logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: powiesc-grozy
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2016-07-05 10:45
Bułhakowski reportaż ze stypendium w Moskwie
Moscoviada. Powieść grozy - Przemysław Tomanek,Jurij Andruchowycz

Lubię Andruchowycza, bo ma nie tylko talent do opowiadania, ale też poczucie humoru i lubi ironię. W dodatku można tu też chyba mówić o szczęściu do tłumacza.
Wyczucie ironii w książce manifestuje się po pierwsze wyposażeniem głównego bohatera - birbanta, utracjusza i psa na kobiety - w cechy własne i własną biografię: autor, tak jak jego bohater, studiował w Moskwie literaturę (w 1991 roku, powieść ukazała się po raz pierwszy w 1993 w emigracyjnym piśmie ukraińskim "Suczasnist'"). I jestem o tym przekonany, że wielu sytuacji nawet nie musiał wymyślać, lecz zaczerpnął je po prostu z własnych wspomnień. Autoironia i dustans wobec siebie? Proszę bardzo:
"w prawo! - rozkazuje z pudełka czaszki a raczej gdzieś z okolicy pachwiny, twój osobisty feldmarszałek". Po drugie ironii nie brak także w nawiązywaniu do realnie istniejących (własnych i cudzych) utworów literackich: w celu zanudzania dziewczyn, jak pisze (poemat "Jesienne psy Karpat"/Osinni psy Karpat'/ Wasyla Harasymiuka i "Futbol na klasztornym podwórzu"/Futbol na monastyrs'komu podviri'i/ Andruchowycza - oba z 1989 r;) lub przy opisie tych "łatwiejszych" (cytat z przełomowego poematu Wiktora Nieboraka "Miejski bóg Eros"/Mis'kyj boh Eros/). Po trzecie wreszcie, autor ironicznie spogląda na całą rzeczywistość, głównie polityczną i obyczajową, jak świadczy o tym choćby opis pogody:
Na zewnątrz deszcz nie ustawał, chociaż już dochodziła druga po południu i - wedle przewidywań dowcipnych synoptyków - dawno już powinno było wyjrzeć słońce komunizmu. (s.45)

Jest to zwariowany "reportaż-pamiętnik" 30-letniego Ukraińca na stypendium literackim w stolicy ZSRR, już na początku lat 90-tych traktowanego trochę jako "wrogi element" (wg. rosyjskich stereotypów, które Putin stara się ożywiać, Ukraińcy to nacjonaliści i banderowcy, od zawsze trzymający z Niemcami, więc po drugiej stronie założycielskiego mitu, jakim jest walka z "faszystowskim okupantem" dla wszystkich narodów ZSRR). Bohater sam też zresztą dystansuje się od Rosji. Przez odmienność niesowieckiej hiostorii rodzinnej, nawet przez użycie sporej ilości słów i zwrotów niemieckich (autor jest absolwentem średniej szkoły z rozszerzonym językiem niemieckim)- jak gdyby chciał sam podkreślić, że coś jest na rzeczy w tej sowieckiej-rosujskiej nieufności, bo - także przez dziedzictwo monarchii austro-węgierskiej - jednak mu bliżej do Europy. Także nazwisko bohatera Otto von F. wpisuje się w ten wątek. O kogo może chodzić? O Otto von Franza - kiedyś reprezentanta interesów Austro-Węgier w Rosji? albo O. v. Freisinga - średniowiecznego historyka z 12 w., uznawanego za najważniejszego kronikarza średniowiecznej Europy? Może to nie ślepy trop, gdyż w przedstawianą historię wpisany jest również sen lub majak w pijanym widzie, w którym autor stara się o mecenat (stypendium) u "króla Ukrainy Olega Drugiego" (Olelko Wołodymyrowicz, książę kijowski w 15 w. czy może jakiś nowy, przyszły Oleg, którego mądrość i potęga nawiąże do Olega Mądrego?), przekonując, że władcy się to opłaci. Król pozostaje nieugięty, może słusznie rozpoznając w autorze raczej trefnisia niż apologetę. A upadający ZSRR stypendium dał... choć powstały w jego efekcie konterfekt pomnika mu raczej nie zbuduje.

