logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: język
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2020-03-29 18:10
Eine Redensart ist keinesfalls ein Sprichwort!
Bis in die Puppen: Die 100 populärsten Redensarten - Karl Hugo Pruys

Gott sei Dank hat dieses Buch kein Germanist geschrieben!


Es ist nicht mein eigener Ausruf, sondern gerade so beginnt seine Einleitung in das Buch Heinz Schulte. Zu Recht. Das Buch ist gar nicht langweilig oder altklug, sondern obwohl über die Sprache - spielerisch und interessant erzählt. Worüber ist das? Über historische Gründe der immer noch populären in deutscher Sprache Redensarten und Floskeln, die die Sprache bebilden bzw. ihr Farbe geben. Anders als die Sprichwörter sind Redensarten keine vollständige Sätze, die Weisheiten vermitteln wollen. Ich habe nur nicht richtig verstanden, wozu hat man verschiedene, ziemlich eindrucksvolle Ikonen jedem Ausdruck zugeschrieben, wenn ihre Bedeutung, der Prinzip der Zuordnung, geheim blieb. Selber bin ich auf deren Sinn nicht gekommen...Jedenfalls nicht wirklich.

 

Like Reblog Comment
review 2015-01-13 17:50
Sekretny język kwiatów
Sekretny język kwiatów - Vanessa Diffenbaugh Vanessa Diffenbaugh to kalifornijska pisarka, która swoje książki miała skierować głównie do dzieci i młodzieży. Swoje pierwsze dzieło ukierunkowała właśnie na to grono czytelników. Jednak, jak sama przyznała, była to powieść "bardzo zła". "Sekretny język kwiatów" jest właściwie jej debiutem, utworem, który po trzech rozdziałach stał się książką wyłącznie dla dorosłych. Victorię poznajemy w dniu jej osiemnastych urodzin. Wiek ten pozwala jej na opuszczenie domu dziecka i rozpoczęcie w pełni samodzielnego życia. Jednak na kartach powieści niejednokrotne wracamy do przeszłości bohaterki. Burzliwe losy dziecka przekazywanego z rąk do rąk, pozwalają na poznanie wszystkich źródeł problemów dorosłej już kobiety. Victoria to niespokojna dusza, sprzeciwiająca się wszelkim regułom, niesforna i niereformowalna. Każda nowa rodzina to kolejne nieszczęścia, które budzą w dziewczynie coraz większą agresję. Kiedy dostaje ostatnią szansę na adopcję przez właścicielkę winnicy, stara się zrobić wszystko, by pokazać swoją niechęć do wspólnego życia. Elizabeth okazuje się jednak osobą o wielkiej cierpliwości i determinacji. Nieznanymi dotąd Victorii sposobami, krok po kroku gasi w niej buntownicze zapędy. Nie pozwala wyprowadzić się z równowagi, a każdy występek swej podopiecznej traktuje nie tyle z pobłażliwością, co z pełnym zrozumieniem. Niestety, uśpione zło w końcu wychodzi z ukrycia, a Victoria wraca pod dach ośrodka wychowawczego. Pomimo licznych przeżyć, dziewczyna w żadnym stopniu nie zmienia swego zachowania. Nie wykorzystuje otrzymanej szansy, a start w dorosłe życie przegrywa przez własną głupotę. Wyrzucona z tymczasowego mieszania, błąka się po parkach i zakamarkach miasta, a jej jedynym zajęciem jest poznawanie kwiatów i określanie ich znaczenia. Bo to właśnie jest jedynym talentem Victorii, jedyną jej pozytywną cechą. Już od najmłodszych lat intuicyjnie rozpoznawała język kwiatów, a umiejętność tę udoskonaliła będąc pod opieką Elizabeth. To właśnie ten dar staje się jej ostateczną szansą na lepsze życie. Tylko czy ta buntownicza dziewczyna go wykorzysta? Czy kwiaty pozwolą jej rozpocząć normalne życie? Staną się źródłem sukcesów? I czy w końcu pozwolą na odnalezienie miłości? "Sekretny język kwiatów" to książka, w którą autorka włożyła sporo pracy. Mając 16 lat odnalazła ona w antykwariacie dzieło Kate Greenway, zagłębiające się w sekretne znaczenia kwiatów. Wiedzę tą poszerzała, studiując rozliczne publikacje w bibliotece, a zdobyte informacje w pełni wykorzystała jako zarys swej pierwszej powieści. Vanessa Diffenbaugh wykorzystuje na kartach powieści także życiowe doświadczenie w pracy z dziećmi sprawiającymi problemy wychowawcze czy młodzieżą żyjącą na ulicy. Pierwowzorów Victorii należy więc upatrywać w realnym świecie, przez co "Sekretny język kwiatów" zawiera w sobie problematykę społeczną. Prawda jest jednak taka, że Victoria jest bohaterką, której nie da się polubić. Jej upór, niechęć do zmian i rozliczenia z własnym zachowaniem, drażnią praktycznie na każdej stronie. Zachowanie dziewczyny staje się w końcu schematyczne i łatwe do przewidzenia. Ucieczka przez odpowiedzialnością, zabawa ludzkimi uczuciami i jej ciągłe kłamstwa, sprawiają, że "Sekretny język kwiatów" staje się książką niezwykle ciężką w odbiorze. Cóż może zatem przyciągać, skoro bohaterka wzbudza negatywne emocje? Vanessa Diffenbaugh popełniła książkę bardzo przeciętną. Sam pomysł może zły nie jest, brakuje jednak elementów, która sprawiają, że chce się poznać dalsze losy bohaterów. Pomimo licznych powrotów do zdarzeń z życia Victorii, brakuje tu głębszej analizy jej psychiki. Nie rozumiejąc motywacji bohaterki, nie rozumiemy jej pomysłu na życie. A skoro Victoria to trudny charakter, to aż się prosi by dokonać jej psychologicznego portretu. Bez tego elementu książka staje się więc pozycją ciężkostrawną, której nie mogę polecić jako lekturę na jesienne wieczory.
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-02-17 19:37
Język rzeczy

