logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: kolej
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-04-17 19:27
Jechać do Indii, czy nie jechać? Oto jest pytanie!
W 80 pociągów dookoła Indii - Tomasz Szlagor,Monisha Rajesh

Bardzo jestem rozdarty po lekturze książki „W 80 pociągów dookoła Indii”... No bo tak, wyobraźcie sobie, że ktoś ma pomysł, aby poznać Indie dzięki podróżowaniu wszelakimi typami pociągów od końca do końca sieci torów na subkontynencie. Wyzwanie jak z Juliusza Verne'a. No i zabiera się za to para młodych ludzi, z których pomysłodawczyni ma za rodziców rodowitych Indusów. Tudzież ma w Indiach rozległą rodzinę oraz chwilę w tym kraju mieszkała. Ale z drugiej strony oboje mają dość ambiwalentny stosunek do zwiedzanego kraju: ona widzi w Indiach ojczyznę przodków ale w zasadzie nienawidzi najbardziej oczywistych wad indyjskiego społeczeństwa w całości a pojedynczych jego przedstawicieli w szczególności, on natomiast podziwia ogrom Indii, lecz alergicznie reaguje na przejawy pobożności począwszy od hinduistów a skończywszy na chrześcijanach. Do tego autorka, wychowana w Wielkiej Brytanii, ma z Indii większość wspomnień o zabarwieniu negatywnym. No i... jakby tu delikatnie napisać... ma podejście trochę takie infantylne. I tak wkraczają w wir codziennego życia indyjskich kolei żelaznych.

 

Miarą wielkości kraju nie jest obszar, jaki zajmuje, ale standard życia mieszkańców. Są w Indiach miejsca, które faktycznie błyszczą, skąpane w świetle strzeżonych rezydencji, centrów handlowych i reflektorów mercedesów. Setki milionów, jak pasażerowie ekspresu Lifeline, nadal stoją w mroku, czekając, aż rozstąpią się chmury.”

Monisha Rajesh „W 80 pociągów dookoła Indii”

 

Prawie połowa książki jest dość powierzchowna, raczej słaba i brzmi trochę jak zapiski początkującego blogera zapatrzonego raczej w siebie niż w świat naokoło, choćby był ów świat ograniczony był ścianami wagonu toczącego się po szynach a szersza perspektywa ukazywała się w postaci wycinków kraju oglądanych przez okratowaną szybę lub otwarte drzwi. Autorka władająca biegle angielskim i mająca podstawy hindi ledwo wykracza poza udzielanie odpowiedzi na standardowe „indyjskie” pytania: skąd? dokąd? co robi? kim są jej rodzice? itp. I to autorka, która podkreśla, że jest dziennikarką! Nawet konflikt narastający w dwuosobowej grupie jest skierowany do wewnątrz.

 

Madurai Junction, jeden z wielu przystanków na trasie autorki. A dla mnie chyba najczystsza stacja w całych Indiach (Maduraj, 2014 r.)

 

Ale jednak Indie odciskają w na obojgu swoje piętno. Indyjskość do nich dociera, a raczej wdziera się do ich wnętrz. A czy bohaterowie znaleźli to, po co do Indii wyruszało tylu przed nimi i będzie wyruszać wielu po nich? To już trzeba przeczytać „W 80 pociągów dookoła Indii” i samemu się przekonać.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2014-05-07 12:34
"A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!"
Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej - Piotr Milewski

Mam wielki sentyment do podróży kolejowych i nie mogłam odmówić sobie zakupu książki Piotra Milewskiego. W końcu traktuje ona o najwspanialszej z możliwych kolejowych przygód, na jakie może zdobyć się żądny doświadczeń pasjonat tej formy podróżowania. Tym bardziej jest mi przykro, że chyba nie wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowałam. Z całą pewnością Transsyberyjskaopowiada o podróży przez rosyjski bezkres ale za mało w tej książce... kolei!

Być może przychylniej spojrzałabym na lekturę gdybym wcześniej nie znała książek Krystyny Kurczab - Redlich (świetne Głową o mur Kremla), Igora T. Miecika czy Colina Thubrona. Między innymi dzięki tym autorom nie jest mi obca rzeczywistość społeczno - polityczna Rosji a tej kwestii poświęca Piotr Milewski wiele uwagi. Za wiele moim zdaniem. Większość czytających skusi się na książkę ponieważ zasugerują się chwytliwym tytułem, najprawdopodobniej wskazującym na temat przewodni. Ci, którzy zajrzą do opisu również poczują dreszcz emocji. Natomiast autor robi sobie przystanki po drodze i zanudza czytelnika opowieściami o między innymi Dniu Zwycięstwa, daczy pod Jekaterynburgiem i występach cyrkowców w Moskwie. Te fragmenty ogromnie mnie znużyły i niestety nie znajduję uzasadnienia dla ich obecności w książce.

 

 

Co innego, gdy Piotr Milewski pędzi pociągiem w stronę Pacyfiku i odbywa bardzo interesujące rozmowy z współpasażerami. Te spotkania są niezwykle żywe, konwersacje soczyste, niejednokrotnie zakrapiane...zalewane będzie lepszym określeniem, alkoholem, prawdziwe i opowiadają historie z różnych zakątków Rosji, z różnych środowisk - jak nie weseli poborowi to maratończyk - striptizer. Można się uśmiechnąć ale i nachodzi czytelnika refleksja nad kondycją tego ogromnego kraju, w którym wszystko się może zdarzyć. Najlepiej będzie powiedziec, że fragmenty pociągowe wyszły autorowi lepiej od tych spoza szyn.

