“Demony czasu pokoju” to według mnie najlepsza część cyklu poświęconego Aleksandrowi Razumowskiemu, cyklu będącym prequelem do innej serii książek, rozgrywających się już w naszych czasach. “Demony czasu pokoju” są tak dobre, jak “Chorągiew Michała Archanioła”, czyli powieść pana Przechrzty, którą poznałem jako pierwszą, i która podobała mi się najbardziej.
Cykl znany jest przede wszystkim z akcji. To taka pieśń żołnierska, którą autor umieścił w przedziwnym otoczeniu: otóż Razumowski to agent wojennajej razwiedki, wojskowego wywiadu ZSRR. I to się po prostu dziwnie czyta, od samego początku całość jest tu co najmniej ciekawa; skąd się wziął pomysł pisarza na kreowanie historii właśnie w tym kraju, i w takim czasie? Stalin i Beria, walka wewnętrzna GRU i NKWD, mnóstwo podłości… To jest fantastyka, jednak na końcu mamy pewne wyjaśnienia, wedle których wiele z okrucieństw tu obecnych nie wzięło się z wyobraźni autora, ale z dokumentacji dotyczącej działalności radzieckiej bezpieki. Cały czas trwania cyklu “Demony…” trochę trudno się odnaleźć w świecie, w którym Razumowski jest otoczony postaciami znanymi z historii, jasno określanymi jako zbrodniarze. Tu czasem przedstawiani inaczej, jakby niejednoznacznie.
Ciekawe, prawda? W cyklu Jacka Piekary w ogóle nie przeszkadza mi (a nawet przeciwnie: przyciąga mnie) świat, w którym Chrystus zszedł z krzyża i pozabijał swoich wrogów. A u pana Przechrzty przedstawianie Stalina jako groźnego, ale jednocześnie dość “ludzkiego”, nie pozbawionego różnych emocji bohatera mnie cały czas niepokoiło. Cóż, widać zależy od czytelnika, każdego kręci co innego. :)
Napisałem, że to najlepszy tom. Według mnie tak właśnie jest; Razumowski w swojej pełnej zawirowań historii idzie w bardzo ciekawym kierunku. Widać w “Demonach czasu pokoju” pewne spięcie całości, widać, że wiele zgromadzonych wydarzeń z historii bohatera wziętych razem powoduje zmiany, widać nawet szykujące się zmiany w samym ZSRR. Rośnie ciekawość czytelnika względem tego, co będzie dalej; bohater ma przed sobą tak wiele otwartych drzwi, że aż swędzi z chęci poznania dalszych przygód.
Bardzo podoba mi się także niezwykle oszczędne stosowanie elementów nadprzyrodzonych. I tu, podobnie jak w poprzednich tomach, specjalne zdolności Razumowskiego nie stają się przyczyną nagłych, totalnych zwrotów akcji czy rozwiązań obrażających inteligencję czytelnika. Choć potrafi więcej, przeważnie Razumowski jakby nie pamięta o swoich talentach nabytych w wyniku tajemniczych działań z poprzednich części. To przede wszystkim wojskowy, śledczy, żołnierz, wojownik i po prostu niezły koleś, przyzwoity facet, i co najważniejsze: wiarygodny. Bardzo jestem ciekaw czy będzie ciąg dalszy, czy coś nas jeszcze czeka. Niby nie lubię tasiemców, ale to jest tak dobra rozrywka, że wyjątkowo mam nadzieję, że to nie wszystko, bo z Razumowskim bawiłem się świetnie w Leningradzie, nieźle w czasie wojny i wspaniale w czasie pokoju.
Fabryka Słów 2015