Kapitalna ostatnia scena sabatu mumii byłego ZSRR, spiskujących o losach świata i rozstrzelanie sowieckich symboli. Bułhakow nie powstydziłby się.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-01-20 08:27
Joe Hill - "NOS4A2"
NOS4A2 - Maria Frąc,Joe Hill

Jak na razie Joe Hill wydaje powieść co trzy lata. “NOS4A2” to jego trzecia książka, i od “Rogów” dzieli ją tak samo gigantyczna przepaść, jaka powstała między “Rogami” i “Pudełkiem w kształcie serca”. Ten człowiek, jak na razie, każdą kolejną pozycją udowadnia, na czym polega rozwój artysty. “NOS4A2” to cegła, którą naprawdę można postawić w jednym rzędzie, na tej samej półce co najlepsze powieści ojca twórcy - Stephena Kinga. Z tym, że… na pierwszym miejscu, uczeń bowiem prześcignął Mistrza.

 

Książka opowiada o Victorii McQueen, której życie obserwujemy od czasów dzieciństwa. Dziewczynka, której rodzice niespecjalnie się rozumieją, atmosfera w domu jest średnio udana, pewnego dnia otrzymuje od taty wymarzony rower. I zaczynają się dziać dziwne rzeczy - podczas przejażdżek na tym rowerze Vic widzi most, który od dawna nie istnieje. Decyduje się przez niego przejechać - i za każdym razem trafia w miejsce, w którym znajduje się coś, co zaginęło, coś, co można odszukać. Niestety takie podróże mają swój koszt, i Victoria staje się coraz dziwniejsza, coraz więcej problemów robi rodzicom i nauczycielom, popełnia błędy, wyrasta na problemową nastolatkę.

 

Takich ludzi, którzy mają coś swojego, jakiś przedmiot tylko dla siebie, który pozwala im sięgnąć gdzieś dalej, głębiej, jest więcej. Jednak korzystanie zawsze ma swoją cenę, i ten właśnie motyw Joe Hill wykorzystuje do zaprezentowania nam swojego najlepszego, najbardziej rozbudowanego, najdziwniejszego a także najbardziej satysfakcjonującego horroru. Victoria staje naprzeciw pana Manksa - i całe jej życie sprowadza się do walki. Najpierw o porwane dzieci, potem o zachowanie własnego zdrowia psychicznego, wreszcie o życie syna.

 

Największą siłą “NOS4A2” jest sposób pisania, który autor przejął od swojego ojca. Jest to snucie opowieści w taki sposób, że czytelnik staje się częścią świata przedstawionego, i nigdy - ale to nigdy, ani raz podczas lektury - nie zastanawia się nad nielogicznymi momentami - bo takich po prostu tu nie ma. Joe Hill pisze powieść grozy, powieść złożoną z licznych elementów, których po prostu nie da się wyjaśnić, a mimo to całość jest kompletna i żaden fragment nie razi, nie psuje zabawy. To jest jak dla mnie najlepsza umiejętość pisarza: jego fantastyczne kreacje są bardzo realistycznie pokazane, i póki co w żadnej powieści Hilla nie czułem się zażenowany groteskowymi rozwiązaniami typowymi dla horrorów, z których słynie zresztą także Stephen King.

 

“NOS4A2” to jedno wielkie pole dla wyobraźni czytelnika. Zamiast rozważać kolejne elementy fabuły, szukać dziury w całym, czytelnik raczej woli wyobrazić sobie samego siebie w świecie przedstawionym. Liczne luźno rzucone zdania, takie “złote myśli” są powodem, który odrywa nas od lektury jako takiej, od poznawania kolejnych wydarzeń, lecz zostajemy w świecie książki rozmyślając, przeżywając przygody znacznie bardziej osobiście. Joe Hill namawia nas do złego, kusi, ale także ostrzega; wykorzystuje najbardziej banalne motywy grozy do odegrania scen nam niby znanych, a jednak nowych; bardzo często łamie schematy i robi to, co uwielbiam: zmierza w zupełnie innym kierunku, niż czytelnikowi się zdaje, zaskakuje raz po raz, szanuje swojego czytelnika, odkrywając kolejne warstwy swojej rozbudowanej pod względem literackim, a zarazem całkiem prostej opowieści.