 

Deyan Sudjic

(przekład: Adam Puchejda)

Karakter, 2013

 

Rzeczy mówią. Co prawda nie opanowały jeszcze zdolności zgrabnego składania zdań i przekazywania emocji (choć niektórym z nich już niewiele do tego brakuje), jednak komunikują się z nami swoim wyglądem. Kształt, kolor, wzór, faktura – wszystkie te elementy ujawniają nam nie tylko informacje dotyczące ich samych, czy też ich producentów, lecz również, a może i przede wszystkim, szepcą nam do ucha prawdę o nas samych.

 

Mowę przedmiotów codziennego użytku postanowił zanalizować Deyan Sudjic, dyrektor Design Museum w Londynie, a następnie podzielić się wynikiem swoich spostrzeżeń z resztą świata w wydanej w 2009 roku (w Polsce 4 lata później) książce Język rzeczy. Na 245 stronach autor próbuje odpowiedzieć na pytania, które być może część z nas choć raz zadała sobie stojąc w kolejce do kasy – co sprawia, że przedmioty są zdolne nas uwieść i nami zawładnąć? Dlaczego sięgnęliśmy właśnie po ten produkt, a nie po jego tańszy odpowiednik? I wreszcie – czy tak naprawdę potrzebujemy tej rzeczy, którą właśnie mocno ściskamy w ręce? Żeby znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania, Sudjic sięga po przykłady z różnych dziedzin sztuki, przyglądając się kolejno designowi*, modzie oraz sztuce, odwołując się zarówno do historii, jak i czasów nam współczesnych.

 

(apple.com)

 

