Plotki są wykorzystywane przez pisarzy jako materiał na fabułę od zawsze. Plotkarskie były wielkie powieści realistyczne Prusa, Dickensa i Balzaka, plotkarskie były poematy romantyków, nawet Dziady Mickiewicza nie były wolne od prywatnych uszczypliwości (postać Maryli, Jankowski jako zdrajca w celi Konrada, Doktor). Największą plotką w historii literatury polskiej było Wesele, nawet najbardziej znany tekst komentujący okoliczności powstania dramatu nosił tytuł Plotka o „Weselu”. Plotkarskie były też niektóre przełomowe teksty literatury najnowszej, choćby Lubiewo – wciąż najlepsza powieść Witkowskiego. Plotkuje o swoich znajomych Świetlicki w wierszach (ci wszyscy koledzy, co chcą, żeby się w knajpie dosiąść, te wszystkie kobiety, którym trzeba wstawić wodę w czajniku, ten Jan Polkowski z podręcznika), plotkuje Karpowicz w książce, która narobiła tego roku najwięcej szumu w polskim świecie literackim. Widać lubimy plotki.
I nie ma w tym nic złego. Popularność ości Karpowicza jest w pełni zasłużona, bo to świetna literatura. Iskrząca się od celnych dowcipów, humoru językowego, trafnych obserwacji polskiego społeczeństwa, celnych point – jak Dzień świra, felietony Pilcha, kryminały Świetlickiego i Grzegorzewskiej. W ościach znajdujemy całe akapity jakby wprost przygotowane do przeniesienia na ekran, w najgorszym wypadku jako memy na Facebooka. Mała próbka: Ojciec nigdy chyba nie powiedział swoim córkom nic miłego, nawet gdy zbierało mu się na czułości, przemawiał na przykład tak: „Tata potrzyma córkę w ramionach. Chodź do taty. Nie, nie ta gruba, niech przyjdzie ta brzydka”. I smutne to, i zabawne, a na pewno bardzo dobrze opisujące polską duszę.
Przyczepić można się właściwie tylko do jednego. Karpowicz trochę wyczerpał już formułę wymyśloną w Niehalo, Cudzie i Gestach, a doprowadzoną do perfekcji w Balladynach i romansach. Mam wrażenie, że te wszystkie opowiadane przez pisarza historie zwykłych ludzi, odnajdujących w zaskakujący sposób swoją prawdziwą tożsamość (a to homoseksualizm, a to upodobanie do damskich ciuszków u poważnego ojca rodziny, Wietnamczyka w dodatku), już w którejś książce Karpowicza przeczytałem. I że w końcu musi mu zabraknąć pomysłów na nowych bohaterów, gdy plotki o prawdziwych lub wyimaginowanych znajomych zaczną być kalkami swoich poprzedniczek. Poza tym sądzę, że tym razem zabrakło tej szczypty pieprzu, jakiej dodawał w Balladynach i romansach genialny koncept z bogami greckimi, egipskimi i jednym chrześcijańskim. Dlatego od najnowszych plotek Karpowicza wolę te z poprzedniej książki.
Mam też wrażenie, że ościom mocno zaszkodziła afera Dunin-Karpowicz. Dlaczego? Przed historią z nieoddanymi pieniędzmi i roztrząsaniem, kto kogo molestował, a kto ma za ciasną wersalkę dla gości, ości Karpowicza były gorzko-zabawną, świetną powieścią o relacjach międzyludzkich. Można było łatwo zlokalizować obecność Kingi Dunin na kartach książki, ale w granicach przyjętych przez historyków literatury za przyzwoite. Teraz Dunin i Karpowicz stali się bohaterami tabloidów, Facebook jest pełen mniej lub bardziej niewybrednych żartów na ich temat, a pisarz stał się bohaterem rozbuchanej, zupełnie zresztą niepotrzebnej plotki. Którą sam rozgłosił. Niejednokrotnie miałem wrażenie, że autor przemienił się w jednego z bohaterów ości, w dodatku nieszczególnie udanego. Wolałem myśleć, że Karpowicz jest unikającym ludzi samotnikiem mieszkającym gdzieś na końcu świata bez wody i prądu (tak wynikało z jednego z felietonów), niż gwiazdą złych internetów.
Jak to wpływa na odbiór ości? Moim zdaniem znacząco. Plotki z ości stają się trochę mniej zabawne, trochę zbyt bliskie konwencji polskich seriali i facebookowego gadania o niczym. A pisarzowi zostają do wyboru dwie drogi – albo bohaterem kolejnej plotkarskiej książki uczyni samego siebie, albo pójdzie w stronę bardziej wysublimowanej literatury, której kierunek może wyznaczać Sońka. Mam nadzieję, że wybierze to drugie. Chyba, że jeszcze nas czymś zaskoczy.
Maciej Stuhr w blurbie do ości parafrazuje stare przysłowie: ość w dom, humor w dom. Ja wykorzystam inne – mam nadzieję, że tegoroczny skandalik i upodobanie do plotkarstwa nie staną pisarzowi ością w gardle. Byłoby naprawdę szkoda, bo Karpowicz jest w stanie pisać książki tworzące współczesny kanon. Myślę, że Balladyny i romanse, Sońka oraz ości już się w tym kanonie znajdują. Ale mam też wrażenie, że stać go na jeszcze więcej, a plotka towarzyska wcale nie jest tym, co w jego książkach najlepsze.