Peter Walker, autor książki „Jak rowery mogą uratować świat”, wychodzi z bardzo prostego założenia – lekarze od dawna zgadzają się co do tego, że ruch ma fundamentalne znaczenie dla kondycji naszego organizmu. Po przyjęciu do wiadomości tego faktu, dalej już sprawa toczy się gładko. Minimum aktywności fizycznej można mieć „przy okazji” (np. dojście do sklepu, na przystanek czy stację, jazda rowerem do pracy) albo „specjalnie” (np. piesza czy rowerowa wycieczka na świeżym powietrzu lub siłownia i inne aktywności w pomieszczeniach zamkniętych).
Wyświetl ten post na Instagramie.A w Krakowie korki... ;) #Kraków #Cracow #rower #bicycle #korek #traffic #ulica #street
Jako, że jazda na rowerze może być też rodzajem aktywności wykonywanym podczas codziennych innych czynności (np. dojazd do pracy, do sklepu, do kawiarni, w odwiedziny) oraz wymaga trochę więcej ruchu niż leniwy spacer, wydaje się ona być znakomitym panaceum na lawinowo rosnące koszty leczenia chorób cywilizacyjnych wynikających z bezruchu. Wychodzi więc na to, że są logiczne argumenty za tym, aby wszystkim zależało na zwiększeniu ruchu rowerowego, szczególnie w miastach.
Niestety, tak nie jest. Każdy, kto próbuje uprawiać w naszym kraju sporty ekstremalne pod nazwą „jazda rowerem po mieście” wie, że ten rodzaj aktywności fizycznej wiąże się z dużym ryzykiem. Wynika ono głównie z fatalnie zaprojektowanej infrastruktury drogowej dla rowerów (o ile jest) oraz całej masy bezmyślnych lub wręcz wrogich działań kierowców samochodów. O wrogości skierowanej przeciw słabszym (bo nie chronionym blachą i poduszkami powietrznymi) użytkownikom dróg świadczą np. niezliczone wypowiedzi zamieszczone w internetowych forach czy serwisach. Nie pomaga też stronniczość służb (skierowana przeciw rowerzystom) mających czuwać nad naszym bezpieczeństwem. Sam widziałem wyrok sądu, który uniewinniał agresywnego kierowcę samochodu, ponieważ „rowerzyści jeżdżą nieprawidłowo”. Nie ten konkretny rowerzysta ze wspomnianego wyroku źle jechał, tylko „rowerzyści”. I to było argumentem, pretekstem i uzasadnieniem uniewinnienia agresywnego kierowcy samochodu. Szkoda gadać.
„Wnioski były naprawdę szokujące. Incydenty odnotowywane przez uczestników były mniej i bardziej poważne – od samochodów wyprzedzających w zbyt bliskiej odległości po kierowców celowo najeżdżających na rowerzystów. Ponad 80 procent badanych zadeklarowało, że w wybranym dniu przydarzyło im się coś złego przynajmniej raz. Z dzienniczków wynikało, że „bardzo groźne” incydenty są zmorą rowerzystów każdego tygodnia, z czego prawie trzy czwarte przypadków ma związek z samochodami.”
Peter Walker „Jak rowery mogą uratować świat”
Największym zaskoczeniem wynikającym z lektury książki jest dla mnie jednak przesłanie, że nie tylko w naszym kraju kierowcy samochodów są agresywni w stosunku do rowerzystów i spotyka się to z aprobatą społeczną. Sam poza Polską jeździłem po miastach na rowerze niewiele. Głównie w Holandii. I byłem przekonany (jakże błędnie, co wykazuje książka Walkera), że na Zachodzie można się czuć bezpiecznie jako miejski rowerzysta. Nie jest to niestety pocieszające. Ale daje wyjaśnienie tej arogancji osób którym nic się nie stanie w razie kolizji z rowerzystą. Zapłacą karę? Stracą prawo jazdy? Okazuje się, że takie myślenie nie zależy specjalnie od kultury, a od „bezkarności”.
„Jak rowery mogą uratować świat” Petera Walkera także w e-booku
Podsumowując, książka w rzeczowy sposób pokazuje, jeden z niezwykle ważnych aspektów bezpiecznego miasta. Miasta, po którym ludzie nie muszą przemykać między samochodami zaparkowanymi na chodnikach i pędzącymi po ulicach. Powinni się z nią zapoznać wszyscy ci, którzy zajmują się i korzystają z infrastruktury transportowej. Czyli niemal każdy.
E-booka można kupić m.in. w księgarni Ebookpoint.