logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: rynek
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
text 2019-02-22 13:34
NIEMIECKI rynek e-booków ma się NIEŹLE (w 2018 roku)

Niemiecki rynek książek należy do największych w Europie. Oczywiście nie ominęła go także cyfryzacja. Wszystkie większe księgarnie mają w swojej ofercie książki elektroniczne. Najważniejsi gracze na terenie RFN to bez wątpienia amerykański Amazon i sojusz niemieckich księgarzy – Tolino. Te dwa podmioty mają pod kontrolą prawie cały rynek. O swoje miejsce walczą także Apple, Google, Aldi czy Legimi. Wygląda na to, że rok 2018 niemieccy czytelnicy, wydawcy jak i sprzedawcy e-boooków, mogą uznać za udany.

 

E-booki w RFN 2018 (źródło: www.boersenverein.de) © Börsenverein

 

Związek Księgarzy i Wydawców Niemieckich (Börsenverein des Deutschen Buchhandels), ogłosił w zeszłym tygodniu wyniki kolejnego, prowadzonego regularnie badania rynku e-booków. Publikowane szacunki dotyczą niemieckiego rynku książek elektronicznych w 2018 roku, pokazanego od strony czytelników i jak i sprzedawców. Wynikają m.in. z oceny zachowań wybranej grupy badawczej (w wieku powyżej 10 lat), reprezentatywnej dla całego rynku. Co z badań wynika?

 

E-booki stanowią obecnie 5% niemieckiego rynku księgarskiego (źródło: www.boersenverein.de) © Börsenverein

 

Niemcy kupili w roku 2018 około 32,8 mln e-booków. Książki elektroniczne stanowią więc około 5% rynku księgarskiego. Zanotowały tym samym wzrost z udziału ocenianego na 4,6% w roku 2017. Na statystycznego klienta przypada obecnie przeciętnie 9,2 e-booka, podczas gdy w 2017 było to 8,3. Można stąd wnioskować, że wzrost sprzedaży został osiągnięty dzięki tym klientom, którzy przekonani są do lektury wersji elektronicznej.

 

w 2018 roku zwiększyła się liczba kupujących e-booki jak i liczba książek elektronicznych kupowanych przez pojedynczych klientów (źródło: www.boersenverein.de) © Börsenverein

 

 

Ocenia się, że 3,6 mln czytelników nabyło przynajmniej jednego e-booka w 2018 roku. W poprzednim było to 3,5 mln nabywców. Więcej osób kupiło też książki w formie elektronicznej. Ta informacja wzbudziła optymizm szefa Börsenverein - Heinricha Riethmüllera, który w komentarzu do publikowanych wyników powiedział: Po raz pierwszy od pięciu lat znowu wzrosła liczba kupujących (e-booki). To dobry znak z obliczu dużych spadków liczby nabywców w poprzednich latach (niem. „Erstmals seit fünf Jahren ist auch die Zahl der Käufer wieder gestiegen. Das ist ein gutes Zeichen angesichts der großen Käuferverluste in den vergangenen Jahren”).

 

Przeciętna cena kupowanego e-booka spadła o 3% w porównaniu do 2017 roku (źródło: www.boersenverein.de) © Börsenverein

 

Na niemieckim rynku utrzymuje się trend do obniżania średniej ceny e-booków nabywanych w księgarniach. Klienci płacili 6,19 EUR za książkę (ok. 27 PLN), czyli 3% mniej niż w 2017 r. Nie jest to wysoka cena, biorą pod uwagę siłę nabywczą niemieckiego społeczeństwa. We wspomnianej informacji prasowej nie wyjaśniono, czy wynika to z ogólnego trendu obniżki cen na rynku, czy też częstszego wybierania tańszych publikacji (np. self-publisherów) a sięgania po droższe tytuły np. poprzez wypożyczenia. W badaniu uwzględniono tylko tytuły w cenie od 0,49 EUR.

 

Część oferty czytników książek w jednym z niemieckich marketów elektronicznych (Magdeburg, luty 2018 r.)

 

Podsumowanie

Wnioski płynące z badań są (przynajmniej dla Niemców) optymistyczne i pokazują niemal same wzrosty - wielkości zakupów czy liczby klientów. W publikowanych danych tylko jedna liczba ma wartość ujemną – a jest to przeciętna cena kupowanego e-booka. Przypadek?