 

I jedyną wadą, która w dodatku jest bardzo lekkiego kalibru, jest to, z czego z czasem zasłynął ojciec pisarza. Mimo wszystko, mimo tego, że Hill wie, co robi, książka jest jednak odrobinę przegadana. Chwilami przez to potrafi zmęczyć, stąd też w przeciwieństwie do dwóch poprzednich tę “męczyłem” około tygodnia, zamiast standardowych dwóch wieczorów. Nie zmienia to jednak faktu, iż uznaję “NOS4A2” za kolejny dowód na to, że w gatunku “horror” wciąż można sporo powiedzieć, i jednocześnie zachowując wszystkie reguły rządzące tym typem powieści zrobić coś nowego i czytelnika nie tylko zaskoczyć, ale i zafascynować.

 

NOS4A2

Albatros 2014

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-01-06 10:09
Joe Hill - "Pudełko w kształcie serca"
Pudełko w kształcie serca - Joe Hill

Powieści grozy to taka trochę komedia, z licznymi elementami groteski. Trudno zachować powagę czytając o duchach, upiorach czy - broń Boże, w naszych czasach! - wampirach. Anioły i demony - to samo. Takich pisarzy jak Masterton czy Koontz po prostu trzeba lubić, odpowiednio się do nich nastroić, by ich powieści były rozrywką. A jednak czasem trafi się ktoś, kto potrafi z tych samych tematów, tak… hm, trochę żenujących… zrobić coś, co faktycznie podoba się nie tylko specyficznemu odbiorcy - czyli fanowi.

 

"Pudełko w kształcie serca" to druga książka Joe Hilla (po "Rogach") którą mam okazję poznać. I z uczuciem autentycznego zachwytu stwierdzam, że ten człowiek naprawdę potrafi napisać horror tak, by poczuć gęsią skórkę. Nawet jeśli na warsztat bierze wielokrotnie przeżute, mocno zużyte tematy. A może specjalnie to robi, by pokazać, że się da? W każdym razie w "Pudełku…" będziemy mieli do czynienia z duchami, zmarłymi nawiedzającymi żywych, pragnących by ci żywi także poumierali.

 

Fabuła jest bardzo… kingowska. Bohaterem jest wyrazista postać, rockman po pięćdziesiątce, który z czasem zaczął kolekcjonować dziwne przedmioty związane w jakiś sposób z okultyzmem czy mistycyzmem. Sam nie jest fanem takich rzeczy, raczej ma to w głębokim poważaniu, ale jego image wymagał przez lata, by coś takiego zbierać. Fani mu przysyłali różne ciekawostki, wreszcie zaczął je gromadzić. I pewnego dnia na aukcji internetowej kupił… ducha. No i zaczęły się problemy.

 

Tyle by wystarczyło niejednemu znanemu twórcy horrorów by rozpisać wiele "mrożących krew w żyłach" scen walki, ucieczek i tak dalej. Ale nie Joe Hill - tu sprawa z duchem sięgnie o wiele, wiele głębiej niż można by się spodziewać; wszystko ma swoje miejsce, swój cel, swoje przeznaczenie; nic nie wzięło się znikąd. Kreacja całego tego przedstawienia zrobiła na mnie spore wrażenie. Druga książka Hilla i po raz drugi to przyjemne uczucie respektu pisarza do swoich czytelników. Daje nam więcej, niż po gatunku "horror" się spodziewamy. I choć całość nie jest aż tak rozbudowana i wielowarstwowa jak "Rogi", to lektura i tak jest czystą przyjemnością. Po przejściu połowy lektury już nie sposób się oderwać, i nawet czasem cicho odzywające się groteskowe elementy obecne w każdej powieści grozy nie przeszkadzają. Hill skutecznie odciąga uwagę czytelnika od tych słabszych fragmentów przez stworzenie takiej akcji i takich wydarzeń, że czytelnik to jedna wielka wściekłość; emocje są wspaniałe, oczyszczające, chcemy widzieć jak to się skończy, chcemy widzieć ból, jaki zostanie zadany, ból zasłużony.