Swoje rozważania zaczyna autor od dość mocnego i odważnego akcentu. Na pierwszych stronach otwierającego książkę rozdziału „Język”, Sudjic bierze pod lupę jedną z najbardziej pożądanych i jeszcze do niedawna uważanych za ekskluzywną (zwłaszcza w naszym kraju) markę, jaką jest Apple. Laptopy, telefony, czy też od niedawna tablety ozdobione znaczkiem nadgryzionego jabłuszka, są synonimem kunsztownego wykonania, precyzji oraz troski o szczegóły. I chociaż niejeden użytkownik sprzętów pochodzących od innych producentów, ma ochotę w tym momencie wdać się ze mną w ostrą polemikę, to jednak nie można odmówić projektantom z Cupertino pewnej innowacyjności i wyznaczania nowych ścieżek, nie bez powodu również Steve Jobs został nazwany wizjonerem a po śmierci otoczony prawdziwym kultem. Pomimo tych oczywistych walorów, Sudjic, jako właściciel laptopa Apple, nie waha się jednak przed wyrażeniem w pełni uzasadnionej krytyki odnośnie wykonania sygnowanych przez nich produktów. Dlaczego kable dołączone do czarnego komputera (czarny to kolor dla profesjonalistów, to również zdradza co nieco o autorze) są białe? O ile taka kombinacja jest spójna w przypadku bieli, drugiego preferowanego koloru tej marki, to jednak ten jasny ogonek doczepiony do ciemnego sprzętu wprowadza niepotrzebne uczucie chaosu. Chociaż przyzwyczailiśmy się do zostawiania odcisków placów na ekranach pojemnościowych, to jednak widok linii papilarnych na tylnej części urządzenia nie jest już obrazem pożądanym. Co prawda wszyscy producenci przychodzą z odsieczą w postaci bumperów, nakładek i pokrowców, jednak żadne z tych zabezpieczeń nie jest dostępne w komplecie i trzeba je dokupić, wydając niemałe pieniądze na ochronę swojego nowego nabytku przed światem zewnętrznym.

 

Chociaż czasami ciężko jest w to uwierzyć, to jednak nasz świat nie składa się jedynie z urządzeń elektronicznych. Autor również nie ogranicza się jedynie do tego wątku i już po chwili zasypuje czytelnika szeroką gamą przykładów – począwszy od burzliwej historii lampki kreślarskiej, aż po  interesującą analizę porównawczą banknotów różnych państw, z oczywistą przewagą zielonego dolara nad wszystkimi innymi walutami świata. Okazuje się, że można z nich wyczytać o wiele więcej, niż moglibyśmy się spodziewać. Ciekawe, co autor powiedziałby na temat naszych polskich banknotów, na których widnieją wybrane portrety władców Polski (Mieszko królem nie był, dlatego pomimo całego wkładu w stworzenie naszego państwa musi zadowolić się marnym nominałem 10 zł). Natomiast w części poświęconej luksusowi, cofniemy się do czasów Chippendale’a oraz Warsztatów Wiedeńskich, by sprawdzić, jak znaczenie tego pojęcia ewoluowało na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat.

 

Salon Prady, Tokio (archinect.com)

 

Przedstawicielki płci pięknej z całą pewnością entuzjastycznie zareagują na widok rozdziału poświęconego modzie. Okazuje się bowiem, że moda już dawno porzuciła hermetyczny świat żurnali i postanowiła znacznie poszerzyć strefę swoich wpływów. Film, muzyka, fotografia – w  drugiej połowie XX wieku czołowi projektanci mody dwoili się i troili, żeby to właśnie w ich produkty przyodziały się postacie znane i lubiane. Sudjic zauważa również dziwny flirt mody ze sztuką, który objawia się chociaż wystawieniem prac Armaniego w nowojorskim Muzeum Guggenheima, czy w podobieństwie pokazów mody dobrze prosperujących marek, do spektakli operowych. Sklepy firmowe dyktatorów mody są projektowane przez najbardziej renomowanych architektów, czego dowodem niech będą zlecone przez Pradę sklepiki projektu Rema Koolhaasa w Los Angels, czy szklana wieża Herzoga i de Meurona w Tokio. Po co to wszystko? Po co ta cała ekstrawagancka otoczka, która, chcąc nie chcąc, przyciąga uwagę widza, tym samym spychając ubrania na dalszy plan?

 

Podobnych przykładów w Języku rzeczy znajdziemy bez liku. Każdy z zaprezentowanych przez autora przypadków, stanowi doskonały punkt wyjścia do dalszej analizy. Samochody, dzieła sztuki współczesnej, czcionki, kalkulatory, łyżki – wszystko jest ważne, wszystko ma znaczenie. Teksty Sudjica to prawdziwy ‘food for thought’, po zakończonej lekturze nie sposób uwolnić się od nawyku analizy przedmiotów znajdujących się w naszym otoczeniu**. Tak więc nie dość, że lektura książki jest dość przyjemnym przeżyciem, to jeszcze zostaje z czytelnikiem na dłużej. Można więc powinszować sukcesu nie tylko autorowi, ale również i wydawnictwu Karakter, które zdecydowało się wprowadzić tę pozycję na polski rynek.

