logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: księgarnie
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
text 2020-08-13 16:55
PocketBook Color – po co komu KOLOR?

PocketBook Color jest urządzeniem, które w końcu może coś zmienić na rynku czytników. To pierwszy dostępny poza Chinami model z kolorowym ekranem wykonanym w nowej technologii E-Ink Kaleido. Ekran ten wyświetla 4096 kolorów (100 ppi) oraz standardowy tekst (300 ppi). Skoro mam już czytnik w rękach, postanowiłem go przede wszystkim przetestować z książkami, w których kolor jest ważny. Wybrałem tytuły, przy lekturze których może się szczególnie przydać.

 

PocketBook Color

 PocketBook Color - tu byłem

 

Ekran E-Ink Kaleido - pierwsze wrażenia

PocketBookowi należą się na pewno brawa za to, że firma chce być pionierem, za to, że zmierzyła się z nową technologią i za próbę upowszechnienia koloru w czytnikach. Na pełną recenzję czytnika przyjdzie czas po dłuższych testach. Ale tak czy inaczej PocketBook Color, ze względu na kolor właśnie, jest tak wyjątkowy, że warto napisać już teraz kilka słów.

 

O parametrach czytnika pisałem już podczas jego premiery („Premiera: PocketBook Color – sześciocalowy czytnik Z KOLOROWYM ekranem”). PocketBook Color wprowadza kilka nowości, ale sześciocalowy dotykowy ekran E-Ink Kaleido jest tu zdecydowanie najważniejszą z nich. Za wyświetlanie tekstu odpowiada w nim jedna warstwa (300 ppi) a za kolory druga (100 ppi). Ma to wpływ na wyraźnie mniejszy kontrast w porównaniu do aktualnej wersji czarno-białych urządzeń z ekranem E-Ink Carta (np. w modelu PocketBook Touch HD 3 czy Kindle Paperwhite 4). W porównaniu np. do PocketBooka Touch HD 3 tło ekranu w nowym modelu jest wyraźnie ciemniejsze a i litery są lekko przyćmione przez drobniutką siateczkę punktów (widocznych po wpatrzeniu się w ekran) umieszczoną nad warstwą tekstową. Dobre wrażenia z lektury można uzyskać czytając albo przy silnym świetle zewnętrznym, albo przy stale włączonym oświetleniu ekranu. I tak właśnie korzystam z tego czytnika, ustawiając natężenie oświetlenia na poziomie ok. 20-30% przy „zwykłych” e-bookach a 40-50% przy komiksach (na innych czytnikach czytam zwykle bez włączania wbudowanego oświetlenia). Przy włączonym oświetleniu mniej widać wspomnianą siateczkę punktów (tło jest mniej szare) a i kolory prezentują się chyba najlepiej. Wpływa to niestety wyraźnie na czas pracy czytnika na jednym ładowaniu. Nie mam jeszcze na ten temat konkretów, ale ładowałem PocketBooka już w pierwszym tygodniu użytkowania, co do tej pory w czytnikach tej marki nie zdarzało mi się. Poświęcę ekranowi więcej miejsca w kolejnym wpisie. PocketBook Color, jak się można było spodziewać, nie wyświetla tak dobrze kolorów jak współczesne tablety lub smartfony. Jednak te cztery tysiące kolorów może pomóc jeśli ktoś (jak ja) długo czytać na ekranie LCD nie daje rady, a na przykład chce na długie godziny zagłębić się w lekturze.

 

Po co komu kolor?

Wraz z zakupem pierwszego czytnika porzuciłem czytanie na palmtopie z kolorowym ekranem. Od wielu lat korzystam z czytników, gdzie standardem jest 16 odcieni szarości i przeczytałem już na takowych urządzeniach setki książek. Ale z drugiej strony, bywały takie momenty, że jednak kolor by się przydał. Postaram się teraz te sytuacje odtworzyć.

 

Przewodniki

A w przewodnikach głównie mapy i plany. Wielokrotnie w czasie wyjazdów korzystałem z przewodników w wersji elektronicznej. Zawsze to lepiej w podróży tachać jeden czytnik niż kilka książek, to jasne. Ale w przypadku map i planów to się często nie sprawdzało, bo ich czytelność przy braku kolorowego ekranu bywała problematyczna.

 

 PocketBook Color

W przewodniku ważne są zdjęcia...