 

Like Reblog Comment
text 2017-07-24 07:43
Księgarnia ebookoo.pl znika z rynku

 

Ebookoo.pl to kolejna księgarnia kończy działalność i znika z naszego rynku e-booków. Działała niemal 2,5 roku. Właśnie przekształca się w blog o tematyce literacko-kulturalny. To kolejny w tym roku sklep z e-bookami, który kończy swoją działalność, lub wyłącza niektóre usługi. Najpierw sporo zamieszania wywołał list z cdp.pl („cdp.pl wyłącza wirtualne półki - pobierz e-booki”), potem przyszedł czas na eclicto.pl („Księgarnia eClicto kończy działalność”) a teraz ostatecznie znika ebookoo.pl (jako sklep). Świat Czytników donosił jeszcze ostatnio o wycofaniu się z Polski księgarni "Book & Walk". A to dopiero połowa 2017 roku :(

 

Strona ebookoo.pl na Facebooku w trakcie przemeblowania, nowe logo, ale wciąż obecna informacja o książkach w niskich cenach (źródło: facebook.com)

 

Sam założyłem konto w księgarni Ebookoo.pl dwa lata temu i, przyznam szczerze, trochę o niej zapomniałem. Zapisałem się zrazu do newslettera, ale otrzymywałem go dość rzadko. Może to dlatego? A może zdecydowało moje przywiązanie do innych księgarni, które w zasadzie codziennie zwracają moją uwagę coraz to nowymi akcjami? Do księgarni, które są stale aktywne w różnych mediach począwszy od newsletterów, przez Instagram czy Facebooka? Do marek, które mają wsparcie poważnych wydawnictw? Pomimo tego, że w calibre rośnie stosik nieprzeczytanych e-booków, regularnie śledzę akcje czy to w Publio, Woblilku, Virtualo czy w Ebookpoint. Trudno orzec dlaczego ebookoo.pl nie zapisało się w mojej pamięci, może to jednak skleroza...

 

Kapitał ebookoo.pl to teraz m.in. spora grupa osób obserwujących profil FB (źródło: facebook.com)

 

Pod koniec lutego tego roku otrzymałem (jak zapewne i pozostali klienci księgarni) list informujący o konieczności pobrania zakupów na własny dysk. Jeśli ktoś tego jeszcze nie zrobił, awaryjnie może liczyć (w miarę możliwości) na wsparcie właściciela serwisu. Nie da się już jednak zalogować do księgarni ani samodzielnie pobierać z niej plików.

 

Ebookoo.pl ma być teraz blogiem literacko-kulturalnym (źródło: ebookoo.pl)

 

We wczorajszym wpisie, autor nowego bloga tłumaczy się z zamknięcia księgarni. Wskazał m.in., że: „Niestety, brak odpowiedniego doświadczenia przy prowadzeniu tak dużego w swoim zakresie projektu oraz brak nieograniczonego limitu czasowego

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-10-01 22:42
W Wielkiej Brytanii można w świetle prawa zwrócić wadliwego e-booka

 

Konsumenci w Wielkiej Brytanii od dnia 1 października 2015 roku są w świetle prawa lepiej chronieni przed cyfrowymi bublami. Można je zwrócić do 30 dni od daty zakupu.

 

Aktualizacja brytyjskiego prawa (Consumer Rights Act) dotyczy treści cyfrowych, w tym e-booków (źródło: Department for Business, Innovation & Skills)

 

Kłopoty z e-bookami

Nie pamiętam, kiedy zacząłem kupować e-booki w polskich księgarniach, ale doskonale pamiętam te książki, których nie dało się czytać bez zgrzytania zębami. Na szczęście coraz rzadziej spotykam e-booki złożone czy sformatowane niechlujnie, z literówkami lub innymi błędami (z ortograficznymi włącznie). Kiedyś nawet podsumowałem swoje doświadczenia w tym względzie wpisem „Sześć żywotów e-booków”. Od tamtej pory sporo się zmieniło, ale wciąż trafiają się książki „zrobione” na poziomie wczesnoszkolnej znajomości MS Worda. Większość wydawnictw, księgarń czy firm dokonujących konwersji książek na e-booki wcześniej czy później reaguje na zgłaszane przeze mnie błędy. Mam tutaj wiele pozytywnych doświadczeń, choć czasami długo trwało wyegzekwowanie poprawnego pliku.

Są jednak i takie firmy, które się błędami w książkach zupełnie nie przejmują. Do niedawna, w moim prywatnym rankingu, przodowało Wydawnictwo M, którego „Kuszenie w Chikaldzie” serdecznie zniechęciło mnie do zakupów ich książek. Nie udało mi się z nimi skontaktować, a księgarnia wolała w końcu sama zrekompensować mi felerny zakup.