 

Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o wyglądzie polskiego wydania książki, który jak stwierdził sam autor, zalicza się do bardzo udanych. I tu nie chodzi wcale o przyjazny format, dobrą jakość papieru, czy liczne ilustracje. Przemek Dębowski sprawił, że książka, w sensie typowo przedmiotowym, również do nas przemawia, a konkretnie tłumaczy pewne niuanse, które sprawiły, że wygląda tak, a nie inaczej. Już sama lektura licznych przypisów rozsianych w różnych zakamarkach okładki sprawia niewątpliwą przyjemność. Pomysł innowacyjny i zdecydowanie udany.

 

Na koniec apeluję do wszystkich tych, którzy nie są zainteresowani designem, lub na sam dźwięk słowa ‘esej’ dostają gęsiej skórki – dajcie szansę tej książce. To nie jest publikacja adresowana wyłącznie dla projektantów, lecz dla każdego czytelnika, którego choć trochę interesuje świat, w którym przyszło mu funkcjonować.

 

*spolszczony zapis ‘dizajn’ wciąż do mnie nie przemawia

** jeszcze w trakcie lektury wyprodukowałam rozważanie dotyczące krzesła, po czym już po publikacji ze zdziwieniem odkryłam, że w rozdziale dotyczącym sztuki autor pokusił się o podobną analizę tego mebla.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2013-03-22 08:12
Kobo Mini - recenzja czytnika książek elektronicznych cz. II

Czy Kobo Mini z małym ekranem daje radość czytania po polsku? W drugiej części recenzji oceniam oprogramowanie czytnika i komfort czytania.

 

Oprogramowanie

Obsługa Kobo Mini jest prosta i intuicyjna. Wśród dostępnych wersji językowych brak jest jednak polskiej. Posługiwanie się czytnikiem nie nie jest jednak wcale trudne. Można sobie z tym poradzić nawet przy niewielkiej znajomości jednego z języków obecnych w urządzeniu. Menu możemy ponadto przełączyć na wersję: francuską, niemiecką, hiszpańską, holenderską, japońską, włoską lub portugalską. Możliwości językowe i sposób obsługi są więc podobne jak w innych najpopularniejszych czytnikach, np. Kindle Paperwhite (recenzja serwisu swiatczytnikow.pl).

 

Czytnik nie posiada również słownika języka polskiego. Wśród trzynastu standardowo instalowanych słowników jest m.in. angielski, niemiecki, czy angielsko-hiszpański. W książkach obcojęzycznych możemy więc liczyć na objaśnienia jak i przekład słów, jednak nie z udziałem języka polskiego.

 

Bardzo ciekawym pomysłem twórców oprogramowania jest wyświetlanie piktogramów z minkami na ekranie czytnika. Spójrzcie sami na ekran informujący o braku połączenia z internetem i sami powiedzcie, czy nie zachęca to do używania Mini?

 

Kobo Mini - brak połączenia sieciowego

 

Przyciski w menu jak i klawiatura ekranowa są dość dobrze zaprojektowane. Mankamentem klawiatury jest brak kropki i przecinka podczas wyświetlania liter. Aby wprowadzić adres strony internetowej trzeba co rusz przełączać się do sekcji numerycznej. Podczas pisania, trudności może nastręczać wybieranie klawiszy umieszczonych na klawiaturze w pobliżu brzegu ekranu. Plastikowa ramka wokół niego jest dość gruba i osoby o dużych palcach mogą mieć kłopoty z precyzyjnym wybieraniem skrajnych klawiszy. Klawiatury ekranowej można używać również do sporządzania notatek.

