Czas zredukować mój ‘wakacyjny stos’ – na pierwszy ogień poszedł Tyrmand i jego Życie towarzyskie i uczuciowe.
Istnienie Tyrmanda odkryłam dopiero w tym roku (no cóż, lepiej późno niż wcale), ale jego postać od razu mnie zafascynowała. Paradoksalnie, przesądziła o tym nie literatura, ale muzyka. Bo jak tu nie zainteresować się kimś, komu zawdzięczamy wzrost zainteresowania jazzem w powojennej Polsce?
Wiem, powinnam zacząć od Złego, bo to powieść wybitna, wszyscy ją chwalą i doceniają. Ale Zły ma rozmiar małej cegiełki a ja niesprawdzonych cegieł się boję. Bo co będzie, jak mi ten Tyrmand jednak nie przypadnie do gustu? Mam książkę porzucić? Nie lubię tego. Mam brnąć do końca przysypiając na każdej stronie? Też kiepska perspektywa. Dlatego zdecydowałam się na nieco cieńsze (chociaż i tak liczące prawie 500 stron) Życie towarzyskie i uczuciowe. To jednak mniejsze ryzyko.
No cóż, książka ta przeleżała u mnie na półce 4 miesiące, aż wreszcie odważyłam się ją otworzyć i rozpocząć lekturę. Jestem w połowie i cóż mogę stwierdzić? Nie przysypiam. Jest ciekawie, chociaż nie fascynująco. Akcja nie jest wciągająca, ale momentami intryguje. Mam nadzieję, że dalsza część mnie również nie zawiedzie.
A dla wszystkich spragnionych usłyszenia głosu Tyrmanda i posłuchania odrobiny jazzu (w tym w wykonaniu Krzysztofa Komedy) zapis dźwiękowy pierwszej edycji Sopot Jazz Festival:
Z nieznanych mi przyczyn odtwarzacz widoczny jest jedynie bezpośrednio na moim blogu.