 

Z tego co zauważyłem, w księgarni Ebookpoint największą popularnością cieszą się teraz przewodniki po Polsce, a w szczególności tzw. travelbooki Wydawnictwa Bezdroża. Akurat w tym roku nie skorzystam za bardzo z przewodników „w terenie”, ale choć „na sucho” musiałem się przekonać jak one wyglądają w PocketBooku z kolorowym ekranem. Wydawnictwo ma w swojej ofercie opracowania dotyczące wielu regionów Polski, wśród najczęściej kupowanych znalazłem: „Mazury i Warmia”, „Podlasie i Suwalszczyzna”, „Bieszczady”, „Góry Świętokrzyskie” czy „Kraków i okolice”.

 

PocketBook Color

...i ważne są mapy 

 

Sens koloru od razu widać w przypadku zdjęć ilustrujących przewodniki. Ale przy mapach dopiero mogłem w pełni docenić funkcjonalność, której do tej pory w PocketBookach brakowało – a mianowicie powiększanie ilustracji zawartych w tekście. Bez tego, nawet kolor by nie pomógł w czytaniu map, które na sześciocalowym ekranie i przy rozdzielczości 100 ppi zazwyczaj są wciąż słabo czytelne. Nową funkcję wywołuje się poprzez trochę dłuższe dotknięcie grafiki. Na środku pojawi się wtedy ikonka z czterema strzałkami. Wywołuje ona tryb skalowania przy pomocy gestu szczypania ekranu („Podgląd”). W prawym górny rogu pojawia się też wtedy ikona menu korekcji obrazu. Można zmienić nasycenie, kontrast, jasność oraz korekcję gamma. Przy wyjściu z tego trybu („×” w lewym górnym rogu ekranu) czytnik pyta, czy zapamiętać dokonane korekty sposobu wyświetlania grafiki. W prawy górnym rogu tego ekranu znajduje się też opcja zerowania ustawień oraz ich zapamiętywania.

 

PocketBook Color

Ekran z ustawieniami regulacji sposobu wyświetlania grafiki w czytniku PocketBook Color

 

Takie rozwiązanie może papierowej mapy turystycznej nie zastąpi, ale plan fragmentu miasta, czemu nie? Albo choćby ułatwi orientację w terenie, gdy z mapy papierowej skorzystać się nie da (np. podczas czytania w ciemnym autobusie, przed dotarciem w miejsce docelowe). Może się przydać, choć akurat w Travelbookach jest tylko orientacyjna mapa omawianego regionu.

 

Reportaże, książki podróżnicze, biografie

Te trzy typy publikacji łączy jedna wspólna rzecz, która w kolorze nabiera nowego życia. To oczywiście fotografie, które takim książkom dodają życia lub są wręcz ich integralną częścią. Jeśli są to zdjęcia czarno-białe, nie ma problemu. Jeśli wydawca przygotował specjalną wersję dostosowaną do czytników i przekształcił kolorowe grafiki na odcienie szarości – bardzo dobrze. Ale, gdy e-book jest odzwierciedleniem książki papierowej, która ma przyciągać czytelnika między innymi kolorowymi zdjęciami, wtedy zaczynały się kłopoty. I właśnie w takim przypadku czytnik z kolorowym ekranem może pokazać swoją użyteczność.

 

PocketBook Color

 Tu byłem. Tony Halik...

 

Czasem sobie uświadamiam, że przecież wiele osób oglądanych kiedyś na czarno-białych filmach czy w czarno-białej telewizji znam właśnie w czerni i bieli. Nie inaczej jest z moim wyobrażeniem Tony'ego Halika. Czytając wydaną przez Agorę książkę Mirosława Wlekłego o Tonym Haliku („Tony Halik. Tu byłem”) na czarno-białym ekranie czytnika, w dalszym ciągu postrzegałem jej bohatera w kategoriach czarno-białej postaci. Taki obraz miałem w głowie, a czarno-białe zdjęcia w książce tylko to potwierdzały. Programy telewizyjne z udziałem Tony'ego Halika i Elżbiety Dzikowskiej pamiętam przecież z dzieciństwa z czarno-białego odbiornika z wypaloną w środku kineskopu dziurą. A potem w domu pojawił się kolorowy telewizor w postaci radzieckiego Rubina. Ta technologia daleka była od ideału, ale to jednak był skok jakościowy. Teraz może łatwiej mi docenić podobną zmianę jaką wprowadza PocketBook Color w porównaniu do czarno-białych czytników. W każdym razie książkę Mirosław Wlekłego dokończyłem już w kolorze i teraz Tony Halik nabrał w moich oczach opalenizny, choć jego koszule wciąż pozostały wypłowiałe. Tylko do końca nie wiem, czy to bardziej od południowoamerykańskiego słońca czy od sposobu działania ekranu E-Ink Kaleido... Tak swoją drogą książka „Tony Halik. Tu byłem” to bardzo dobra lektura. Polecam!