 

Kobo Mini - dodawanie notatki

 

Ekran główny czytnika prezentuje okładki pięciu ostatnio wgranych lub przeglądanych pozycji. To bardzo podobne rozwiązanie, do innych czytników obecnych na rynku. Jeśli poszukiwana pozycja nie mieści się w tej grupie, można wyświetlić zawartość pamięci urządzenia poprzez przejście do menu „Library” (biblioteka). Wyświetlane są wtedy wszystkie ebooki obecne w pamięci czytnika. Podzielona jest ono na: książki, prasę, bezpłatne fragmenty oraz półki. Książki w łatwy sposób można sortować według tytułu, autora, rozmiaru i typu pliku oraz daty czytania. Mogą być wyświetlane w postaci miniaturek okładek i opisu, lub samych okładek.

 

Kobo Mini - widok listy książek w bibliotece urządzenia

 

Aktualizacja oprogramowania wewnętrznego może się odbywać podczas synchronizacji urządzenia przez sieć bezprzewodową. W innych modelach Kobo służy do tego również aplikacja na komputer. Nie przetestowałem tego, ponieważ w moim przypadku obydwie dokonane w moim czytniku aktualizacje odbyły się przy podłączeniu przez wifi. Podłączony chwilę wcześniej do aplikacji Kobo nie wykazywał chęci do aktualizowania oprogramowania wewnętrznego (firmware).

 

Dodatkowo, w menu „Extras” otrzymujemy kilka aplikacji: szachy, sudoku, prosty szkicownik (z możliwością zapisu rysunków do plików PNG) i przeglądarkę internetową. Zarówno w szachy jak i sudoku można grać na różnych poziomach trudności. Fakt, że są one dostępne zaraz po uruchomieniu zakupionego czytnika może być dodatkowym argumentem przemawiającym za Kobo Mini.

 

Kobo Mini - gra w szachy

 

Kobo Mini - gra w sudoku

 

Korzystanie z przeglądarki WWW, podobnie jak w innych czytnikach, nie należy do wygodnych. Póki co elektroniczny papier nie nadaje się do wygodnej pracy ze stronami WWW. Dość dobrze wyglądają ich mobilne wersje. Przeglądarka sporadycznie ma kłopoty z wyświetlaniem polskich znaków w jednej z czcionek szeryfowych. Czasami polskie znaki są wyświetlane czcionką bezszeryfową. Tekst jest czytelny, choć po prostu brzydki. Problem nie występuje zawsze i trudno mi powiedzieć od czego to zależy.

 

Modyfikacja - wygaszacz ekranu

Kobo sprzedawane poprzez francuską księgarnię Fnac posiada tylko jeden „wygaszacz” ekranu. Jest to logo księgarni, które pojawia się automatycznie w trybie bezczynności. Nie jest to oszałamiająca funkcja, nawet jeśli porównamy z innymi czytnikami. Na szczęście jest na to dość banalne lekarstwo. Dziękuję autorowi bloga Aldus (http://aldus2006.typepad.fr/) za zarchiwizowanie i upowszechnienie tego pomysłu.

W celu zastąpienia logo księgarni okładką ostatnio czytanej książki należy wykonać następujące czynności:

 

1) podłączyć Kobo Mini (lub inny) do komputera;

2) otwórzyć przeglądarkę plików i przejdź do katalogu „.kobo” ;

3) odszukać plik "affiliate.conf" ;

4) otworzyć go w edytorze tekstowym jak Notatnik;

5) zawartość pliku powinna wyglądać tak:

"[General]

affiliate=fnac"

6) zastąpić „fnac” na „Kobo” lub „logo” (bez cudzysłowów) ;

7) zapisać plik i zamknąć edytor;

8) odłączyć czytnik.

 

Kobo Mini - zawartość pudełka, na ekranie czytnika zmodyfikowany wygaszacz ekranu

 

Po wejściu czytnika w stan uśpienia, na ekranie będzie wyświetlana okładka ostatnio otwartej książki oraz postęp w czytaniu (wyrażony procentowo). I już nie musimy odpowiadać ciągle na pytania „co czytasz?”...

 

Modyfikacja - sposób wyświetlania daty

Podobną modyfikację można wykonać, aby czytnik wyświetlał „po polsku” datę i godzinę. Dzięki edycji pliku „Kobo eReader.conf” znajdującego się w katalogu ".kobo/Kobo" (w pamięci czytnika) można uzyskać wyświetlanie dnia w formacie dzień-miesiąc-rok a godziny w formacie dwudzietoczterogodzinnym. We wspomnianym pliku należy podmienić frazę „en_US” np. na „pl_PL” w linijce „ CurrentLocale=en_US” (sekcja „[ApplicationPreferences]”). Może być konieczny restart czytnika, aby zmiany zostały zastosowane. Dziękuję użytkownikowi GeoffR z forum mobileread.com za upowszechnienie tego pomysłu.