 

No a poza tym dużą rolę w książce odgrywa więź człowieka z psem, najwierniejszym przyjacielem. W sumie już to mnie przekonało. :))

 

Heart-Shaped Box

Prószyński i S-ka 2007

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-01-04 10:50
Joe Hill - "Rogi"
Rogi - Joe Hill

Wiadomo, że jak się człowiek sobie uświadomi, kim jest Joe Hill, to zanim zdąży się zaciekawić treścią jego książek, pragnie poznać odpowiedź na pytanie: czy facet pisze tak, jak jego ojciec? Szybko odpowiadam: potrafi, momentami faktycznie czuć w książce Stephena Kinga. Hill operuje podobnym sposobem stosowania dygresji, rozwijania akapitów nieco bardziej, niż jest to konieczne, przy czym - przynajmniej w "Rogach" - nie cierpi na słowotok, który jego ojcu przytrafia się bardzo często. :)

 

Powieść przedstawia Ignatiusa Perrisha - stosunkowo młodego mężczyznę, znajdującego się w bardzo niesympatycznym położeniu. Pokłócił się z dziewczyną, z którą był praktycznie całe życie - i akurat w ten jeden dzień ich kłótni jego Merrin stała się ofiarą brutalnego gwałtu i zabójstwa. Ig nie za bardzo ma alibi, zatem pozostaje głównym podejrzanym. Choć na wolności, jednak stale obserwowany przez policję, całe miasto wyrobiło sobie opinię, jest człowiekiem przegranym, zdołowanym, pogrążonym w smutku, człowiekiem pełnym goryczy… Pewnego wieczoru robi coś, czego nie pamięta z powodu wypitego alkoholu, następnego dnia rano budzi się i stwierdza, że nocą wyrosły mu tytułowe rogi.

 

Od tego momentu Ig zna przeszłość i wszystkie grzechy każdego, kogo dotknie. Ponadto napotkanych ludzi bierze ogromna ochota by zadawać mu pytania dotyczącego swojego życia; pytania tak naprawdę retoryczne, pytania, które zmieniwszy się w czyny staną się niczym innym, jak kolejnymi grzechami.

 

Prawda, że ciekawy pomysł? Kwestia rogów oraz dramat związany z morderstwem ukochanej powodują, że podczas lektury pierwszej części książki naprawdę trudno jest się od lektury oderwać. Tu najbardziej widać, że Joe Hill, podobnie jak jego ojciec, wie, co to jest dobra narracja. To, co robi Ig, jak wskazuje ludziom drogę bywa świetne; czytelnik zaczyna sobie wyobrażać, co sam by zrobił mając taką władzę.

 

Niestety potem książka staje się nieco słabsza. Powracamy do czasów dzieciństwa Ignatiusa, krok po kroku odkrywamy jego związek z bratem, przyjacielem oraz tą właśnie dziewczyną, którą teraz utracił. I choć nie można nic autorowi zarzucić, lektura jest dalej ciekawa, to jednak - wiadomo - czytelnik chciałby wiedzieć co dalej z rogami? Lecz okazuje się, że Joe Hill jest zmyślniejszy, niż początkowo mi się wydawało, i po zbudowaniu odpowiedniego tła, bierze wszystkich bohaterów i zaczyna kreować doskonały, zgodny z regułami gatunku horror. Nagle okazuje się, że zmieniać będzie się nie tylko czas akcji, ale także główny bohater, sytuacje stają się coraz ciekawsze, gdy poznajemy te same wydarzenia z perspektywy różnych postaci, a pod koniec książka staje się tak gęsta, że czasem trzeba być mocno skupionym, by rozumieć kolejne wydarzenia. I jedno rzuca się w oczy od razu - Joe Hill z gatunku horror wybrnął o wiele, wiele lepiej, niż często robi to Stephen King, który potrafi doskonałą lekturę zmarnować kiepskim zakończeniem, słabym, pisanym jakby na siłę. Jego syn natomiast wykonał tu kawał świetnej roboty, to jest horror, który naprawdę ma wiele sensu, który spodoba się nie tylko największym maniakom literatury grozy.