 

Wracając do Wydawnictwa Bezdroża. Oferuje nie tylko przewodniki ale i książki podróżnicze czy reportażowe. Gdzieś w okolicach tej tematyki znalazła się kolejna pozycja, którą chciałem przeczytać w kolorze, a mianowicie „Piekło-Niebo. Zrozumieć Koreę” Rafała Tomańskiego. Tu niestety się zawiodłem. Książka jest chyba zbiorem wpisów z pisanego na bieżąco bloga, który może być ciekawy w sieci, ale w zwartej postaci książkowej się nie sprawdza. W kolejnych (mikro)rozdziałach raz po raz powtarzają się te same stwierdzenia, opinie, informacje i sformułowania. Zaczyna to drażnić już po kilkunastu stronach. Do tego jeszcze autor pisząc o Korei Północnej nie jest w stanie wyzwolić się z okowów amerykańskiego sposobu widzenia świata. To, czego dowiadujemy się z książki o tym kraju zdaje się być groteskowe i absurdalne. Dopiero podpis pod jedną z fotografii „Noc w świątyni Bongeunsa w Seulu jest pełna świateł i kolorów” spowodował, że (choć jednak nie idealnie) PocketBook Color pokazał swoją wartość. Ale raczej jest to wina jakości zdjęć zamieszczonych w książce niż samego czytnika.

 

PocketBook Color

„Piekło-Niebo. Zrozumieć Koreę” Rafała Tomańskiego na ekranie czytnika PocketBook Color (w pełnym słońcu) 

 

Przy okazji zacząłem też czytać „Blondynkę nad Gangesem” Beaty Pawlikowskiej. Zrazu nastawiłem się bardzo pozytywnie, ale mój entuzjazm opadł już przy pierwszej ilustracji. Ktoś się postarał i dostosował książkę do wyświetlania na czytnikach czarno-białych, bo takie są fotografie w e-booku. Więc z kolorów w tym przypadku nici. [Aktualizacja: na końcu książki są jednak i kolorowe zdjęcia wykonane przez autorkę]

 

PocketBook Color

Nie wszystkie e-booki mają kolorowe ilustracje. W „Blondynce nad Gangesem” Beaty Pawlikowskiej zdjęcia w środku są czarno-białe

 

W kolejce czekają kolejne tytuły Wydawnictwa Agora: „Księga zachwytów” Filipa Springera, „Komu bije Big Ben” Mileny Rahid Chehab, „Powstanie Warszawskie. Rozpoznani” Izy Michalewicz i Macieja Piwowarczuka, „Fotografie, które nie zmieniły świata” Krzysztofa Millera oraz „1968” Ewy Winnickiej i Cezarego Łazarewicza.

 

Książki przyrodnicze

Z tej grupy wydawnictw sięgnąłem po e-booki Adama Wajraka. Czytając na nowym PocketBooku np. „To zwierzę mnie bierze” także można docenić kolorowy ekran. Akurat tę książkę kupiłem już dość dawno temu (nie powiem ile lat temu, ale na szczęście da się je policzyć na palcach jednej ręki). Ale dopiero kolorowy ekran czytnika skłonił mnie do sięgnięcia po nią! Na szczęście tekst się nie zestarzał, a zdjęcia nawet stały się jakby bardziej aktualne (bo w kolorze). Zdecydowanie lepiej czyta się np. o kolorowym upierzeniu ptaków, kiedy rzeczywiście można zobaczyć to na zdjęciu. Dla takiego miastowego chłopaka jak ja, wszystko co lata za oknem (poza krakowskimi gołębiami) to jeżyki, sikorki, czasem wróbelki a reszta to „takie sikorki w innym kolorze”. Dzięki Wajrakowi trochę bardziej już naszą awifaunę ogarniam. Choć nie tylko o ptakach można w tej książce przeczytać...

 

PocketBook Color

„To zwierzę mnie bierze” Adama Wajraka nabiera kolorów na ekranie czytnika PocketBook Color

 

W kolejce do czytania czekają więc już kolejne e-booki Adama Wajraka z Publio („Wilki” oraz „Zwierzaki Wajraka”), po które bym jeszcze pewnie długo nie sięgnął, gdyby nie zdjęcia w kolorze.

