii. Wróblewski, Olszewski, czy Tesla, choć nie Nikola, a Daniel - jest przyjemnością oglądanie sposobów, w jaki autor postaci historyczne wykorzystał. Jakby tego było mało okazuje się, że zostało otwarte przejście między alternatywnymi rzeczywistościami, i bohaterowie mogą poznać naszą historię powstania styczniowego. I tu następuje wielkie zaskoczenie, bo dotąd interesująca, romantyczna historia pełna przygód, tych mniejszych i tych większych zupełnie niespodziewanie staje się świetnym dramatem. Na ostatnich stronach powieści obserwujemy decyzje, które z tej jednak raczej lekkiej powieści robią coś mocniejszego, coś, co skłania do zadumy, co wywołuje na tyle mocne wrażenie, by uznać “Orła…” za nie tylko powieść rozrywkową, jak “Gambit Wielopolskiego” czy “Wallenrod” z tej samej serii. Niezła jest ta końcówka, wciąż mocno romantyczna, ale i tak niezła, mocne uderzenie, zadane z zaskoczenia. Dobra książka, zdecydowanie polecam.

 

Orzeł bielszy niż gołębica

Narodowe Centrum Kultury 2013

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2013-10-30 10:14
Dariusz Spychalski - "Krzyżacki poker"
Krzyżacki poker t.1 - Dariusz Spychalski
Krzyżacki poker. Tom 2 - Dariusz Spychalski

Od dawna miałem ochotę na poznanie tej książki. Głównie za sprawą dość pozytywnych recenzji, na które trafiałem. Historia alternatywna, w której Polska jest potęgą, wciąż istnieje państwo Zakonu Krzyżackiego, a reszta Europy to kraje opanowane przez Arabów? Brzmi ciekawie.

 

Od początku rzucają się w oczy dwie podstawowe rzeczy: po pierwsze okropnie przydałaby się mapa, żeby sobie w prostszy sposób uświadomić rozmiar Rzeczypospolitej, rzeczywiste nazwy otaczających jej krain i zasięg kolonii w Afryce. Po drugie książka oferuje bardzo fajne przypisy, które zastępują wprowadzenie w świat. Bohaterowie wspominają historyczne wydarzenia, które w przypisach są opisane w formie krótkiego rysu - tworzy to przyjemny klimat.

 

Początek książki jest więcej niż interesujący. Zamiast Polaków mamy Rzeplitów, rzecz jasna Krzyżaków, Arabów oraz… Prusów? Ta ostatnia nacja jest największym zaskoczeniem. Rzeczpospolita jest prawdziwą potęgą, stolicą kraju jest Lwów, hymnem Bogurodzica, a całość powstała jako związek nie dwóch, a trzech narodów, z Ukrainą i Litwą. Stąd też wśród stale obecnych, słynnych nazwisk polskiej szlachty i Chmielnickich nie zabrakło. Całość konstrukcji sprawia solidne wrażenie, głównie dlatego, że autor tworząc potężną Rzeczpospolitą starał się wyraźnie, by nie był to twór z papieru. Znajdziemy odniesienia do wstydliwych z historycznego punktu widzenia wydarzeń, w których Rzeplici brali udział, to nie jest państwo zbudowane przez samych rycerzy na miarę Zawiszy Czarnego. I to jest dobre, bo serdecznie mam już dość historii alternatywnych, w których potęga budowana jest honorem, krwią i blizną. Wiadomo, że w polityce liczy się bardziej spryt i okazja.

 

Etap poznawania realiów jest przyjemny. Całość jest co prawda pokazana w formie dynamicznej, gdzie stale poznajemy nowe postaci z różnych narodów, jednak utrzymanie uwagi nie stanowi żadnego problemu. Do czasu.

 

Problemy niestety pojawiają się gdzieś w okolicy połowy pierwszego tomu i ze smutkiem przyznam, że trwają już do samego końca. Bowiem ten interesujący świat ma nam do zaoferowania historię jakich wiele, przytłumioną przez wydarzenia boleśnie proste i przewidywalne, niejako psujące otoczenie, nie wykorzystujące go w pełni. Dżihad, walka Prusów o niepodległość lub chociaż autonomię, aspiracje Krzyżaków i polityczne rozgrywki między Rzeplitami - wszystko to jest tylko dobre, akceptowalne, ale niestety jak dla mnie już nie autentycznie interesujące. Nawet wskazanie wad Rzeplitów, tak bardzo przypominających Polaków nie poprawiło mi lektury, a przecież lubię jak zamiast patosu powieści oferują realizm, a nawet sarkazm.

 

Także problemy z utrzymaniem uwagi, gdy już zaczęły się pojawiać nie chcialy ustąpić. A drugi tom niestety sytuacji nie poprawił. Stąd książkę polecam fanom historii alternatywnej oraz tym czytelnikom, którzy lubują się w opowieściach o Wielkiej Polsce od morza do morza, największej sile Europy, rozjemcy i stróżu światowego prawa. Natomiast tych, którzy bardziej wolą interesującą opowieść o ludziach, ciekawych bohaterach i postawach ostrzegam, że tu “Krzyżacki poker” wypada bardzo przeciętnie.

