logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: przygodowe
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2016-03-30 20:46
Młodzieżowo i przygodowo o Indiach
Rama Singh - Ryszard Marian Mrozek

 

„Rama Singh” to powieść, której akcja ma miejsce w budzących się do niepodległości Indiach. Ferment wolnościowy jest tłem ale i motorem napędzającym poczynania głównego bohatera. Autorowi udało się stworzyć dość spójny obraz społecznych przemian Indii Brytyjskich i całkiem inteligentnie go wpleść w proces dorastania i dojrzewania tytułowej postaci.

 

"List ten pisze skryba mający swój stolik w Lahore, na placu w pobliżu wejścia do twierdzy..." (współczesny skryba w Kolkacie, 2012 r.)

 

Mam jednak żal do autora, że nie dołożył wszelkich starań, aby jego książka wzbiła się na wyższy poziom. A mogła! Pierwsze zaniedbanie to, jak sądzę, brak porządnego redaktora. Gdyby takowy był, to by powiedział, że niespójność opisów w postaci różnych systemów miar nie jest dobrym pomysłem. Raz bohater mierzy coś na piędzi, potem przekracza przełęcz, której wysokość wyraża w stopach, a parę miesięcy później opisuje rozmiary budowli w metrach. Ja osobiście nie lubię, gdy w książkach po polsku podawane są miary, których niemal nikt u nas nie kojarzy. Dowód? Tak na szybko, człowiek mierzący pięć stóp wzrostu to dryblas czy konus? Ile to centymetrów? Znasz odpowiedź bez zaglądania do encyklopedii czy internetów? Przy książkach historycznych dla mnie to jeszcze do przyjęcia. Ale dlaczego raz system angielski a raz metryczny?

 

"trzymam się tego cholernego kraju, bo jest w nim coś, co działa na człowieka jak narkotyk i powoduje uzależnienie. Może jest to rozmaitość ludzi, klimatów, krajobrazów, warunków życia a także coraz nowszych wrażeń i bo ja wiem jeszcze czego?"

Ryszard Marian Mrozek "Rama Singh"

 

Drugie zaniedbanie to zbyt duże oczytanie autora w fundamentach kultury śródziemnomorskiej, a zbyt małe - indyjskiej. Zarówno toczone na łamach książki dysputy jak i przytaczane w dialogach cytaty pochodzą przede wszystkim z kręgu europejskiego. Nie wygląda to naturalnie, gdy szkoła prowadzona przez buddyjskich mnichów wpaja swoim uczniom podstawy filozofii greckiej a pomija niemal zupełnie to, co kształtowało myśl buddyjską czy hinduistyczną. Najdobitniej świadczy o tych brakach wyjaśnienie pochodzenia warn (kast) zamieszczone w przypisach. Oto można się dowiedzieć, że pochodzą one z ciała... Buddy. Tak, tego samego człowieka, który na kontestacji zastanego systemu hinduistycznych kast zbudował swoją filozofię!

 

To trzeba zdecydowanie poprawić. Nie Budda a Purusza!

 

Trzecie zaniedbanie dotyczy dramatyzmu akcji. Powieść można chyba zaklasyfikować jako przygodową z elementami fantastycznymi. Brak jest tutaj jednak mrożących krew w żyłach opisów i zapierających dech w piersiach zwrotów akcji. Mnie to jednak nie przeszkadzało. I bez tego książka jest niezła. Natomiast zupełny brak zakończenia uważam za grubą pomyłkę. Bez względu na to, czy to pierwszy tom, czy nie. Zakończenie powieści nie może polegać po prostu na napisaniu zdania „Koniec tomu pierwszego” w jakimś miejscu tekstu. Czytelnikowi należy się chyba

Koniec recenzji.