 

PocketBook Color

W książkach Adama Wajraka zawsze można liczyć na ładne zdjęcia dzikich zwierząt, a mnie z kadru nawet psina uciekła (po lewej)

 

Komiksy

Nie czytuję obecnie komiksów, choć kapitan Kloss, kapitan Żbik czy Kajko i Kokosz to ważni bohaterowie mojego dzieciństwa. Papierowych publikacji nie mam ochoty teraz kupować, a wersji elektronicznych w polskich księgarniach nie uświadczy (Kloss w formacie PDF to chyba jedyny wyjątek). Dopiero teraz do mnie dotarło, dlaczego raz po raz widzę w sieci udostępnione pliki ze skanami papierowych wydań. Zwyczajnie e-booków nie można w naszych księgarniach kupić. Trochę słabo. Z tego wszystkiego musiałem chwilę poszukać treści, które mógłbym przetestować na kolorowym czytniku. Padło na dwa zeszyty pochodzące z Amazonu – „Avatar” oraz „Motorcycle Samurai”. Ten pierwszy przerobiłem sobie na „komiksowy” format CBZ, a ten drugi nawet udało mi się od razu pobrać w takiej formie.

 

PocketBook Color

Komiks "Avatar" na ekranie czytnika PocketBook Color (na górze) i iPada Mini (na dole)

 

Jak się można spodziewać, sześciocalowy ekran jest trochę za mały aby docenić komiksy. PocketBook posiada szereg narzędzi przydatnych zarówno przy czytaniu PDFów jak i komiksów. Przede wszystkim można samodzielnie zdefiniować w jaki sposób zostaną przycięte marginesy. To szczególnie ważne, gdy ekran czytnika jest znacznie mniejszy od pierwotnej strony drukowanej publikacji. Po przycięciu w czytniku marginesów, ewentualnie obróceniu do orientacji poziomej czytało mi się całkiem znośnie. Dymki były czytelne.

 

PocketBook Color

Komiks "Avatar" na ekranie czytnika PocketBook Touch HD 3 (po lewej) oraz PocketBook Color (po prawej)

 

Jednak to co najważniejsze w nowym czytniku - kolory dodały wyrazistości historii, bo co tu dużo gadać kolor bywa w komiksach ważny. A więc tak, PocketBook Color się sprawdził, choć do komiksów to jednak lepiej mieć większy ekran. Zapaleni czytelnicy komiksów, których podpytywałem o ich czytniki, wskazywali na modele z większymi ekranami (np. PocketBook InkPad 3) jako wygodniejsze do tego typu lektury.

 

Okładki

No i na koniec element, który może nie jest najważniejszy, ale jednak istotny. A mianowicie kolorowe okładki. Wielokrotnie przekonywałem się o tym, podczas dyskusji o książkach. Ktoś kogoś pyta, czy czytał to czy owo. A zapytana osoba nie do końca kojarzy daną pozycję. I wtedy często pada stwierdzenie w rodzaju „pokaż mi okładkę”. Wówczas trybiki zaskakują, autor dokleja się do tytułu, a tytuł do treści i wszystko składa się w jedną całość. Jeśli czytnik może wyświetlać poprawnie okładki książek i do tego w kolorze, to zarówno wydawca, jak i czytelnik mogą tylko na tym zyskać. I właśnie w takim przypadku czytnik z kolorowym ekranem też pokazuje swoją wartość.

 

PocketBook Color

Nie pamiętam, jaka to książka, ale okładka była niebieska...

 

Podsumowanie

Jakość kolorów w czytniku PocketBook Color nie robi aż takiego wrażenia, jak w nowoczesnych smartfonach czy tabletach. Liczby są tu bezlitosne i 4 tysiące kolorów przy 100 ppi trudno porównywać z milionami w 400 ppi. Jednak dłużej czytając na kolorowym ekranie E-Ink, przekonałem się, że i tak wolę te słabsze kolory na czytniku niż wpatrywanie się w ekran LCD, od którego zwyczajnie bolą mnie oczy. Mam też wrażenie, że niektóre e-booki otrzymują „drugie życie”, gdy odbiera się je w kolorze. Do tej pory po lekturze na czytniku, „podglądałem” grafiki zawarte w e-bookach na komputerze. Teraz tego nie muszę już robić i całkiem mi z tym dobrze. Do tego dochodzi bardzo ważna funkcja, która w końcu trafiła do oprogramowania PocketBooków – powiększanie rycin. Oby jak najszybciej trafiła ona także do pozostałych modeli producenta.