 

Krzyżacki poker

Fabryka Słów 2005

Like Reblog Comment
review 2013-04-22 05:44
Philip K. Dick - "Człowiek z Wysokiego Zamku"
Człowiek z Wysokiego Zamku - Philip K. Dick

Napisany pięćdziesiąt lat temu “Człowiek z Wysokiego Zamku”  przedstawia historię alternatywną; taką, w której Niemcy razem z Japonią zwyciężyły w drugiej wojnie światowej. Philip K. Dick dzięki swoim doskonale wykreowanym bohaterom rewelacyjnie pokazuje ten nasz, ale inny świat, gdzie Stany przegrały, bowiem Roosevelt został zamordowany, Erwin Rommel spokojnie pokonał Anglię, która lekkomyślnie od władzy odsunęła Churchilla, kanclerzem Niemiec jest Bormann, Goering udaje rzymskiego patrycjusza od orgii, Goebbels wciąż pisze swoje propagandowe przemówienia, a Baldur von Schirach jest wymarzonym kolejnym kanclerzem dla wszystkich nieco bardziej umiarkowanych w poglądach.

 

USA zostały podzielone na kilka krajów. Wschód jest naturalnie opanowany przez Niemcy, świetnie prosperuje pod ich rządami, gospodarka kwitnie, a za znikającymi z ulic Żydami i przedstawicielami innych “niearyjskich” mniejszości mało kto tęskni. Środek Stanów to prawie wolne państwo, mające jednak nieco wspólnego z Zachodem, gdzie istnieje kolejny kraj, tym razem zależny od zwycięskiej, cesarskiej Japonii. Tam też rozgrywa się ogromna większość akcji, w dawnej Kalifornii, czyli miejscu zamieszkania Philipa K. Dicka.

 

Jest kilkoro bohaterów, a każdy z nich świetnie wpisuje się w świat przedstawiony, każdy jest postacią niezbędną, by móc jak najlepiej ogarnąć całość. Przede wszystkim poznajemy zwykłych mieszkańców tego dziwnego państwa, opanowanego całkowicie przez zwyczaje z Dalekiego Wschodu; zwyczaje, dodajmy, wcale nie do końca japońskie, ale przez Japończyków zagarnięte i wprowadzone do ich nietypowego sposobu na życie. Wszędzie obecne jest to dziwne, specyficzne poczucie honoru, tak niezrozumiałe dla “białego człowieka”; panuje także zamiłowanie do kolekcjonowania, a sprytni Amerykanie próbują się wpasować w ten świat, gdzie są obywatelami gorszej kategorii. Znajdziemy tu zarówno oportunistów, jak właściciel sklepu z antykami, próbujący uznać wyższość Japończyków, ale i ludzi nieco sprytniejszych, jak rzemieślnicy tworzący firmę mającą na celu wciskanie Japończykom-kolekcjonerom dobrego, tak przez nich upragnionego kitu, wreszcie samych przedstawicieli “klasy panującej”.

 

Każda z postaci, czy to Amerykanin, czy Japończyk, czy Niemiec, obcuje przez pewien czas z krążącą w drugim obiegu powieścią, która w Niemieckiej części świata jest zakazana, a w pozostałych także niemile widziana, przynajmniej z oficjalnego punktu widzenia. Powieść przedstawia fikcyjny świat, w którym to jednak nie Niemcy i Japonia okazali się zwycięzcami, a Anglia i Stany Zjednoczone. Powieść jest bardzo realistyczna, i napisana w taki sposób, że zbiera coraz więcej fanów. W końcu i czytelnik jest w stanie się zapoznać z jej fragmentami, a znając naszą wersję przebiegu drugiej wojny światowej z miejsca można poczuć moc fikcyjnej książki.

 

“Człowiek z Wysokiego Zamku” poza wspaniałą historią oczywiście ma także i drugie dno, zajmuje się różnymi problemami. Najciekawszym z nich wydaje się być różnica między światem, gdzie rządzi faszyzm, a nieco bardziej demokratycznym - i nie chodzi w zasadzie nawet o nasz świat, co ten pokazany w zachodniej i środkowej części dawnych Stanów Zjednoczonych. Autor bez najmniejszej sympatii dla faszystów i nazistów pokazuje, że jednak pewne sprawy w takim właśnie ustroju można przeprowadzić łatwiej; a wychodząc z tego założenia zaczyna wraz z bohaterami bawić się w snucie wizji na temat ustroju lepszego zarówno od tego znanego z Niemiec z lat trzydziestych, jak i tego, który zwiemy demokracją.

 

Nie mogło zabraknąć także elementów, z jakich Philip K. Dick jest znany najlepiej, czyli swego rodzaju poszukiwania odpowiedzi na pytanie: kto jest kim, co jest czym, gdzie jest świat realny, a gdzie fikcyjny? I wielbiciele tej strony autora także będą zadowoleni, bowiem bardzo sprytnie i w ogóle nie nachalnie Dick w niektórych miejscach zaczyna bawić się światami, miesza ten, który znają bohaterowie z tym, jaki pokazuje im zakazana książka oraz tym, jaki znamy my - efekt jest zachwycający, książki w żaden sposób nie można po prostu skończyć, zamknąć i zapomnieć - po przeczytaniu ostatniego rozdziału zaczyna się jej drugie życie, teraz już bezpośrednio w głowie czytelnika. I to w prozie Dicka jest najlepsze: mamy o czym pomyśleć, jest się nad czym zastanawiać, a przy tym sama historia wcale nie była trudna i skomplikowana, wręcz przeciwnie: pełna ciekawych zwrotów akcji i świetnych dialogów. Momentami oferowała dramat, gdzie indziej można było boki zrywać ze śmiechu.

 

Naprawdę nie rozumiem dlaczego tego autora prawie zawsze przedstawia się jako znanego głównie z rzekomej choroby psychicznej. Zaczynam wierzyć, że to efekt jakiegoś spisku, wywołanego przez zawistnych, pełnych zazdrości konkurentów. Facet był geniuszem, nie szaleńcem.

 

The Man in the High Castle

Rebis 2006

More posts
Your Dashboard view:
Need help?