logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: postacie-kobiece
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2013-04-28 07:18
Protektorat parasola w trzeciej i czwartej odsłonie (Gail Carriger "Bezgrzeszna", "Bezwzględna")
Bezgrzeszna - Carriger Gail
Bezwzględna - Carriger Gail

Po czym poznać dobre czytadło? Jeśli człowiek nie może się oderwać od książki, póki jej nie skończy, jeśli nie przeszkadzają mu w czytaniu domownicy, codzienne obowiązki, bo z pierwszymi utrzymuje minimalny kontakt na poły świadomie, a drugie wykonuje zupełnie bezwiednie, jednocześnie cały czas czytając, to mamy do czynienia właśnie z takim utworem. Dla mnie jest to najczęściej jakaś powieść z gatunku fantastyki lub kryminał, ale rzadko wpadam w opisany powyżej stan. Udało mi się to jednak w tym tygodniu i dwa dni z życiorysu zostały zdecydowanie zaburzone przez lektury błahe, ale bardzo przyjemne. Pisałam całkiem niedawno na blogu o pierwszych dwóch częściach cyklu Gail Carriger - "Protektorat parasola". Być może zainspirowałam sama siebie, bo przy okazji wizyty w bibliotece po zamówioną przez męża książkę, mimochodem zerknęłam na półkę w poszukiwaniu kolejnych części i znalazłam Bezgrzeszną oraz Bezwzględną - obie stały sobie grzecznie na półce, czekając na Bogu ducha winną ofiarę manii czytelniczej. I wpadłam po uszy w pełen wdzięku świat wiktoriańskiej Anglii, gdzie steampunk krzyżuje się z paranormal romance, a wszystko to przy ukochanej przez główną bohaterkę herbacie.

 

O fabule właściwie nie mogę napisać nic, bo część trzecia rozgrywa się tuż po wydarzeniach zaprezentowanych w Bezzmiennej i jest z nimi ściśle powiązana. Części czwartej też nie można czytać bez znajomości poprzednich, a jej akcja wybiega w przyszłość zaledwie o kilka miesięcy. Jeśli ktoś ma ochotę na spotkanie z bohaterami "Protektoratu parasola", to musi po prostu zacząć od Bezdusznej, a jeśli mu się spodoba, na pewno nabierze ochoty na całość. Ja dałam się uwieść. Dlaczego?

 

Po pierwsze - postaci. Cudownie barwna jest  główna bohaterka, damy bez duszy, Alexia. Pełna temperamentu, nieokiełznana, a z drugiej strony niezwykle pragmatyczna (to ten brak duszy), wyposażona w niezwykłą parasolkę, która zawstydziłaby niejednego agenta służb specjalnych oraz cięty język i umysł jak brzytwa. W obu częściach jej umiejętności wystawione zostaną na poważną próbę, a to przez mechaniczne biedronki, a to przez dziwaczne jeżozwierze, a w dodatku musi sobie poradzić przecież z służbą królowej oraz mężem i jego watahą. Wspierana przez przyjaciół - madame Lefoux (genialną modystkę i wynalazcę, kochającą męskie ubrania), lorda Akeldamę (wampira tułacza o wyrafinowanym guście, żyjącego w otoczeniu gromadki niesłychanie modnych dandysów) czy nieocenioną Ivy (damę o gołębim sercu, kochającą ploteczki i dziwaczne kapelusze) Alexia będzie odsłaniać tajemnice przeszłości i walczyć ze spiskami. Jeśli mowa o bohaterach, nie mogę nie wspomnieć o dwóch wilkołakach - lordzie Conallu Macconie alfie watahy Woolsey, który wprawdzie w chwili największego kryzysu będzie niestety pił na umór, ale poza tym jest mężczyzną idealnym i przy wsparciu bety - profesora Lyalla wyjdzie cało z każdej opresji. Sam profesor zaś jak się okazuje skrywa niejedną tajemnicę, co powoduje, że staje się postacią bardzo intrygującą. A w dalszym planie jest jeszcze uroczy Biffy, wierny sługa Floote, szaleni naukowcy, nawiedzeni templariusze, wampiry, wilkołaki i duchy. Carriger z niezwykłą lekkością kreuje portrety bohaterów, trudno ich nie lubić, a każda postać jest niepowtarzalna.