 

P.S.

Dziękuję księgarni Publio za udostępnienie publikacji Wydawnictwa Agora, a Wydawnictwu Bezdroża za zniżkę przy zakupie e-booków na potrzeby niniejszego tekstu.

 

[Aktualizacja]

Pełna recenzja czytnika we wpisie „Recenzja: PocketBook Color – pierwszy KOLOROWY czytnik w Europie”.

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-10-01 22:42
W Wielkiej Brytanii można w świetle prawa zwrócić wadliwego e-booka

 

Konsumenci w Wielkiej Brytanii od dnia 1 października 2015 roku są w świetle prawa lepiej chronieni przed cyfrowymi bublami. Można je zwrócić do 30 dni od daty zakupu.

 

Aktualizacja brytyjskiego prawa (Consumer Rights Act) dotyczy treści cyfrowych, w tym e-booków (źródło: Department for Business, Innovation & Skills)

 

Kłopoty z e-bookami

Nie pamiętam, kiedy zacząłem kupować e-booki w polskich księgarniach, ale doskonale pamiętam te książki, których nie dało się czytać bez zgrzytania zębami. Na szczęście coraz rzadziej spotykam e-booki złożone czy sformatowane niechlujnie, z literówkami lub innymi błędami (z ortograficznymi włącznie). Kiedyś nawet podsumowałem swoje doświadczenia w tym względzie wpisem „Sześć żywotów e-booków”. Od tamtej pory sporo się zmieniło, ale wciąż trafiają się książki „zrobione” na poziomie wczesnoszkolnej znajomości MS Worda. Większość wydawnictw, księgarń czy firm dokonujących konwersji książek na e-booki wcześniej czy później reaguje na zgłaszane przeze mnie błędy. Mam tutaj wiele pozytywnych doświadczeń, choć czasami długo trwało wyegzekwowanie poprawnego pliku.

Są jednak i takie firmy, które się błędami w książkach zupełnie nie przejmują. Do niedawna, w moim prywatnym rankingu, przodowało Wydawnictwo M, którego „Kuszenie w Chikaldzie” serdecznie zniechęciło mnie do zakupów ich książek. Nie udało mi się z nimi skontaktować, a księgarnia wolała w końcu sama zrekompensować mi felerny zakup.

Teraz na pierwszym miejscu mojej listy „omijać!”, znajduje się Wydawnictwo Psychoskok. Po dość krótkiej korespondencji z księgarnią, skąd pochodzą dwie ich książki w mojej biblioteczce - poddałem się. Otrzymałem wyjaśnienie, że „Niestety, wydawnictwo Psychoskok bardzo rzadko wprowadza korekty we wcześniej wydanych plikach. Także i tym razem nie zdecydowało się na udostępnienie nowej wersji wcześniej wydanych ebooków”.

 

Nie tak wyobrażam sobie e-booka w XXI wieku. Wydawnictwo Psychoskok najwyraźniej ma inne zdanie na ten temat...

 

Wiem, że jestem czasami namolnym klientem. Ale mam nadzieję, że dzięki moim uwagom i wskazaniom błędów, kolejne osoby będą mogły cieszyć się poprawnymi e-bookami.

 

Formalne rozwiązanie w Wielkiej Brytanii

Kłopoty z wadliwymi e-bookami w naszych warunkach najczęściej udaje się rozwiązać przy dobrej woli firm zaangażowanych w ich tworzenie i sprzedaż. A co, jeśli ktoś postępuje na zasadzie „Nie mamy pańskiego płaszcza, i co pan nam zrobi?”. Najwyraźniej dostrzeżono ten problem w Wielkiej Brytanii, bo od dziś księgarnie (i nie tylko) będą prawnie zobligowane do poprawienia wadliwego produktu cyfrowego lub zapewnienia rekompensaty. Aktualizacja „Consumer Rights Act” dostosowuje prawo brytyjskie do cyfrowej rzeczywistości. Wśród zmian, wskazano m.in., że do 30 dni klient może zażądać zwrotu gotówki za wadliwy towar. W urzędowym komentarzu jako objęte nowym prawem wymienione są przede wszystkim utwory muzyczne, filmy i gry. To one zapewniają największe obroty ze sprzedaży cyfrowych treści. Jednak i książki również się tu mieszczą.

