Ludzie potrafią rzucać cienie wyglądające jak ptaki, lecz ich ptaki mimo wszystko są przecież tylko cieniami, pomniejszymi sztuczkami z wykorzystaniem światła.
Stephen King
Drobne szaleństwa dnia codziennego to książka niełatwa, i to nie ze względu na język czy styl autorki lecz na tematykę. Czyta się ją zdumiewająco szybko ale jej zbyt duża ilość w jednej dawce potrafi przytłoczyć. Mowa tu o temacie trudnym, zawiesistym, zwyczajnie ciężkim. Główna bohaterka przeżywa depresję, a my z każdą stroną, przezywamy załamanie wraz z nią. Świat który przedstawia jest tak bliski, tak realistyczny, że odnosi się wrażenie, iż jej problemy stają się częścią naszego świata, że czujemy i myślimy tak jak ona, że widzimy i nie chcemy widzieć tego co ona. Jej opisy świata są bardzo naturalistyczne, nie brak w nich wulgaryzmów, ale też głębokich przemyśleń, miejscami poetyckości. Z niebywałą lekkością, Maja, główna bohaterka Drobnych szaleństw, opisuje otaczającą ją przestrzeń. Opisy te są bardzo plastyczne, płynne, miłe dla oka i naszej wyobraźni. Wraz z Mają przemierzamy uliczki Warszawy, poznajemy kawiarnie i puby, w których warto bywać oraz mentalność ludzi: „ W tym mieście nietwórczym, zgryźliwym i kwaśnym, nie rozmawia się o uczuciach, nie przekracza chłodnych granic, nie wychodzi poza twarde, nieelastyczne formy. (…) Wielkoduszność i empatia wyszły z mody. Zamiast tego kultywuje się pogardę i odrazę wobec każdego, kto się nie mieści w ściśle wyznaczonych ramach warszawskiego savoir-vivre’u.” Z niesamowitą dokładnością nakreśla obrazy miejsc w których się znajduje, a podróżuje sporo, Portugalia, Stany, Anglia. Zwiedza Polskę wzdłuż i wszerz. Po co podróżuje? Żeby zapomnieć, spotykać znajomych, zyskać choć odrobinę „normalności”. Uważa, że stan w jakim się znajduje nie jest normalny i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że musi go zmienić, tylko nie wie jak. Analizuje siebie: „jestem popierdolona(…) mam tendencje do daleko posuniętego ekshibicjonizmu i histerii; bezskutecznie marzę o tym by ktoś się mną zainteresował; mam męża, za którym szaleję, i żadnego kochanka mieć nie chcę; muszę zmagać się z codziennością (kurwa)”. Stara się, ale każda próba kończy się niepowodzeniem. Nie radzi sobie ze swoją kobiecością, przeraża ją ogromny spadek wagi i zmiany jakie w niej zachodzą. Nie radzi sobie również z rolą matki, unika swojej nastoletniej córki, Mania wręcz ja denerwuje. Od czasu do czasu zauważa, że córka zmienia się, dorasta, staje kobietą. Jedyne co interesuje główną bohaterkę, to jej mąż, Szymon. Kocha go i pragnie za wszelką cenę być jak najbliżej, tylko na nim jej zależy. To on definiuje ją i jej życie. Doskonale wie, że jest uzależniona od męża, od mężczyzny. Jej starania nie przynoszą efektu, a mąż z każdym dniem oddala się od niej coraz bardziej. Przez całą książkę obserwujemy zmagania głównej bohaterki z samą sobą i jej rozpaczliwą walkę o uwagę ukochanego. Malanowska nie robi tego jednak w sposób nachalny czy zdawać by się mogło „nudny”, przerobiony, jak to bywa w książkach opowiadających o depresji. Jest nie lada sztuką napisanie książki o załamaniu nerwowym, w taki sposób, żeby chciało się do niej wracać, żeby poruszała i wciągała. Autorce z pewnością to się udało. Tworzy ona ciekawą, złożoną postać. Kobieta sukcesu, błyskotliwa intelektualista, z doktoratem na koncie, po studiach w Stanach, dobrą pracą, dużym mieszkaniem w centrum dużego miasta, córką i mężem. Zdawać by się mogło, że niczego więc do szczęścia nie potrzeba. Jednak zdarzają się sytuacje w życiu bohaterki, które sprawiają, że nie potrafi po prostu zacisną zęby i iść dalej. Jest zbyt emocjonalna i zdaje sobie z tego sprawę. Nie ona jedna. Poznajemy w książce historie inny kobiet, jej przyjaciółek, które tak jak ona, podporządkowują swoje życie i określają poziom swego szczęścia przez pryzmat swoich mężczyzn. Zatem czy jest to książka głosząca wartości feministyczne? Nie. Jest książka o potrzebie akceptacji i bliskości. Kinga Dunin pisze: „Drobne szaleństwa dnia codziennego to powieść dla tych, którzy w literaturze szukają zapisu kobiecego doświadczenia, w całej jego złożoności, brutalności i pięknie. Zapisu pozbawionego kokieterii i happy endu z lukru, tak charakterystycznego dla literatury popularnej.” Sądzę, że Dunin w tych kilku zdaniach trafnie opisała książkę. Bo Drobne szaleństwa dnia codziennego to historia człowieka zmagającego się z trudnościami jakie go spotkały i właśnie dzięki tym małym szaleństwom można żyć normalnie, dalej.
