Są podróże trudne do objęcia wyobraźnią, ale możliwe do zrealizowania. Są podróże zrealizowane, ale wciąż trudne do objęcia wyobraźnią. Zapewne taką trasą jest lądowa droga do Indii z Europy. A jeszcze na rowerze! Takiej to trasie poświęcona jest książka „Rowerem w stronę Indii. Wśród dobrych ludzi.”, której autorem jest Robert Maciąg.
Na szczęście jest to jednak coś więcej niż zwykłe sprawozdanie, na nieszczęście jest tu samego sprawozdania trochę za mało. Sądzę, że ci, którzy szukają poradnika przy planowaniu takiej podróży trochę się zawiodą, a z drugiej strony głębsze refleksje autora nadają książce szerszego wymiaru niż tylko prostej relacji z przejazdu. Bardzo cieszą śliczne fotografie ilustrujące poszczególne etapy podróży, szkoda jednak, że nie wszystkie są podpisane czy opisane. Moim zdaniem takie opisy bardzo by pomogły lepiej je wpisać w treść narracji. No i w końcu książka jest ładnie wydana, na błyszczącym papierze, ale z kolei brak spisu treści. Na wszelki wypadek nie będę się też wypowiadał o projekcie okładki, bo jeszcze jakieś wydawnictwo może być urażone (taki żarcik z głośnej i przedziwnej reakcji zupełnie innego wydawnictwa na umiarkowanie entuzjastyczną recenzję blogerki).
„W Dardżylingu przywitały nas niskie chmury i... osiem stopni Celsjusza.
Położony na 2128 metrów n.p.m. Dardżyling oferował Brytyjczykom ucieczkę przed upałami. Każdy, kto tylko mógł, spędzał tu lato i miasto powoli rozbudowywało się na stokach wzgórz. Dzięki temu niemal wszędzie jest, dosłownie, pod górkę.”
Robert Maciąg „Rowerem w stronę Indii”
W drodze do Dardżylingu (Indie, 2009 r.)
Jak więc widać z powyższego – książka wzbudza we mnie trochę sprzecznych uczuć. Jest jednak pewne, jestem pełen uznania dla odbytej podróży. Ale nie tylko dla samej podróży, czytałem książkę niemal jednym tchem. Za każdym razem radowały mnie przemyślenia, uwagi i oceny autora a w szczególności niezwykle pozytywne podejście do spotykanych ludzi i (zazwyczaj) takież uczucia mijanych na trasie osób w stosunku do dwójki rowerzystów. Czekałem aż oboje dojadą do Indii, bo ciekaw byłem jak zostanie przedstawiona trudna do zdzierżenia namolność wielu naganiaczy czy nawet całkiem zwyczajnych Indusów, w stosunku do turystów. A do tego jeszcze tak niezwykłych, bo na rowerach. Nie zawiodłem się, bo w książce opisano to z wielkim taktem i ciepłym spojrzeniem przez - może tylko trochę zbyt - różowe okulary. A może właśnie tak trzeba? Bo przecież... „Indie wyciągają z ciebie wszystko co najmocniejsze”.