 

Like Reblog Comment
review 2013-12-13 11:58
# Chris Columbus & Ned Vizzini - Dom Tajemnic
Dom tajemnic - Chris Columbus,Ned Vizzini

Niekiedy przychodzi taki moment, kiedy uznajemy, że najwyższy czas na jakieś zmiany w życiu. Mogą być one spowodowane Rutyną, która wkradła się bezczelnie do naszego świata i co rusz prosi Nas o kolejną filiżankę herbaty, rozkoszując się naszymi stałymi ruchami. Niekiedy też tak bywa, że wystarczy jeden przykry incydent i już mamy w głowie tysiące pomysłów jakby tu podkreślić swoje nudne życie. Czasami chodzi o zmianę fryzury, czyli obcięcie włosów, zrobienie sobie grzywki, czy też same ich przefarbowanie na kolor mocno rzucający się w oczy. Może też wystarczy wymiana garderoby albo przemeblowanie w pokoju, by szafa stała dalej od łóżka i odwrotnie. Inni jednak idą o krok dalej i pod wpływem myśli, że być może w nowym miejscu zacznie im się układać, i odzyskają równowagę, to postanawiają porzucić stare życie, przeprowadzając się. 

     Tak samo było z rodziną Walkerów, którzy po przykrym incydencie z przeszłości postanawiają zacząć wszystko od nowa i zmienić miejsce zamieszkania. Za nimi wiele godzin oglądania przeróżnych domów, które nie wydają im się zbyt atrakcyjne. Teraz znowu są w drodze do kolejnego lokum, by je zwiedzić i zadecydować wspólnie, czy szukają dalej, czy jednak to jest ten strzał w dziesiątkę. Tym razem trafiają do domu, który należał kiedyś do tajemniczego pisarza, Denvera Kristoffa. Po naradzie postanawiają zakupić dom i przenieść się do niego. 

     Pewnego dnia do ich drzwi puka niezapowiedziany gość, który okazuje się być kimś bliskim dla byłego właściciela domu. Dziwna staruszka jest córką pisarza, która prócz przywitania się z rodziną postanawia kolejny raz przewrócić świat Walkerów do góry nogami i rodzeństwo, Kordelia, Eleanor i Brendan, trafiają do groźnego świata, w którym na każdym kroku czyha na nich jakieś niebezpieczeństwo: piraci, olbrzymy, wojownicy, a także Wichrowa Wiedźma i Król Burz. Młodzi Walkerowie chcą jak najszybciej wrócić do prawdziwego świata, lecz zanim to się stanie muszą zrobić coś , co może kosztować ich wiele trudu. 

     Co się właściwie stało, że młodzi Walkerowie trafili do innego świata? Jaką tajemnicę kryje historia ich rodziny? Czy rodzeństwo wygra walkę z niebezpiecznymi istotami i odnajdzie drogę do domu? 

 

     Kiedy otrzymałam szansę przeczytania książki tego duetu musiałam najpierw to przemyśleć. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z panem Nedem Vizzinim, gdy drugiego pana, Chrisa Columbusa, bardzo dobrze znam. Nie chodzi tu teraz o to, że jest reżyserem ekranizacji dwóch pierwszych części o Harrym Potterze, którego nawet jeszcze nie przeczytałam. Prędzej bym coś powiedziała na temat innych filmów, które wyreżyserował. W tej chwili wspomnę o Kevinie, który co rok zostaje sam w domu albo w Nowym Jorku. Film leci tradycyjnie przed świętami, a emituje go jak zawsze stacja telewizyjna ze słoneczkiem w logo. Również kojarzę „Panią Doubtfire”, gdyż także widziałam go kilkakrotnie w odtwarzającym obrazy pudle. Ale tu nie chodzi o film, bo to nie je mam zrecenzować, lecz książkę. Tak, więc przemówił do mnie pan Columbus i odpowiedziałam grzecznie na propozycję. 

     „Dom Tajemnic” napisany jest w narracji trzecioosobowej, gdzie opowiadający jest prawie wszechwiedzący. Opisuje on Walkerów, lecz to na najmłodszych członkach rodziny skupia się najbardziej. Dzięki temu możemy przeżywać razem z nimi całą przygodę, wiedzieć, co myślą w danej chwili i obserwować jak przeciwstawiają się przeciwnościom losu. Pozwala nam to zbliżyć się do głównych bohaterów, a wiadomo, że dzieci zazwyczaj mają inny tok rozumowania, niżeli dorośli i zazwyczaj jest nam trudno dotrzeć do siebie. 