 

 

Ogromnym atutem są natomiast dzieje Kolei Transsyberyjskiej, jakim Milewski poświęcił wiele uwagi. Są to opowieści z wcale nieodległej przeszłości, o których warto poczytać bo Rosja to w końcu coś więcej niż carat, Stalin i uosobienie zła. Przyznaję, że właśnie fragmenty dotyczące budowy wielkiej żelaznej drogi cenię sobie w tej książce szczególnie. Czy sięgnąć? Można i generalnie warto. Ale nie jest to to, co kolejowe tygryski lubią najbardziej.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2013-08-07 07:24
Japoński rynek czytników książek elektronicznych część I

Japonia jest krajem rodzinnym czytników. To przecież właśnie Sony wypuściło na rynek pierwszy czytnik oparty o papier elektroniczny. Można się więc spodziewać, że to co dzieje się obecnie na tym niezwykle zaawansowanym i wymagającym rynku elektroniki konsumenckiej daje niezły wgląd w przyszłość urządzeń elektronicznych w ogóle, a czytników książek elektronicznych w szczególności.

 

To, co napisałem poniżej nie jest oparte na żadnych profesjonalnych badaniach rynkowych, nie dotarłem też do żadnych kompleksowych raportów. Niniejszy tekst oparty został wyłącznie o własne obserwacje przeprowadzone przy okazji pobytu w Kraju Kwitnącej  Wiśni.

 

Częstotliwość kursowania pociągów w Tokio jest znakomita (Tokio, 2013 r.)

 

Miejscem, gdzie najprościej można dokonywać takich obserwacji jest oczywiście transport publiczny. Zarówno aglomeracja Tokio, jak i obszary poza stolicą mogą poszczycić się znakomicie zorganizowaną siecią połączeń (głównie kolejowych). Zapewne nie ma chyba nikogo, kto by nie słyszał na przykład o superszybkich pociągach shinkansen. To ikona japońskich kolei stanowiąca znakomitą konkurencję w stosunku do połączeń lotniczych czy przejazdów samochodem.

 

Pociągi shinkansen na stacji (Tokio, 2013 r.)

 

Ale dzień po dniu miliony pasażerów przewożą również pociągi podmiejskie, miejskie czy metro. Dojazdy do pracy są więc dobrą okazją do lektury, której można się oddawać zamiast marnować życie w ulicznych korkach. Japończycy zdają się ten czas dobrze wykorzystywać. Również kolejarze im w tym pomagają. W pociągach na szczęście zakazane a także niemile widziane rozmowy przez telefon. Na przykład w shinkansenach są specjalnie wydzielone miejsca, gdzie można spokojnie rozmawiać przez swoją komórkę. Tak dobrze znane z polskich kolei głośne relacjonowanie swego życia osobistego czy zawodowego przez telefon a przy okazji osobom siedzącym po sąsiedzku albo i połowie pasażerów wagonu, w Japonii jest nie do pomyślenia. Podczas podróży kolejami japońskimi nie ma też specjalnego stresu z powodu spóźnienia pociągu, działa oświetlenie, siedzenia są czyste i wygodne, czuć pracującą klimatyzację. Trudno o lepsze warunki do lektury. I lekturze Japończycy oddają się z lubością. Bardzo wielu pasażerów wsiada do pociągu z książką, mangą lub komórką w ręku. Sporadycznie można też spotkać kogoś z tabletem... ale nikogo nie spotkałem z czytnikiem! Było to dla mnie dużym zaskoczeniem. Nie tak sobie wyobrażałem czytelnictwo w Japonii...

 

Pociąg miejskiej linii Yamanote poza godzinami szczytu (Tokio, 2013 r.)

 

Przeszkody w używaniu czytników na pewno nie są takie jak u nas. W pociągach zawsze świecą się lampy. Zazwyczaj wszystkie. Zapewne są wagony z przepalonymi świetlówkami jak u nas, ale ja takich nie znalazłem. Zapewne są też w Japonii tacy kierowcy autobusów jak u nas, którzy wyłączają oświetlenie w miejskich autobusach uważając, że pasażerowie zapewne wolą jechać po ciemku, ale takich nie znalazłem. Pasażerowie komunikacji zbiorowej mają więc znakomite warunki do czytania. Wyjątkiem oczywiście są godziny szczytu dojazdów do i z pracy, kiedy ścisk może być spory. Typowy obrazek ilustrujący zaobserwowany przeze mnie „statystyczny obraz” zachowań podróżnych wygląda następująco: naprzeciwko mnie w pociągu jest zazwyczaj 7 miejsc siedzących. Można się spodziewać, że kiedy wszystkie są zajęte, to dwie osoby śpią (zasypiając często z komórką w ręku i budząc się co jakiś czas dla sprawdzenia godziny na wyświetlaczu), jedna osoba czyta gazetę, mangę lub książkę, a pozostałe czytają, grają, słuchają, oglądają lub piszą coś na smartfonach. Sporadycznie może pojawić się ktoś z przenośną konsolą Nintendo DS lub osoba wachlująca się wachlarzem pomimo całkiem sprawnej klimatyzacji. Jednak podczas całego kilkunastodniowego pobytu ani razu nie widziałem nikogo korzystającego z czytnika!

 

Zapraszam do lektury drugiej części wpisu dostępnej tutaj.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?