Teraz na pierwszym miejscu mojej listy „omijać!”, znajduje się Wydawnictwo Psychoskok. Po dość krótkiej korespondencji z księgarnią, skąd pochodzą dwie ich książki w mojej biblioteczce - poddałem się. Otrzymałem wyjaśnienie, że „Niestety, wydawnictwo Psychoskok bardzo rzadko wprowadza korekty we wcześniej wydanych plikach. Także i tym razem nie zdecydowało się na udostępnienie nowej wersji wcześniej wydanych ebooków”.

 

Nie tak wyobrażam sobie e-booka w XXI wieku. Wydawnictwo Psychoskok najwyraźniej ma inne zdanie na ten temat...

 

Wiem, że jestem czasami namolnym klientem. Ale mam nadzieję, że dzięki moim uwagom i wskazaniom błędów, kolejne osoby będą mogły cieszyć się poprawnymi e-bookami.

 

Formalne rozwiązanie w Wielkiej Brytanii

Kłopoty z wadliwymi e-bookami w naszych warunkach najczęściej udaje się rozwiązać przy dobrej woli firm zaangażowanych w ich tworzenie i sprzedaż. A co, jeśli ktoś postępuje na zasadzie „Nie mamy pańskiego płaszcza, i co pan nam zrobi?”. Najwyraźniej dostrzeżono ten problem w Wielkiej Brytanii, bo od dziś księgarnie (i nie tylko) będą prawnie zobligowane do poprawienia wadliwego produktu cyfrowego lub zapewnienia rekompensaty. Aktualizacja „Consumer Rights Act” dostosowuje prawo brytyjskie do cyfrowej rzeczywistości. Wśród zmian, wskazano m.in., że do 30 dni klient może zażądać zwrotu gotówki za wadliwy towar. W urzędowym komentarzu jako objęte nowym prawem wymienione są przede wszystkim utwory muzyczne, filmy i gry. To one zapewniają największe obroty ze sprzedaży cyfrowych treści. Jednak i książki również się tu mieszczą.

Do dobrych praktyk biznesowych, dbania o reputację firmy, czy zwykłej uczciwości w kontaktach z klientami, dojdzie więc (przynajmniej w Wielkiej Brytanii) kolejny argument za tym, by e-booki były wolne od błędów. Oby i u nas było coraz więcej zrozumienia dla takiego myślenia.

 

Like Reblog Comment
url 2014-05-25 13:39
Nowa recenzja u mnie!
Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci - Scott Carney,Janusz Ochab
Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2014-03-04 23:49
List otwarty w sprawie "Ustawy o książce"

Przedłożony przez PIK projekt ustawy o "jednolitej cenie ksiażki", wbrew twierdzeniom jego autorów, nie był przedmiotem konsultacji społecznych, ani nawet branżowych.

 

Powstał w wąskim gronie złączonych wspólnymi interesami członków Rady PIK, do której wchodzą także dwie osoby reprezentujące Bibliotekę Analiz (dlaczego aż dwie z takiej małej firemki - Bóg raczy wiedzieć). Autorzy projektu, jak publicznie stwierdził pan Albin, nie byli zainteresowani opiniami wydawców reprezentujących alternatywne stanowisko w tej sprawie. Przypomnijmy - PIK zrzesza ok. 200 wydawców, spośród kilkunastu tysięcy funkcjonujących na rynku. Nie jest więc żadną wiarygodną reprezentacją środowiska wydawniczo-księgarskiego. Nie ma więc powodu, aby pomysły akurat tej grupy ludzi musiały być narzucane przeważającej większości innych podmiotów.

 

Sam projekt, wymieniający w swojej preambule rzekomo pozytywne konsekwencje wprowadzenia stałej ceny na książkę to zestaw pobożnych życzeń (typu zwiększenie czytelnictwa, spadek średniej ceny książki, wzrost sprzedaży) i rygorów sprzecznych nierzadko ze zdrowym rozsądkiem, sprzeczny z istniejącym prawodawstwem zabraniającym zmów cenowych, stanowiący zaprzeczenie idei wolnego rynku. Można jasno powiedzieć - to wykwit tej samej wybitnej myśli intelektualnej, za którą stoją PIS i jego akolici opowiadający brednie o sztucznych mgłach, helu rozpylanym nad lotniskiem w Smoleńsku przez ludzi Putina, wielkich magnesach ściągających samoloty na ziemię czy bombach podłożonych z rozkazu Tuska i Komorowskiego w samolocie prezydenckim, którym leciał pan Lech Kaczyński, inaczej mówiąc były już prezydent.

 

Projekt PIK jest dobitnym dowodem na całkowitą bezużyteczność tej instytucji, rozpaczliwą próbą udowodnienia sensu jej istnienia. Powiedzmy sobie szczerze - gdyby z dnia na dzień PIK po prostu zniknął, na rynku książki, czy w poziomie czytelnictwa w Polsce, nic by się nie zmieniło - ani na lepsze, ani na gorsze. Nikt by nawet tego faktu nie zauważył. Więc niech już lepiej nie szkodzą - najlepiej jakby przestali udawać, że są komukolwiek potrzebni.