Do dobrych praktyk biznesowych, dbania o reputację firmy, czy zwykłej uczciwości w kontaktach z klientami, dojdzie więc (przynajmniej w Wielkiej Brytanii) kolejny argument za tym, by e-booki były wolne od błędów. Oby i u nas było coraz więcej zrozumienia dla takiego myślenia.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-04-22 08:16
Czemu tak ciężko kochać księgarnie i książki jak ziemniaki, czyli parę słów o sentymentach

Wkurzyłam się. Na początku myślałam, że się wkurzyłam, bo David Nicholls mnie obraził, ale zaraz zdałam sobie sprawę, że powód jest zupełnie inny. Otóż łączy mnie z Nichollsem sentyment do księgarń – bo w mieście bez księgarń czegoś brakuje, nieprawdaż? Wkurzyłam się, bo nie wiem, co z tym sentymentem zrobić.

 

Gdy byłam dzieckiem, każda wycieczka do Warszawy musiała obowiązkowo zahaczyć o dwa miejsca. Po pierwsze – McDonald. O tak, długo tego żeśmy na mej ukochanej wsi nie mieli. Włocławek miał wtedy McDonalda, a Płock nie, oburzające! Kto jako dziecko nie musiał jechać do drugiego miasta na cheeseburgera, ten… no dobra, może to niezbyt wzniosłe, ale wtedy to była duża rzecz, ok? Po drugie – Empik na Marszałkowskiej. Trzypiętrowy gigant, książkowa jaskinia. Ludzie siedzący na podłodze i czytający. Czy dziś się to jeszcze robi? Dawno już nie byłam w Empiku, a na pewno zbytnio się w nim nie rozglądałam, nie tak, jak w dzieciństwie, gdy myślałam, że trafiłam do świątyni.

 

Ale płocki Empik też był w porządku. Mały, ale blisko domu, więc odwiedzałam go bez przerwy. Później zaczęłam chodzić do liceum, obok którego się znajdował. Na parterze miał czasopisma i gry (te wszystkie Baldury i Heroesy… to były dobre czasy), a na piętrze płyty i książki. W sumie niewiele, ale wtedy to nie był jeszcze ten zły Empik, tylko księgarnia. Więcej nawet, kulturalne centrum wszechświata. Kupowałam Pratchetty po 28 zł. Kupowałam mangi. I nie miałam Internetu przed klasą maturalną.

 

Dziś już tego Empiku nie ma. Na szczęście w jego miejsce powstała inna księgarnia – Diecezjalna im. J.A. Nowowiejskiego. Nie sieciówka, więc pewnie powinniśmy się cieszyć. Za to mam Internet, który błyskawicznie poinformował mnie o śmierci Pratchetta oraz obiecał, że już niedługo kupię mangi po polsku w formie e-booka. Wszystko się zmieniło, pozostały tylko wspomnienia i sentymenty. Co najlepiej widać po tym wpisie, bo miało być o Nichollsonie, a na razie jest o przeszłości.

 

Wróćmy więc do teraźniejszości. Na Targach Książki w Londynie David Nicholls powiedział parę rzeczy, z których media wyłapały głównie słowo „kradzież”. Cytaty po angielsku znajdziecie w artykule Guardiana, ale ja przytoczę polskie tłumaczenie za serwisem Boolips:

 

Czułem znajomy smutek, któremu zwykle towarzyszy poczucie winy, bo jest ci przykro, że jakiegoś sklepu już nie ma, jesteś też trochę świadomy tego, że nie kupiłeś tam nic od jakiegoś czasu.

 

[…] Odkrycie książki na wystawie w zadbanym, pięknie utrzymanym sklepie, trzymanie jej w dłoni, a potem wymknięcie się i kupienie jej w Internecie to naprawdę tylko i wyłącznie dystyngowana forma kradzieży.

 

Dla wszystkich łatwe i wygodne jest kupowanie przez Internet albo pobieranie cyfrowe, ja jednak wciąż czuję, że w mieście bez księgarń czegoś brakuje. Dorastałem w takim miejscu – jedynymi książkami, jakie można było kupić w moim rodzinnym mieście, były te, które znajdowały się na obracanym stojaku w Woolworths, thrillery Jamesa Hadley’a Chase’a i Alistaira Macleana. Choć jak każdy nastoletni chłopak kochałem Jamesa Herberta, to nie wystarczyło, dlatego też bardzo ważna była dla mnie publiczna biblioteka i dlatego, kiedy w końcu księgarnie pojawiły się w najbliższym mieście, oddział sieci Dillons we wczesnych latach osiemdziesiątych, to było jak raj.