 

Notatki i cytaty

Podobnie jak inne zaawansowane czytniki, Kobo umożliwia wyszukiwanie zaznaczonych słów (obcojęzycznych) w zainstalowanych słownikach, zaznaczanie fragmentów tekstu czy wykonywanie notatek. Aby zaznaczyć fragment tekstu, należy przytrzymać palec na tekście. Po wejściu w tryb zaznaczania można skorzystać z dwóch znaczników i dzięki nim rozszerzyć zakres zaznaczania. Tak wyróżniony fragment można następnie zapisać jako cytat („Highlight”) lub dołączyć do niego własną notatkę („Add Note”). Chyba nie ma możliwości skopiowania czy edytowania tych notatek w komputerze.

 

Kobo Mini - sposób zaznaczania tekstu w książce

 

Kobo od dawna promuje łączenie czytania z mediami społecznościowymi. W Mini nie jest inaczej. Zaznaczone w czytniku cytaty można łatwo udostępnić na Facebooku. Wystarczy połączyć czytnik ze swoim kontem na portalu i po zaznaczeniu cytatu wybrać ikonkę z literą „f”, która pojawia się na dole ekranu.

 

Czytanie

Czytnik książek oczywiście służy do ich czytania. Z tego zadania wywiązuje się bardzo dobrze, głównie dzięki poręczności, zgrabnej konstrukcji i czytelnemu ekranowi. Urządzenie poprawnie odczytuje obsługiwane pliki. Gorzej, niż inne czytniki, radzi sobie jednak z plikami PDF i czytanie takowych na Kobo Mini raczej odradzam. Takie pliki wczytują się długo a nawigacja jest toporna. Brak jest trybu reflow, choć użytkownicy czytników Kobo wielokrotnie zgłaszali producentowi ów feler.

 

Pliki EPUB nie sprawiają kłopotów, choć czasami czytnik nie rozdziela akapitów. Wtedy na dole strony jest sporo pustego miejsca mimo braku łamania strony w oryginalnym tekście. Spotkałem się z tym w niektórych książkach z polskich księgarń. Problem ten nie jest poważny, ale przy małym ekranie i do tego nie zapełnionym w całości często trzeba zmieniać strony.

 

Kobo Mini - wyświetlanie zaznaczonego fragmentu w książce, puste miejsce po akapicie

 

Do zarządzania książkami w czytniku bardzo dobrze nadaje się bezpłatny program calibre. Zadba on na przykład o to, aby przesyłane do Kobo pliki (w oficjalnie nieobsługiwanym) formacie MOBI zostały automagicznie przekonwertowane na EPUB. Skopiowane bezpośrednio do pamięci urządzenia pliki MOBI otwierają się, ale można napotkać i na takie, z którymi czytnika ma kłopoty. Czytnik może też kłopoty z wyświetlaniem ich okładek. Jednak jak na nieobsługiwany format, radzi sobie z nimi całkiem dobrze.

 

Podczas czytania, czy kartkowania książek nie zaobserwowałem „duchów”, czyli charakterystycznego dla ekranów z elektronicznego papieru pozostawiania elementów z poprzednich stron. Częstotliwość pełnego odświeżania można zmieniać w zakresie od 1 do co 6 stron. Nawet ustawienie maksymalnie przyspieszające pracę czytnika (co 6 stron) nie powodowało u mnie pojawiania się „duchów”. W innych czytnikach, które używałem takie ustawienie skutkowało zwykle nieczytelnym tekstem już po trzech-czterech stronach. To bardzo dobra cecha Kobo Mini. Strony zmieniają się szybko i płynnie, bez opóźnień lub długiego migotania, charakterystycznego dla starszych lub najtańszych czytników.

 

Po otwarciu książki zyskujemy dostęp do ustawień wyświetlania tekstu. Dostęp do tych opcji następuje po dotknięciu i przytrzymaniu ekranu w środkowej dolnej części ekranu.

