91 słów, 639 znaków – tyle liczy całe hasło w polskiej Wikipedii o tegorocznym laureacie Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, Patricku Modiano (bez bibliografii i przypisów). Trochę to nie w porządku, bo przecież od ogłoszenia decyzji komisji noblowskiej mija już kwartał, a hasło po angielsku jest trochę bardziej rozbudowane i można je śmiało przetłumaczyć, choć rozmiar tej notki też nie powala. Pani minister od francuskiej kultury Modiano nie czytała. Może już nadrobiła zaległości, bo miała na to trochę czasu w święta. Nie ma zatem powodu, by dziwić się, że w Polsce autor ten był niemal nieznany (pięć krótkich książek było przed laty wydanych przy różnych okazjach i kurzyło się w bibliotekach, ale wznowienia pojawiły się dopiero późną jesienią 2014). Co straciliśmy i czy trzeba te straty nadrabiać gorączkowo?
Powiedzmy sobie szczerze – no jasne, że mamy w lekturze dobrej współczesnej literatury mnóstwo zaległości i nie dotyczy to tylko książek Modiano. Wspaniale, że wreszcie można kupić po polsku całą Munro, pojawiają się dobrze przygotowane wznowienia oraz pierwsze przekłady Toni Morrison, Ismaila Kadarego, Philipa Rotha i innych klasyków współczesności. W ramach odrabiania lekcji nie można zatem nie zajrzeć do cudem na ojczyzny łono przywróconego Patricka Modiano. Po lekturze Zagubionej dzielnicy mam jednak wrażenie, że komisja noblowska doceniła go co najmniej o kilkanaście lat za późno.
Skąd takie wrażenie? Gdzieś w sieci przeczytałem, że Zagubiona dzielnica to taki ekstrakt stylu autora, bo znajdziemy w niej zarówno proustowskie przywracanie pamięci i ustalanie poprzez to działanie własnej tożsamości, jak i ograniczenia formy utrzymane w duchu grupy OuLiPo, wcześniej jakimś cudem przez kapitułę ze Sztokholmu przeoczonej. Książka od razu przypomniała mi poetykę filmów Nowej Fali – bohaterowie przemierzają Paryż w sposób chaotyczny, przypadkowy niemal, podobnie jak postaci z dzieł Godarda i Malle'a. Jak się później okazało, moje skojarzenie nie było bezpodstawne – ze zdawkowych informacji na polskiej Wikipedii wynika, że Modiano napisał scenariusz filmowy we współpracy z Louisem Mallem.
W Zagubionej dzielnicy punkt wyjścia jest trochę podobny do sytuacji w filmie Tam, gdzie rosną poziomki Bergmana – uznany twórca (u Modiano – autor poczytnych kryminałów) przybywa do dawno zapomnianego miejsca (tym razem jest to Paryż), a przy okazji odbywa podróż sentymentalną po zakamarkach własnej podświadomości. Rolę proustowskiej magdalenki pełni w Zagubionej dzielnicy podany bohaterowi przez recepcjonistę hotelu kartonik, na którym widnieje nazwisko uruchamiające lawinę wspomnień, podsycanych przez odwiedziny u dawno niewidzianej znajomej. Pojawiają się też wątki kryminalne i erotyczne, ale mocno wpisane w wielowarstwową strukturę fabularną, utkaną z przenikających się nieustannie wspomnień i kolejnych magdalenek (stary zeszyt, notki z gazet itp.) wywołujących z niepamięci coraz to nowe obrazy paryskiego dolce vita sprzed lat.
Czyta się to wszystko z niekłamaną przyjemnością. Tak samo, jak ogląda się po latach filmy francuskich i włoskich reżyserów nowofalowych, opierających często swoje obrazy na podobnych fabułach (np. Noc Antonioniego) i tworzonych za pomocą podobnych środków wyrazu (skrótowość, wystrzeganie się sentymentalizmu, matematyczna precyzja w strukturze formalnej).
Ale też po lekturze Modiano pozostaje pewien niedosyt. Nie wiem, jak pozostałe książki tegorocznego Noblisty, do których jeszcze nie miałem okazji zajrzeć, ale Zagubiona dzielnica wydaje mi się trochę anachroniczna. Czytałem ją w taki sam sposób, w jaki oglądałem filmy Malle'a i Antonioniego – z perspektywy historycznej, bez poczucia, że twórca mówi o czymś bardzo ważnym dla mnie, że dotyka mojego świata. Na pierwszych stronach Paryż wygląda jak w turystycznym folderze, dalej śledzimy bohaterów ukształtowanych przez rok 1968 i dokonaną wtedy rewolucję obyczajową, ale w moim odczuciu wygląda to tak, jakby oglądać Ostatnie tango w Paryżu i przespać większość scen erotycznych, w międzyczasie przypominając sobie jakiś kryminał, Obsługiwałem angielskiego króla (trochę podobny główny bohater i jego historia) oraz wyjątki z Prousta.
Mam nadzieję, że jestem niesprawiedliwy i że w innych książkach Modiano znajdę dla siebie coś więcej. Zwłaszcza, że teraz kupić je można w każdym kiosku na dworcu kolejowym (sprawdziłem to przed świętami). Szkoda, że te króciutkie książeczki pojawiły się na naszych półkach bez wstępów i tekstów krytycznych, które byłyby bardzo przydatne jako wprowadzenie do lektury Modiano. Szkoda też, że wznowienie Zagubionej dzielnicy niczym nie różni się od wydania z 1993 roku poza gorszym papierem i brzydszą okładką. Ja akurat wypożyczyłem książkę z biblioteki, bo ktoś ją roztropnie przeniósł z półki „literatura francuska” do nowości. Sprytnie, naprawdę sprytnie.
www.facebook.com/literaturasaute