 

Wkurzyłam się, gdy przeczytałam o „dystyngowanej formie kradzieży” (org. genteel form of shoplifting – warto może powiedzieć, że shoplifting jest jednak jedną z „form kradzieży”, a nie „kradzieżą” rozumianą ogólnie). Tak jak w większość czytelników, zmęczona ciągłym wyzywaniem od złodziei i mend. Ileż można tego wysłuchiwać? Chcemy tylko kupować książki i je czytać. No dobrze, czasem ściągniemy je z Chomika, bo nas nie stać, bo nie są dostępne w innej formie albo chcemy zrobić na złość autorowi, który znów nas wkurzył. Ale powiedzmy, że poszłam do księgarni, wypatrzyłam książkę, a potem kupiłam e-booka, bo tak mi wygodniej, bo tak mi taniej, bo tak chcę. Czy kogoś okradłam? Dlaczego? Dlaczego Nicholls mi to robi? Czy nie chce, bym czytała książki? Czy nie chce, by ludzie czytali jego książki, nieważne, kupione czy pożyczone i gdzie? Tyle frustracji…

 

Parę lat temu była taka akcja – zamiast kupować w Empiku, lepiej zamawiać bezpośrednio u wydawcy. Dzięki temu zarabia wydawca i autor, a nie „książkowy potwór”, bo wydawca nie musi wtedy czekać na ułamek z twojej kasy pół roku, aż ktoś raczy zapłacić przeterminowaną fakturę. I jest takie jedno wydawnictwo, z którego strony internetowej zamawiam, bo zawsze interesuje mnie więcej niż jedna książka. Nie wiem, czy robię dobrze czy źle, czy to moralne, czy nie. Tak się przyzwyczaiłam i tak robię, w nadziei, że to ma sens, bo moje pieniądze trafiają tam, gdzie chcę. Czy dalej kogoś okradam?

 

Słowa Nichollsa wkurzają, ale rozumiem, skąd płyną. Spójrzcie na ostatni akapit cytatu. Nicholls wie, jak to jest być dzieckiem, wejść do księgarni i zakochać się, raz, naprawdę, nieodwołalnie. Nicholls gada głupoty, ale myślę, że nie ze złej woli. Po prostu nie potrafi wygrać z sentymentem. Zresztą, czy ktoś z nas potrafi? Zawsze są jakieś lepsze czasy, za którymi tęsknimy. Miejsca, których nie odwiedziliśmy od lat, ale nie potrafimy sobie wyobrazić, by przestały istnieć. Księgarnie i książki, które odmieniły nasze życie.

 

A w przypadku książek sentyment jest wyjątkowo silny. Słuchałam jakiś czas temu audycji radiowej m. in. o wprowadzeniu jednolitej ceny na nowości książkowe. I padło tak takie stwierdzenie, że książki to nie ziemniaki. Za każdym razem, gdy słyszę coś takiego, chce mi się walić głową w ścianę. Owszem, są książki-szparagi, super książki, ważne książki, ale są też książki-ziemniaki. Wydaje mi się, że jednym z największych problemów świata wydawniczego, problemem zapewne nierozwiązywalnym, jest nieumiejętność znalezienia złotego środka jeśli chodzi o postrzeganie książki. Toczy się nieprzerwana walka między książką jako wyjątkowym przedmiotem czci a kolejnym zwykłym produktem walczącym o naszą uwagę i zapewniającym rozrywkę.

 

W wizji idealnego świata są tylko książki-szgaragi. Nie ma K. Michalak, nie ma E.L. James, nie ma poradników „jak żyć?” pisanych przez ghostwriterów dla celebrytów. Jest tylko dobra literatura, ambitna literatura, sprzedawana w twardych okładkach w pięknych księgarniach, zajmujących reprezentacyjne lokale w najlepszych dzielnicach miast. Ludzie walą drzwiami i oknami, wykupują całe nakłady, po cenie okładkowej. Internet nie istnieje.

Z drugiej strony mamy świat książek-ziemniaków. Tanich czytadeł, książek byle jakich, tak pod względem treści, jak i formy. Księgarnie upadły, bo nie mogły konkurować z supermarketami. A i tak nikomu nie chce się iść do Lidla po książkę w cenie stosownej dla czegoś wydrukowanego na srajtaśmie, bo można jeszcze takiej zamówić coś z Internetu. A najlepiej ściągnąć.