 

Drugim powodem, dla którego warto poświęcić trochę czasu na lekturę cyklu o Alexii jest pełen wdzięku humor, objawiający się zarówno w prezentowanych sytuacjach jak i w języku, skrzącym się dowcipem, idealnie wpasowującym się w ramy stworzonego przez autorkę świata. Na dowód chciałabym przytoczyć przysięgę, którą zdesperowana lady Maccon wymyśla na potrzeby swej przyjaciółki - Ivy:

"W imię mody ojczyznę dziś chronię. Słabszych własną turniurą osłonię. Prawdę będę tropić szalenie. I przysięgam zachować milczenie. "(s. 130, Gail Carriger, Bezwzględna)

 

"Protektorat parasola" to jest zdecydowanie lektura dla kobiet, bo niezależnie od tego, czy przywiązują one wagę do wyglądu, manier i mody czy są to im dziedziny zupełnie obce, na pewno będą w stanie docenić wiele smaczków rozsianych w utworze. Cykl jest po prostu uroczy, czyta się to jednym tchem, a jedynym dla mnie w tej chwili powodem do złości jest brak polskiego tłumaczenia kolejnej części, która w zeszłym roku ukazała się na rynku. Warto zaznaczyć też, że Carriger cały czas utrzymuje wysoki poziom, całość jest naprawdę przemyślana i niejedno jeszcze zaskoczy jej wiernych czytelników. A przy okazji - nigdy bym nie pomyślała jak genialne może być zastosowanie dla pesto z czosnku i bazylii, zainteresowanych odsyłam do lektury.

 

Gail Carriger, Bezgrzeszna, przeł. Małgorzata Moltzan- Małkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, okładka miękka, stron 320

 

Gail Carriger, Bezwzględna, przeł. Małgorzata Moltzan- Małkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012, okładka miękka, stron 364

Source: urshana.blox.pl/2013/04/Protektorat-parasola-w-trzeciej-i-czwartej.html
Like Reblog Comment
review 2013-04-16 07:01
Oko za oko (Joe Abercrombie "Zemsta najlepiej smakuje na zimno")
Zemsta najlepiej smakuje na zimno - Joe Abercrombie,Robert Waliś

 

Będę marudzić. Właśnie skończyłam powieść, która na pierwszy rzut oka spełnia wiele warunków, by mi się bardzo spodobać (gatunek, grubość, ciekawy opis na tylnej okładce), a pozostawiła głęboki niedosyt. I właściwie, zamiast uparcie doczytywać, powinnam rzucić ją w diabły, bo przecież i tak w planach mam o wiele więcej naprawdę ciekawych pozycji i do końca życia się z nimi nie wyrobię, ale ja tak nie potrafię. Bardzo rzadko mi się zdarza nie skończyć utworu, a nawet jeśli jakieś książki odłożyłam w czasie czytania, to twardo zamierzam do nich wrócić. Cóż, taka dziwna przypadłość, może się to leczy, ale ja na razie nie planuję. W każdym razie dziś zakończyłam lekturę powieści Zemsta najlepiej smakuje na zimno Joe Abercrombiego i mogę kilka słów o niej napisać.

 

Opasłe tomisko, ponad osiemset stron, które dość niewygodnie trzyma się w ręku,  to utwór z gatunku fantastyki, dokładniej według uznanego autorytetu z okładki George'a R. R. Martina przynależy do nurtu, o którym usłyszałam po raz pierwszy, czyli do tzw. "splatterpunkowej fantasy" - dla zainteresowanych skupia się ona na opisach przemocy i okrucieństwa. Wprawdzie nie przepadam za tego typu obrazami, ale w literaturze znoszę je lepiej niż na ekranie kinowym, a zawsze jestem ciekawa nowinek pojawiających się w literaturze. Cóż, być może oglądana i czytana pulpa popkulturowa mnie już nieźle uodporniła, ale nie odniosłam wrażenia, by powieść jakoś szczególnie epatowała okrucieństwem. Owszem, pojawiają się sceny tortur, ale podobne były już u poczciwego Sienkiewicza, owszem trup ściele się gęsto, ale to akurat nic dziwnego w utworze o zemście, a w dodatku rozgrywającym się w niespokojnych, wojennych czasach. Mamy też trochę dosadnego seksu bez poetyckich eufemizmów, ale w dobie modnych powieści erotycznych to akurat na nikim nie zrobi wrażenia. Nie jest to może powieść dla nastolatków, ale nie trzeba mieć dużego doświadczenia z horrorami, by sobie poradzić z prezentowanymi "okropnościami".