"Głosujcie na NIKE Czytelników!
Wybierzcie jednego z finalistów i krótko uzasadnijcie (max 2 tys. znaków). Autor najciekawszej opinii wygra wycieczkę o wartości 3 tys. zł!
Czekamy na odpowiedzi do 2 października - wysyłajcie ja na adres: nagrodanike2013@gazeta.pl"
Vox populi, vox Dei (no, prawie).
Przypominam, że wybierać możemy z następujących pozycji:
- Ciemno, prawie noc Joanny Bator
- Patrz na mnie, Klaro! Kai Malanowskiej
- Noc żywych Żydów Igora Ostachowicza
- Morfina Szczepana Twardocha
- Mokradełko Katarzyny Surmiak-Domańskiej
- Bach for my baby Justyny Bargielskiej
- Przygody na bezludnej wyspie Macieja Sieńczyka
Kaja Malanowska Patrz na mnie, Klaro!
No cóż, skakać z radości nie będę. Oczywiście nie oznacza to, że jest to książka zła. Wręcz przeciwnie! Jest to książka napisana w sposób ciekawy i oryginalny, Malanowska przeprowadza wnikliwą analizę psychologiczną swojej bohaterki, jednocześnie poruszając tematy istotnie dla nieco zagubionego współczesnego społeczeństwa. Można znaleźć tutaj wszystko, co powinna mieć dobra proza (no dobrze, warsztat nie prezentuje najwyższego poziomu, ale to nie rzuca się aż tak bardzo w oczy).
Skąd więc mój brak entuzjazmu?
Ja po prostu takich książek nie lubię. I chociaż tę czytało mi się wyjątkowo dobrze (pomijając irytującą główną bohaterkę), to jednak w porównaniu z innymi nominowanymi książkami, ta wypadła tak jakoś blado (i to nie tylko ze względu na kolor okładki).
No cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Miron oślepiony letnim słońcem.
Człowiek Miron praktycznie już przeczytany. Książka numer 10/20 z listy nominowanych do Nike. Półmetek, czyli wypadałoby zrobić jakieś podsumowanie. Tym bardziej, że zbliża się wrzesień a wraz z nim ogłoszenie 7 finalistów. Kto się wśród nich znajdzie? No cóż, nie mnie wyrokować. Mój gust zapewne nie pokrywa się z gustem szanownego jury, poza tym nie przeczytałam też połowy nominowanych książek. Jednak jeśli miałabym wytypować 3 moich dotychczasowych faworytów, to byłyby to następujące pozycje:
1. Ocalenie Atlantydy Zyty Oryszyn
2. Historia niebyła kina PRL Tadeusza Lubelskiego
3. Człowiek Miron Tadeusza Sobolewskiego (tak, recenzja będzie pozytywna)
Są to książki, które czytałam naprawdę z ciekawością. Jeżeli miałabym wskazać jakieś najsłabsze ogniowo z tej dziesiątki, to chyba najmniej do gustu przypadła mi Kaja Malanowska i jej Patrz na mnie, Klaro! Jest to książka ciekawa, ale jednak mimo wszystko trochę wpasowuje się w nurt tzw. literatury kobiecej, która zupełnie mnie nie interesuje.
A co z resztą? Jak już wspominałam w poprzednim wpisie, zaczynają się schody.
Pasja według św. Hanki Janko, Bach for my baby Bargielskiej – jest szansa, że uda mi się je przeczytać.
Morfina Twardocha, Ciemno prawie noc Bator – kolejki w bibliotekach po te książki są ogromne. W dodatku z nieznanych mi przyczyn, wypadłam z kolejki po Morfinę i muszę ponownie startować z pozycji nr 6. Mam przeczucie, że te książki znajdą się w magicznej siódemce (zwłaszcza ta pierwsza), dlatego czuję presję, żeby je zdobyć. Drodzy czytelnicy z Sieradza i Łodzi - pośpieszcie się z lekturą. Ja jestem cierpliwa, ale do czasu.
Nowy, wspaniały Irak Zawadzkiego, Szopka Papużanki, Rdzenni mieszkańcy Kulbackiej – w bibliotekach występują, niestety jedynie w opcji ‘na miejscu’. Paradoksalnie, ja w bibliotece czytać nie lubię. Nie potrafię się skupić, cisza mnie usypia, a od siedzenia w tej samej pozycji boli kręgosłup. No cóż, może jednak się przełamię i uda mi się przez nie przebrnąć.
Fuga Szostaka, Przygody na bezludnej wyspie Sieńczyka – brak w bibliotekach. A szkoda, bo akurat te pozycje chciałam przeczytać. No cóż, może w przeciągu najbliższego miesiąca coś się zmieni (chociaż w to wątpię).
Wiadomości Literackie prawie dla wszystkich Szpakowskiej – tę pozycję akurat mam ochotę nabyć. Póki co jednak muszę wstrzymać się do września (zaczęłam oszczędzać, chociaż nie wierzę w powodzenie tej inicjatywy).
Zobaczymy, jak potoczą się dalej losy mojej przygody z Nike. Szczerze – na początku nie przypuszczałam, że uda mi się przebrnąć przez połowę stawki. A jednak!