 

Bowiem "Rogi" to świetny przykład książki, którą można sobie bardzo dowolnie interpretować. Z zaprezentowanych tu pomysłów wynika o wiele więcej, niż początkowo można by sądzić; Joe Hill wychodzi bardzo szeroko ze swoją wizją i stroni od prostego rozwiązania. Nie, czytelnik sobie sam będzie musiał to i owo ułożyć, a czy po drodze zechce mu się rozważać o genezie powstania demonów, o roli tych istot w kulturze, o ich powołaniu i przydatności, z jakiego powodu w ogóle powstały w świadomości - to rzecz drugorzędna. Można "Rogi" łyknąć jak klasyczny horror, a można sięgnąć głębiej, i to jest największą zaletą powieści, która - jak mało która powieść grozy - jest zdatna do wielokrotnego poznawania; wraz z wiekiem i doświadczeniem życiowym będzie można ją zrozumieć zupełnie inaczej, jestem pewien.

 

Horns

Prószyński i S-ka 2010

Like Reblog Comment
review 2014-05-18 12:00
Wciągjące jeziora
Tracę ciepło - Łukasz Orbitowski

W niektóre książki się wpada i potem ciężko się z nich wygrzebać. Wykreowany przez autora świat łazi za czytelnikiem i za nic nie chce się odkleić. Tak właśnie miałem z Tracę ciepło Łukasza Orbitowskiego. Dawno nie czytałem tak dobrej, solidnie skonstruowanej i ciekawej książki.

 

Właśnie za takie teksty jak Tracę ciepło uwielbiam twórczość Łukasza Orbitowskiego. Gdybym prowadził zajęcia z literatury popularnej to na pewno zaprezentowałbym właśnie tę książkę jako przykład bardzo dobrej powieści grozy. Daleki jestem od twierdzenia, że Łukasz Orbitowski to nasz polski Stephen King, bo aż takiej popularności – przynajmniej na razie – autor nie uzyskał. Jednak jego książki są wyjątkowe, a w Tracę ciepło znalazło się wszystko to, co najlepsze. Żywe postacie, interesująca i wciągająca fabuła oraz intrygujący „drugi świat”, czyli rzeczywistość na co dzień nie widoczna.

 

Książkę tę chcę przedstawić jako współczesną realizację właśnie powieści grozy, a nie horroru. Bo proza Łukasza Orbitowskiego, dla mnie, mieści się właśnie w tym, odrobinę już zapomnianym, gatunku literatury popularnej.

 

Groza Orbitowskiego

 

Czym jest powieść grozy? Posłużę się definicją znajdującą się w Słowniku terminów literackich, która brzmi następująco:

Powieść o bujnej fabule i jaskrawych efektach, która działa poprzez budzenie strachu w czytelniku. Jej pierwszą formą była powieść gotycka, współcześnie jest jedną z postaci powieści sensacyjnej, często zbliża się do thrillera.

Okazuje się, że powieść grozy trochę się rozmyła, jest gatunkiem „pomiędzy”. Dzisiaj częściej mówi się o horrorach, których definicja wygląda w sposób następujący (za Słownikiem terminów literackich):

[Horror] operuje motywami, których zadaniem jest budzenie u czytelnika silnych reakcji emocjonalnych, przede wszystkim właśnie – przerażenia.

Zmiana jest praktycznie niezauważalna. W przypadku horroru, przynajmniej w definicji, nie zostaje podkreślona bujność fabuły, a właśnie ten element bardzo mocno uwypukla, w swojej twórczości, Łukasz Orbitowski. Tracę ciepło jest sztandarowym tego przykładem. Autor buduje atmosferę grozy i tajemnicy poprzez wprowadzenia coraz bardziej skomplikowanych bohaterów i wydarzeń. Książka nabiera kolejnych płaszczyzn i zostaje obudowana kolejnymi wymiarami i zaczyna powoli wciągać. I człowiek przepada na kilkaset stron, daje się ponieść układającym się w fantazyjne frazy słowom, wpada pomiędzy dopieszczone akapity. Łukasz Orbitowski ma pewną bardzo interesującą umiejętność – potrafi powoli wprowadzać odbiorców w wykreowane przez siebie światy i uzależnia od nich. Ale jak to robi?