 

Podstawową słabością, jak dla mnie, w powieści Abercrombiego była bardzo prosta fabuła, która w pewnym momencie po prostu zaczyna nużyć. Opowieść o najemniczce Monzcarro Murcatto, która w pierwszym rozdziale zostanie zdradzona i prawie zamordowana, a następnie przez kilkaset stron będzie dążyć do tytułowej "zemsty" na siedmiu oprawcach w pewnym momencie traci impet i niewiele ma nam do zaoferowania. Ratują ją jedynie umieszczone tu i ówdzie niespodzianki w postaci nieoczekiwanych sojuszników czy kilka ciekawszych zwrotów akcji. Utwór jest niestety do bólu przewidywalny, czyta się go owszem całkiem nieźle, ale od połowy właściwie czekałam na finał i z trudem do niego dobrnęłam.

 

Mocniejszą stroną utworu są kreacje bohaterów. Mamy zestaw wszelkiej maści morderców, ludzi zimnych i bezwzględnych, którzy skupieni wokół Monzy pomagają jej dokonać zaplanowanej zemsty. I mimo że nikt o zdrowych zmysłach nie utożsamia się z psychopatą czy zawodowym oprawcą, to akurat w tej powieści trudno ich nie akceptować. Ale ten chwyt też już w popkulturze zadomowił się chyba na dobre od Milczenia owiec przez Leona Zawodowca do serialu Dexter. W każdym razie zebrana przez główną bohaterkę ekipa awanturników jest dość barwna i dla nich na pewno warto było tę książkę doczytać. Sama Murcatto "wąż Talinsu", "rzeźniczka z Caprile" też jest dość ciekawa, bo poznajemy ją z każdą częścią lepiej wraz z pojawiającymi się retrospekcjami i odkrywanymi na jej temat informacjami, ale nie stanie się jakoś moją ulubioną postacią kobiecą, trochę jak dla mnie za mało w niej ognia, mimo płonącej żądzy zemsty.

 

Ostatnia sprawa, o której chciałabym wspomnieć to kreacja świata przedstawionego, gdyż ona także odrobinę rozczarowuje. Wydaje mi się bowiem, że jeśli już mamy do czynienia z prostą opowieścią, pisaną ku uciesze gawiedzi, to dobrze by było uczynić tło odrobinę bardziej oryginalnym. Powieść zalicza się do gatunku fantastyki tylko i wyłącznie dlatego, że rozgrywa się w fikcyjnych krainach. Nie różnią się one jednak za bardzo od naszej rzeczywistości powiedzmy z XV/ XVI wieku. Co więcej dość łatwe do odczytania są wykorzystywane klisze z naszej kultury - mamy więc jasnowłosych barbarzyńców na Północy, ruiny upadłego Imperium z łaźniami i dobrymi drogami, na którego podwalinach powstało kilka skłóconych księstw, egzotyczny ciemnoskóry lud na Południu, zjednoczony pod wodzą charyzmatycznego Proroka. Krótko mówiąc, autor specjalnie się nie wysilił. I znów - nie on pierwszy wykorzystuje tego typu schematy, ale trzeba przyznać, że odkrywczy za bardzo nie jest. Brakowało mi jakiegoś błysku, czegoś wyraziście innego, co pozwoliłoby docenić wyobraźnię brytyjskiego pisarza. Niestety niczego takiego nie znalazłam.

 

Podsumowując, powieść oparta na istniejących, często eksploatowanych schematach, prosta rąbanka, która zapewne niejednemu miłośnikowi czystej odmóżdżającej rozrywki może przypaść do gustu. Jak dla mnie - przynajmniej o połowę za długa. Nie twierdzę, że jest zupełnie do niczego, ale brakuje jej oryginalności. Sama nie wiem dlaczego, mimo tylu krytycznych uwag, oceniłam ją jako dobrą. Może w nagrodę, że dotrwałam mimo wszystko do końca, a sam finał, mimo że dość oczywisty w zgrabny sposób zamyka całość. Podobno trylogia tegoż samego autora, rozgrywająca się w tym samym świecie przedstawionym jest lepsza, takie chodzą plotki. Może się kiedyś spróbuję przekonać, choć sam Abercrombie nie trafia na listę pisarzy poszukiwanych.

 

 

Joe Abercrombie, Zemsta najlepiej smakuje na zimno, przeł. Robert Waliś, Wydawnictwo Mag, Warszawa 2012, okładka miękka, stron 832

           

Source: urshana.blox.pl/2013/04/Oko-za-oko-Joe-Abercrombie-Zemsta-najlepiej.html
More posts
Your Dashboard view:
Need help?