 

Nasza rzeczywistość jest oczywiście mieszaniną tych dwóch wizji. Nicholls chciałby żyć w świecie numer jeden, jak pewnie wielu z nas. Ale gdy odrzucimy sentymenty, zrozumiemy, że nie wszystko, co ma nam do zaoferowania świat numer dwa, musi być złe. Jasne, zła literatura zawsze będzie zła, ale lekkie, sympatyczne czytadło kupione, bo kolejka na poczcie była długa, też ma swoje dobre strony (no dalej, pomóżcie mi znaleźć jakiegoś dobrego autora czytadeł, na pewno tacy są). Ktoś, kto może nigdy nie wszedłby to tej strasznej, przytłaczającej księgarni, sięgnie po książkę wyłożoną obok ziemniaków w supermarkecie. Nie chodzi w końcu o to, by ludzie więcej czytali? A Internet? No cóż, jest tu nie od dziś. Są autorzy i wydawcy, a nawet księgarnie, którzy nauczyli się czerpać z niego korzyści.

 

Nie jestem wkurzona na Nichollsa, nie aż tak bardzo, jak powinnam być. Chcę, by księgarnie istniały, bo przecież wypowiedź autora odnosiła się do informacji o zamknięciu 57 niezależnych księgarni w UK w 2014 r. Chcę, by istniały, choć nie kupuję w nich często. Choć wybieram najczęściej e-booki. Bo nigdy nie dorosłam i chcę zatrzymać ten kawałek magii dzieciństwa, bo sentymenty są silniejsze niż rozsądek. A jednocześnie pogodzę się ze zniknięciem części księgarni, bo jednak nie jestem dzieckiem i za książką widzę cały ciąg przyczynowo-skutkowy w postaci autorów, wydawców, dystrybutorów, drukarni, księgarni, grafików, redaktorów i kurierów. Bo wiem, że nic nie jest łatwe, zwłaszcza gdy mowa o biznesie i pieniądzach. Zgodzę się na konieczne zmiany.

Nie wierzę, by księgarnie miały zupełnie zniknąć. Tak jak nie wierzę, by przestali drukować książki. Tak samo jak nie wierzę, że dobre książki znikną, nieważne ile ton literackich ziemniaków zostanie na nie wysypanych. Wierzę natomiast w koegzystencję różnych form książki i różnych form sprzedaży. Jedne będą lepsze, inne gorsze. Po drodze parę księgarń zniknie z map, a przybędzie e-czytników w komunikacji miejskiej. Przez jakiś czas może nawet będzie gorzej niż lepiej, ale księgarnie wytrzymają wszystkie sztormy. Bo magia nie poddaje się tak łatwo.

 

I nawet Nicholls w to wierzy, w tym nieprzetłumaczonym fragmencie:

The novelist expressed the hope that the book market would reach “some kind of equilibrium, a kind of peaceful co-existence; the survival, perhaps even the resurgence of books and bookshops alongside the continuing success and evolution of digital forms, a thriving community of readers meeting at festivals and fairs alongside a noisy, opinionated but generally positive and passionate online community.

 

As a fortune-teller, my qualifications are non-existent, but what I hope for is a thriving, growing passion for marks on the page, whether that page is on paper or a screen.

 

Tekst ci się podobał? Zajrzyj na bloga.

Source: agnieszkazak.com/2015/04/20/czemu-tak-ciezko-kochac-ksiegarnie-i-ksiazki-jak-ziemniaki-czyli-pare-slow-o-sentymentach
Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2013-08-07 11:24
Najciekawsze księgarnie świata: Portugalia

Nie przyszedł Mahomet do góry, to góra weźmie sprawy w swoje ręce. Nawet się nie spodziewasz, że za rogiem może czyhać na ciebie... księgarnia. I pojedzie za tobą wszędzie.

 

 

Tell a story to mobilna księgarnia na kółkach, która specjalizuje się w promocji i sprzedaży portugalskich pisarzy, tłumaczonych na język obcy. Właściciele księgovanu odwiedzają najbardziej turystyczne miejsca w Portugalii i oferują przyjezdnym nietypową pamiątkę z podróży - portugalską powieść w ich języku.

 

Tyle wygrać!

 

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2013-08-05 19:05
Najciekawsze księgarnie świata: Francja

Drugie życie starego pociągu. Z zewnątrz jak opuszczony wagon, w środku - raj dla antykwariatomaniaków. 

 

Księgarnia znajduje się we Francji, Auvers-sur-Oise. Zdjęcia Gallifreyan Detective tumblr

 

 

 

 

Source: gallifreyan-detective.tumblr.com/post/53373717472/an-old-train-transformed-into-a-book-shop-in
More posts
Your Dashboard view:
Need help?