 

Kobo Mini - ustawienia sposobu wyświetlania tekstu (EPUB)

 

Kobo ma wciąż jeszcze dość dość rzadko spotykaną cechę umilającą czytanie, a mianowicie możliwość wgrania własnej czcionki. Teoretycznie wystarczy wgrać plik (np. TTF) do urządzenia i można ją ustawić do wyświetlania tekstu w wybranej książce. Nie miałem z tym kłopotów w plikach EPUB pobranych z księgarni Kobo. Jednak ebooki samodzielnie przygotowane w calibre lub zakupione w polskich księgarniach już nie zawsze pozwalały na takie modyfikacje. Zmiana czcionki w testowanych plikach MOBI była poprawna. Należy pamiętać, że niektóre czcionki nie mają polskich znaków. Oczywiście do polskojęzycznych tekstów można bez problemu używać większości czcionek znajdujących się już w pamięci czytnika.

 

Kobo Mini - fragment zestawu czcionek

 

Kobo Mini nie jest jednak urządzeniem idealnym. Do niedogodności należy zaliczyć, wspomniane wcześniej, sporadyczne ignorowanie dotyku, a co za tym idzie konieczność dwu- lub trzykrotnego dotknięcia ekranu w celu zmiany strony w czytanej książce. W urządzeniu wyposażonym w dotykowy ekran taka przypadłość przy dłuższym czytaniu może być denerwująca. Drugi problem napotkałem podczas czytania w autobusie, gdy do posługiwania się czytnikiem pozostaje jedna ręka. Niestety, nie może to być ręka lewa. Trzymając czytnik w lewej ręce nie możemy wygodnie zmieniać stron. Choć nie do końca jest to prawdą, możemy zmieniać wygodnie strony, ale nie w tę stronę, w którą zwykle czytujemy książki. Chyba, że ktoś lubi je czytać od końca do początku. Część ekranu odpowiedzialna za zmianę stron „do przodu” znajduje się po prawej stronie ekranu. Trafienie w ten obszar kciukiem lewej ręki (kiedy prawa zajęta jest trzymaniem się autobusowej poręczy na przykład podczas zatrzymywania się autobusu na przystanku lub szarpania w korku) graniczy z cudem. Trochę lepiej wygląda sytuacja jeśli trzymamy czytnik w prawej ręce. Na szczęście jest lżejszy od innych czytników z dotykowym ekranem i ręka nie powinna szybko ścierpnąć.

 

Kobo Mini - trzyma się wygodnie, ale ja bym wolał przyciski do zmiany stron

 

Nagrody za czytanie

O ogólnej przyjemności użytkowania czytnika może decydować wiele czynników: niezawodność, wygląd, ergonomia użytkowania, mnogość funkcji lub właśnie ich brak. W Kobo Mini pomyślano o dodaniu jeszcze jednej opcji a mianowicie o „nagrodach”. To unikalna cecha na rynku czytników książek. Ale zbieractwo napędza wiele ludzkich działań, dlaczego tego nie wykorzystać? Nie bez przyczyny książki wydawane są w seriach. Ludzie na całym świecie kolekcjonują różnego rodzaju „bonusy” i „punkty” wierząc, że kiedyś wymienią je na mniej lub bardziej przydatne „nagrody”.

 

Kobo Mini - nagrody są kolejnym przykładem kreatywnego myślenia twórców czytnika

 

W przypadku Kobo otrzymujemy bonusy za czytanie i wykorzystywanie możliwości czytnika. Można je chyba porównać do czegoś w rodzaju dyplomów uznania. W tym przypadku nagrody są wirtualne i zupełnie symboliczne, ale i tak sprawiające przyjemność (przynajmniej w moim przypadku). I tak można otrzymać np. „Afternoon Rush Hour” za czytanie w popołudniowych godzinach szczytu komunikacyjnego (zamiast gapić się bezmyślnie w okno i marnować w tychże korkach swój czas). Innym przykładem jest „Primetime” przyznawane za uporczywe czytelnictwo w godzinach największej oglądalności telewizji (między 20:00 a 22:00). Niektóre nagrody są dowcipne, niektóre dopingują np. do dzielenia się ulubionymi cytatami na Facebooku, jeszcze inne założenie konta w Kobo itp. Część z nich można otrzymać korzystając z Kobo Mini, ale niektóre powiązane są z używaniem tabletu Kobo Vox lub aplikacji na komputery stacjonarne oraz smartfony czy tablety. Fani Kobo w sumie naliczyli niemal 70 nagród. Większość, z aktualnie przyznawanych, opisana jest na oficjalnej stronie Kobo (http://www.kobobooks.com/awards).