     Bohaterowie, mimo wspólnych więzów krwi, różnili się od siebie diametralnie, zaczynając od cierpiącej na dysleksję Eleanor, a kończąc na pochłaniającej książki Kordelii. 

     Eleanor jest najmłodszą z pociech państwa Walkerów, więc zdawałoby się, że jest na tyle dziecinna, by nie dać sobie rady i cały czas opłakiwać utratę rodziców. Okazuje się jednak silną dziewczynką, która mimo swojej drobnej wady „technicznej” wykazuje się mądrością i pomysłowością, raz za razem zaskakując czytelnika. Mimo ośmiu lat wydaje się rozsądniejsza od swojego starszego rodzeństwa. 

     Brandon to chłopak, który nie widzi świata poza grami i dokuczaniem swojej starszej siostrze. Jego zachowanie się zmienia, kiedy trafiają do obcego świata i wykazuje w sobie cechy opiekuńcze. Pragnie ochronić swoje siostry, gdyż czuje się za nie odpowiedzialne. On również miewał przebłyski inteligencji i jego pomysły okazywały się strzałem w dziesiątkę. 

     Zostaję nam teraz najstarsza z rodzeństwa, czyli Kordelia. Uwielbiająca czytać książki nie raz pokazywała swoje gorsze oblicze. Zdaje mi się, że to przez wgląd na to , że dziewczyna była w wieku, kiedy to najczęściej przychodzi moment buntu i pokazania światu, że jest się kimś lepszym, chociaż ja to pokazywałam w inny sposób... 

     Trójce rodzeństwa towarzyszył Will, lecz o nim nie będę zbyt wiele mówić, gdyż chcę, by był dla was ciekawostką. Powiem jedynie tyle , że wniósł wiele w życie tych młodych osób. 

 

„- Jeśli teraz wyjdziecie, Gilliam pozwoli wam dołączyć do załogi, ahoj! Przeżyjecie wspaniałe morskie przygody! 
- Przygody? - krzyknął Brendan. - Przestrzeliłeś mi ucho, koleś! 
- Wybacz - powiedział Gilliam. - Jeśli to jakieś pocieszenie, w zeszłym roku straciłem pośladek!”

 

     Książka wydaje się straszna, gdyż jej historia zapisana jest na ponad pięciuset stronach. Pragnę jednak zwrócić uwagę na powiększoną czcionkę, która jakby została pomniejszona to powieść straciłaby zapewne ponad pięćdziesiąt stron, czy coś w okolicy tej liczby. Rozszerzenie również jest spowodowane ilustracjami, które wykonał dla nas pan Greg Call, za co mogę mu ogromnie podziękować. Idealnie uzupełniały się z treścią książki. 

     „Dom tajemnic” pochłania czytelników i nie pozwala zbyt szybko oderwać się od lektury. Walkerowie na każdym kroku przeżywają przygody, przez co nie ma tutaj miejsca na nudę. Postaci przeplatające się przez ich życie miały swój cel i nie można powiedzieć, że robiły tylko za tło. Każda osoba miała swoją rolę, którą wypełniła dobrze lub nawet bardzo dobrze.

     Książka jest napisana lekkim piórem, nie ma w niej przesadyzmu w postaci nadmiaru zbędnych dialogów, czy opisów sytuacji. Sceneria wydaje się tak realistyczna, że człowiek od razu ją sobie wyobraża i odczuwa całą historię, wraz z naszymi młodymi bohaterami. Wtapiamy się w ten świat kartka za kartką, aż zapominamy, że tak naprawdę nie ma tego wszystkiego tylko nasze cztery ściany, fotel, kot na kolanach i książka w dłoni. 

     Nie zaskoczył mnie jednak finał książki, gdyż zaczęłam go przewidywać w połowie książki. Jedynie źle obstawiłam osobę, która wymyśliła ten, a nie inny pomysł na uratowanie siebie i rodzeństwa. Nie zdradzę więcej. ;)

Podsumowując: 

     „Dom tajemnic” to połączenie przygody z fantastyką, z przeplatanymi chwilami grozy. Aby to określić nie trzeba czytać opisu, gdyż sama okładka na to wskazuje. Wręcz idealnie podsumowuje wszystko, co można znaleźć w samym środku księgi. Nie brakuje jednak humoru, gdyż bez tego przecież nikt by nie przetrwał w najgorszych chwilach.