 

Ustawa o stałej cenie książki jest nam potrzebna tak, jak lodówki na Antarktydzie. Jakie korzyści mają płynąć dla czytelnika i wydawcy z uniemożliwienia sprzedaży książek w sieciach dyskontowych i hipermarketach? Wiadomo przecież, że tego typu placówki mogą sprzedawać towary (w tym książki) wyłącznie w cenach niższych niż gdzie indziej - Empikach, Matrasach czy zwykłych księgarniach. Taki jest bowiem sens ich istnienia. Nie mogąc mieć niższej ceny na nowo wydaną książkę, zastąpią ją innym produktem. Ludzie, których stać najwyżej na wydanie 20-25 zl za książkę i którzy nigdy nie zaopatrują się w nią po cenie Empiku, zwyczajnie zrezygnują z zakupu. Czy w ten sposób ma zwiększyć się czytelnictwo i wzrosnąć sprzedaż? Nonsens widoczny gołym okiem.

 

Po co przenosić na polski grunt rozwiązania z Francji, gdzie realia ekonomiczne są zupełnie inne, poziom zarobków nieporównywalny z Polską, a sprawy z powództwa o charakterze gospodarczym rozstrzygane w tempie 10 razy szybszym, niż u nas? Komu to ma służyć? Czytelnikom i bibliotekom, które będą musiały ograniczyć zakup nowości - na pewno nie! 


Prawie monopolistom typu Empik, który niechętnie patrzy za sprzedaż w Biedronkach - na pewno tak.

 

Czy o to wam chodzi, szanowni przedstawiciele Izby? Może powiecie to wprost?

 

Porażający jest poziom hipokryzji prezentowany przez autorów ustawy. Czyż przypadkiem nie ma wśród nich wydawców, którzy szerokim frontem handlują swoimi książkami w sieciach typu Biedronka, Tesco, czy nawet Empikach, sprzedając je z gigantycznym rabatem? Z litości nie wymieniam tu nazw firm, ale większość wydawców i księgarzy i tak wie, o kogo chodzi. A czemu zwolennicy ustawy sami nie zastosują się do kretyńskich reguł, które chcą narzucić całemu rynkowi wydawniczemu? Któż im broni trzymać się stałej ceny i stałego rabatu dla wszystkich punktów sprzedaży skoro - jak uważają - płyną z tego same korzyści? Nie robią tego z oczywistego powodu - bo doskonale wiedzą, ze spadnie im sprzedaż, że stracą rynki zbytu.

 

Ile jest warta ustawa sporządzona przez ludzi, którzy sami nie wierzą w pozytywne konsekwencje wymienione w preambule projektu? Ile jest wart cały ten, mówiąc kolokwialnie, bullshit?

 

Mam nadzieję, że ta wypowiedź poruszy przynajmniej niektóre szare komórki uczestników rynku książki, którzy zablokują radosne pomysły pana Albina j jego paczki z PIK-u.

 

Jeśli chodzi o PIK - apeluję o przeprowadzenie pełnych konsultacji z całym środowiskiem wydawniczym, publiczne prezentowanie alternatywnych poglądów na ustawę, a przede wszystkim zrobienie cyfrowej symulacji wszystkich jej skutków przy użyciu powszechnie dostępnych narzędzi matematycznych , jak choćby zajmującej sie tego typu zagadnieniami teorii sterowania. To nie jest trudne - trzeba tylko chcieć!

 

Apeluję do PIK-u o ujawnienie pełnej treści zrobionego przez CBOS za publiczne pieniądze raportu założycielskiego dotyczącego czytelnictwa w Polsce. Dlaczego ten raport został utajniony i jest dostępny tylko wąskiej grupie członków Rady PIK? Czyżby jego konkluzje były nie na rękę PIK-owi i autorom ustawy? A może z polska książką i czytelnictwem nie jest tak źle, jak próbują nam wmówić? Może polskiej książki nie trzeba ratować? Dlaczego z raportu może korzystać tylko wąska grupa osób z kierownictwa PIK-u? Rodzi to poważne obawy o konflikt interesów...

 

Z poważaniem

Andrzej Kuryłowicz

Wydawnictwo Albatros

Warszawa (nie Czechy, jak sądzi pan Albin)

Source: www.ksiazka.net.pl/index.php?id=4&tx_ttnews[tt_news]=19052&tx_ttnews[backPid]=1&cHash=97222fbdc3
More posts
Your Dashboard view:
Need help?