 

Kobo Mini - mieści się w kieszeni

 

Podsumowanie

Kobo Mini jest bardzo poręcznym, solidnie wykonanym, miłym dla oka czytnikiem. Na czas testów pożyczyłem Kobo od właścicielki i w zamian zaoferowałem użyczenie jej swojego Kindle Keyboard. Nie chciała! Powiedziała, że Kindle nie mieści jej się w kieszeni kurtki... (Ale i tak pięknie dziękuję za wielokrotne pożyczanie czytnika do recenzji!) Ekran jest mniejszy od najpopularniejszych na rynku modeli, ale czytanie na nim jest przyjemne.

 

Kobo Mini spełnia poprawnie swoje funkcje i posiada zestaw „nagród” umilających czytanie. Posługiwanie się nim sprawia po prostu radość, zupełnie jak zabawa z małym, ruchliwym psiakiem pałętającym się zawsze w pobliżu i skłonnym do podskoków. Do mankamentów należy zaliczyć sporadyczny brak reakcji ekranu na dotknięcie i słabą obsługę plików PDF. Ale i małym psiakom zdarza się zasikać dywan, co nie umniejsza radochy z zabawy z nimi...

 

Kobo Mini - mieści się też w kieszeni granatowego płaszcza :)

 

Plusy:

- niezwykle poręczny, leki i sympatyczny;

- duże możliwości zmiany wyglądu tekstu (czcionka, marginesy, interlinia);

- solidne wykonanie;

- „nagrody” za czytanie, skorzystanie z księgarni, połączenie z kontem na Facebooku itp.;

- mały ekran, ale wciąż wygodny do czytania;

- bezpłatne gry sudoku i szachy;

 

Minusy:

- ekran sporadycznie nie reaguje na dotyk;

- brak fizycznych przycisków zmiany stron;

- brzydkie polskie znaki w notatkach i sporadycznie na stronach WWW;

 

Dane techniczne:

Ekran: Vizplex V110 dotykowy, 800 x 600 pikseli, przekątna 5 cali (12,7 cm), 16 odcieni szarości;

Pamięć wewnętrzna: 2 GB (ok. 1,34 GB dostępne dla użytkownika)

Procesor: 800 MHz

Jeden fizyczny przycisk: wyłącznik

Obsługiwane formaty plików tekstowych:

EPUB (także Adobe DRM), HTML, PDF, TXT, również niektóre pliki MOBI (format oficjalnie nie jest obsługiwany)

Obsługiwane formaty plików graficznych:

GIF, JPEG, PNG, TIFF

Zasilanie:

akumulator ładowany przez USB (zasilacza brak w pudełku)

Łączność

gniazdo micro USB, wifi (802.11b/g/n)

zgodny z:

Windows Vista, Windows 7, Windows XP,

Dostępne kolory: biały (srebrne plecki), czarny (czarne plecki);

Dostępne opcjonalnie tylne obudowy: fioletowy, turkusowy, różowy

Wymiary: szerokość 102 mm, wysokość 133 mm, grubość 10 mm;

Masa: 134 g

 

Kobo Mini - pudełko

 

[Aktualizacje] 

Jeszcze kilka zdjęć w tekście "Kobo Mini dostępny w Polsce".

Warto też zaglądnąć do tekstu "Kobo Mini – aktualizacja oprogramowania wewnętrznego (firmware)".

Do Kobo Mini można zainstalować również własny słownik: "Jak zainstalować własny słownik w czytniku Kobo - poradnik".

Like Reblog Comment
review 2013-03-22 00:00
Mój język prywatny
Mój język prywatny - Jerzy Bralczyk Choć teraz posługuję się hiszpańskim staram się dbać by dobrze władać ojczystym językiem. Polecam
More posts
Your Dashboard view:
Need help?