     Książka przekazuje wartość, że warto współpracować, bo robiąc coś w grupie można więcej zdziałać i jest lepszy efekt pracy, niżeli robiłoby się coś samemu.

     Pozycja nadaje się idealnie dla młodzieży, lecz „starsze dzieci” również mogą się świetnie bawić i wraz z bohaterami przeżyć niesamowite przygody, które pochłoną ich bez reszty. 

     Z niecierpliwością czekam na drugi tom, a nawet mam nadzieję na ekranizację... ;)

 

Tytuł: „Dom Tajemnic”

Oryginalny tytuł: „House of secrets”

Autor: Chris Columbus & Ned Vizzini

Tłumaczenie: Katarzyna Janusik

Wydawnictwo: Znak Emotikon

Ilość stron: 510

Tom: I

Ocena: 9/10

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2013-01-16 17:04
Morska przygoda...

Marcin Mortka - polski pisarz urodzony w Poznaniu w 1976 roku.  Jego twórczość to głównie powieści o tematyce fantastyczno-historycznej. Ukończył skandynawistykę, co można dostrzec w niektórych pisanych przez niego książkach. Obecnie jest również nauczycielem, tłumaczem i lektorem języka angielskiego. Jego debiutanckie dzieło to „Ostatnia saga” wydana w 2003 roku.  Do dość popularnych serii autorstwa M. Mortki można zaliczyć „Ragnarok 1940” oraz „Miecz i kwiaty”.

Ach… Nie ma to jak dowodzenie korsarską fregatą, przemierzanie karaibskich wód pod angielską banderą, rozpoczynanie poranków od nieproszonych wizyt poruczników w kajucie i wysłuchiwanie ich przekonań o twojej niedyspozycji psychicznej. Każde wyjście na mostek pewnym krokiem z odrobiną nonszalancji, spoglądanie na swoją wierną załogę wydawać by się mogło wprost wymarzoną codziennością. Jednakże cała duma i pewność siebie umyka zaraz po napotkaniu niechętnego wzroku nawigatora. Toteż najlepszym nasuwającym się pomysłem jest zejście pod pokład w poszukiwaniu uspokajającego trunku, czemu o zgrozo towarzyszy ciąg obelżywych uwag papugi. Tam znajdujesz resztę załogi z lekką obawą wpatrzoną w swoje porcje żywnościowe przygotowane przez okrętowego kucharza o skłonnościach kanibalistycznych, tudzież kompanów już zażywających kuracji z butelką „ignis aqua” doktora Polocka…

Tak, pierwszy tom dylogii „Karaibska krucjata: Płonący Union Jack” to przygody Williama O’Connora – dość nierozgarniętego kapitana fregaty „Magdalena”, który na nieszczęście swojej załogi opanował wpadanie w tarapaty wręcz do arcymistrzowskiego poziomu i co rusz umiejętność tą stara się należycie wykorzystywać. Dlatego też z tego właśnie tytułu przyjdzie im się zmierzyć z legendą karaibskiego piractwa, powszechnie uważanym za zmarłego – hrabią de Lanvierre.

„Karaibska krucjata” napisana jest łatwym i przyjemnym językiem. Choć autor swobodnie używa profesjonalnego słownictwa dotyczącego żeglarskiego fachu, książkę czytało mi się bardzo szybko. Porządna dawka humoru zachęcała do śledzenia dalszych wyczynów załogi „Magdaleny”. Całość komponuje się w naprawdę wciągającą i klimatyczną powieść.

Dodatkowo pod koniec  autor przyznaje się do wszelkich nieprawidłowości, których się dopuścił względem historii i geografii. Informuje również, ze podczas pisania książki źródłem inspiracji była seria sesji RPG przeprowadzonych ze swymi przyjaciółmi. Pozostaje tylko domyślać się jak świetnie musieli się bawić, skoro sama książka dostarcza tak dużo rozrywki.

Source: recenzje-mlodziezowe.blogspot.com/2012/10/karaibska-krucjata-ponacy-union-jack.html
More posts
Your Dashboard view:
Need help?