logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Tybet
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2014-10-29 12:47
Kronika XX wieku w Azji
W Azji - Tiziano Terzani

 

„W Azji” Tiziano Terzaniego jest niezwykłym reporterskim zapisem burzliwych dziejów Azji w drugiej połowie XX wieku. Autor, jako młody reporter, wyrusza do Japonii w latach '60 by rozpocząć nowy rozdział swojego życia, który został poświęcony opisywaniu tego, co wydarzyło się na kontynencie azjatyckim. Terzani zrazu zafascynowany jest siłą ruchów rewolucyjnych, które doprowadziły do upadku kolonializmu w Chinach, Wietnamie i innych krajach regionu. Pasjonuje się przemianami prowadzącymi do obalenia krwawych dyktatur ustanowionych w ramach walki Stanów Zjednoczonych z pochodem komunizmu na przykład na Filipinach. Jest tam, gdzie miały miejsce wydarzenia zapełniające nagłówki najważniejszych dzienników i tygodników prasowych.

 

Stopniowo jednak rodzaj fascynacji się zmienia, szczególnie po doświadczeniach z Czerwonymi Khmerami. Ludobójstwo w Kambodży stanowi punkt zwrotny w postrzeganiu ruchów maoistowskich i impuls do rozrachunku z własnym sumieniem. Tym bardziej bolesny, że jako reporter będący na miejscu wydarzeń, Terzani sam nie dostrzegał lub nie chciał do siebie dopuścić jaskółek zwiastujących przyszłe katastrofy humanitarne, choćby takie jak w Kambodży czy Sri Lance. Koniec końców coraz bardziej krytycznie ocenia więc zarówno zamordyzm junt wojskowych, nie liczące się z jednostką eksperymenty społeczne partii komunistycznych jak i rodzącą się w Japonii zdehumanizowaną i zrobotyzowaną przyszłość bogatych społeczeństw.

 

Autoriksza Piaggio (New Delhi, 2003 r.)

Rozumiem pańską troskę. Ja również nie sądzę, aby samochód był uniwersalnym środkiem transportu. Jest przydatny, ale wywołuje problemy z ruchem, z zanieczyszczeniem miejskim, które trzeba rozwiązywać na bieżąco. Dlatego Piaggio chce zaproponować zupełnie nowe pojazdy, przeznaczone do użytku miejskiego, ale niekoniecznie samochody; pojazdy, które nie muszą mieć dwóch metrów na cztery powierzchni, bo taka nie może być przyszłość. Samochód to fantastyczny produkt, ale odpowiedni do dużych przestrzeni, do dużych odległości, nadaje się do Stanów Zjednoczonych, do Ameryki Południowej, gdzie ludność jest bardzo rozproszona. Gdyby przemysł motoryzacyjny w Indiach miał osiągnąć europejski albo amerykański poziom wzrostu, doprowadziłoby to, moim zdaniem, do katastrofy. W tym kraju nie dałoby się mieszkać. Oczywiście – na średnich dystansach pociąg jest niezastąpiony.”

Tiziano Terzani „W Azji”

 

Jednak książka jest przede wszystkim podręcznikiem reportażu oraz niezwykłym, często pisanym z punktu widzenia bezpośredniego obserwatora, obrazem błyskawicznych i głębokich przemian społecznych i gospodarczych, których doświadczyła Azja w drugiej połowie XX wieku. To po prostu obowiązkowa lektura dla wszystkich ciekawych świata i lubiących solidną robotę reporterską. A szczególnie, pomimo upływu lat, jest to książka dla osób zainteresowanych Japonią, Chinami, Wietnamem, Kambodżą, Koreą Północną, Koreą Południową, Birmą, Indiami, Sri Lanką, Tybetem, Laosem oraz Filipinami.

 

P.S.

Książkę przeczytałem już chwilę temu jako e-book zakupiony w empiku. Sklep zachęcił mnie w automatycznie wysyłanym liście do recenzji. Jednak nie chciałem jej pisać od razu, ponieważ w tekście było kilka błędów formatowania (wielkości czcionek). Na szczęście odpowiedzialne za konwersję do wersji cyfrowej Virtualo zareagowało błyskawicznie na moje uwagi i e-book został poprawiony.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2013-12-31 19:32
W poszukiwaniu słonej herbaty
Dziennik buddyjskiej pielgrzymki - Krzysztof Renik

Nie wiem, ile z osób czytających te słowa pamięta kolejki po masło w latach '80 XX wieku. Wtedy to na przykład po kilkudziesięciu minutach cierpliwego oczekiwania na dostawę, nadchodził moment ujawnienia jakiż to towar pojawi się w sprzedaży. W mleczarni wielkiego wyboru zwykle nie było, zaczynał się więc czas kolejnych kilkudziesięciu minut oczekiwania na zakup upragnionych dóbr – na przykład 25 dkg wspomnianego powyżej masła odkrojonego nożem przez ekspedientkę z wielkiego bloku na wpół odartego z pergaminu. Do dziś pamiętam zapach świeżego, żółciutkiego kawałka ważonego i zawijanego sprawnie zazwyczaj w szary, a czasami nawet w biały, papier. Teraz to zupełnie co innego, półki chłodnicze w sklepach spożywczych skrzą się od różnorodnych opakowań papierowych, foliowych, metalizowanych czy nawet plastikowych. Tylko gramatura coraz mniejsza a i zawartość masła w maśle może być daleka od naszych oczekiwań kupującego.