 

Podróż pomiędzy płaszczyznami

 

W Tracę ciepło, Łukasz Orbitowski, zaprasza czytelników do innej rzeczywistości, rozciąga ją na pewne ukryte obszary - zabiera odbiorców do świata umarłych. Robi to w bardzo interesujący sposób, ponieważ najpierw tylko uchyla drzwi. Otwiera je coraz szerzej, wraz z rozwojem fabuły i nagle okazuje się, że te dwie rzeczywistości nieustannie się przenikają. Tak przyjemniej jest dla głównego bohatera oraz jego przyjaciela. Obaj posiedli umiejętność wchodzenia do jezior, bo w ten sposób określają oni materię, która dominuje w świecie zmarłych.

 

Jakub i Konrad, bo takie imiona noszą protagoniści, widzą ludzi, którzy umarli. Nie są oni tylko nieszkodliwymi duchami, ale istotami, z którymi mogą wchodzić w określone interakcje. Początkowo myślą, że ten dar właśnie na tym się kończy, że każdy z nich to medium, które potrafi rozmawiać ze zmarłymi. Okazuje się, że jest całkowicie inaczej i świat jezior jest znacznie bardziej skomplikowany. Pierwszym stopniem wtajemniczenia były widzenia związane z morderstwem ciecia Hadały. Jego śmierć nie jest całkowicie przypadkowa, ale ma korzenie w jego przeszłości. Na drugi stopień bohaterowie wchodzą, gdy poznają zakochaną parę oraz bardzo specyficzne miejsce, czyli wieś, której nikt nie potrafi znaleźć. Natomiast najciekawszy jest trzeci stopień, zakończony bezpośrednią konfrontacją z istotami należącymi do innego porządku. Bohaterowie wchodzą na niego, gdy poznają Wielkiego Dzwona, samozwańczego cudotwórcę, który niekoniecznie jest święty.

 

Ostatnia część książki, w która oparta jest właśnie na zderzeniu ludzi z innymi istotami, rozgrywa się w Kalbornii. To właśnie w tej wsi rozegrała się tragiczna historia miłosna Niemca i Polki i to właśnie tam Konrad i Jakub spotkają się z aniołem Puchem. Istota ta wędruje między ludźmi i stara się spełniać ich życzenia, co nie zawsze kończy się dla nich dobrze. Tak też stało się tym razem. Puch zakrzywił czas i przestrzeń tworząc idealne koło. Żaden z bohaterów nie może opuścić Kalbornii, a jeżeli uśnie to będzie przeżywał wydarzenia od nowa. Łukasz Orbitowski stworzył pełen grozy Dzień Świstaka, ponieważ świat zaczyna ulegać rozpadowi.

 

Właśnie ta dezintegracja jest najciekawsza. Ludzie zamieniają się w potwory, konstrukcja wszystkich przedmiotów ulega załamaniu, Kalbornia powoli staje się miejscem otoczonym przez przerażające jeziora. Zmiana formy przestrzeni i czasu powoduje, że materia zaczyna ulegać przemianie. Jeziora okazują się być nie tylko materią wypełniającą świat umarłych, ale są także formą bramy, czymś co pozwala na przechodzie pomiędzy rzeczywistościami. Jednak eksperymentowanie z nimi, tak jak uczynił to Puch, kończy się tragicznie. Ludzie najpierw zostaję uwięzieni w kolistej czasoprzestrzeni, a potem stają się potworami. Dla istot niebiańskich czas może być kołem – mało tego! - może on być wartością przeźroczystą, ale dla ludzi musi przybrać formę linearną. W przeciwnym razie dojdzie do tragedii.

 

Pozycja obowiązkowa

 

Barwna fabuła, interesujące postacie i nietuzinkowe zwroty akcje – wszystko to sprawia, że lektura książki Tracę ciepło nie jest stratą czasu, ale jego wartościowym wypełnieniem.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?