 

Dlaczego piszę o tłuszczu i zamierzchłych czasach recenzując książkę? Otóż dlatego, że „Dziennik buddyjskiej pielgrzymki” Krzysztofa Renika przypomina mi trochę te dawne zakupy. Głównie z powodu opakowania – znaczy okładki. Od dłuższego czasu, czyli od momentu, kiedy zobaczyłem książkę, zastanawia mnie właśnie jej okładka. Pomimo spędzeniu kilku chwil na przyglądaniu się jej od przodu i od tyłu oraz ukończeniu książki, wciąż nie jestem w stanie pojąć co ma ona przedstawiać i w jaki sposób pełni funkcję podstawową, czyli zachęcającą do lektury. Brnę więc w prehistoryczne otchłanie mojej pamięci i coraz bardziej przypomina mi się masło zapakowane w szary papier. Skojarzenie wydaje się jeszcze bardziej prawdopodobne po przeczytaniu książki. Chcecie dowód? Proszę bardzo, oto adekwatny cytat:

 

"- Żeby tak jeszcze włożyć do niej kawałek masła - Taszi rozmarza się raz po raz. Herbata z cukrem to jednak nie to, a sanga jakoś się widać zeuropeizowała lub zhinduizowała, bo podczas modlitw podają głównie słodką, a nie słoną herbatę. Oczywiście nie wywołuje to entuzjazmu Tasziego, który nie aprobuje nowinek. Bo czyż może być na świecie coś znakomitszego aniżeli słona herbata? Oczywiście z masłem."

Krzysztof Renik „Dziennik buddyjskiej pielgrzymki”

 

No ale jakoś nie sądzę, żeby wydawnictwo podczas doboru okładki miało takie pokręcone myśli jak kłębią się w mojej głowie. Jedno jest dla mnie pewne. Okładka nie spełni raczej podstawowego zadania – zachęcenia do sięgnięcia po lekturę. A szkoda, bo uważam, że jest po co sięgać.

 

„Dziennik buddyjskiej pielgrzymki” jest mniej więcej tym, co obiecuje tytuł – zapiskami redaktora Polskiego Radia, który postanowił wspomóc jednego ze swych indyjskich przyjaciół w jego pielgrzymce po świętych miejscach buddyzmu. Trasa wiedzie dwóch pielgrzymów z północnych Indii najpierw na południe subkontynentu, a później z powrotem na północ aż do Nepalu. Dzięki tej podróży i tej przyjaźni możemy bliżej przyjrzeć się codziennemu życiu Tasziego - buddyjskiego mnicha z Ladakhu w czasie jego pielgrzymki. Autor stara się towarzyszyć i przeżywać wraz z nim religijne uniesienia jak i prozę codzienności. Wspiera go finansowo i organizacyjnie używając całej swojej znajomości indyjskich realiów aby ułatwić przyjacielowi odwiedzenie miejsc odległych o tysiące kilometrów.

 

Stragan z hinduistycznymi dewocjonaliami (Katmandu 2003 r.)

 

Relacja toczy się spokojnie, jak spokojna może być podróż w celu odwiedzenia buddyjskich sanktuariów, a ów spokój zakłócają głównie pojawiające się raz po raz rozterki i zastrzeżenia autora. Krzysztof Renik wielokrotnie podkreśla, że wspólne buddyjskie pielgrzymowania nie oznacza wspólnoty celu pielgrzymki. Taszi pozostaje buddystą a autor chrześcijaninem. W końcu ich wspólna podróż się kończy, choć nie oznacza to oczywiście końca przyjaźni.

 

Dzięki zaangażowaniu uczuciowemu autora oraz zapiskom zebranym w „Dziennik buddyjskiej pielgrzymki” możemy i my na chwilę stać się wędrowcami przez święte miejsca buddyzmu. I mogę lekturę „Dziennika...” polecić zarówno tym, którzy te miejsca rzeczywiście odwiedzą jak i tym, których interesuje buddyzm w odmianie tybetańskiej.

 

P.S.

Już teraz zapraszam na konkurs związany z recenzowaną książką, który zostanie ogłoszony wkrótce. Nagrody to egzemplarze "Dziennika..." ufundowane przez wydawnictwo Namas.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?