
Sięgałam po "Włoskie wakacje", głównie dlatego, że chciałam przeczytać coś lekkiego, niezobowiązującego, nawet jeśli miałoby to być głupkowate romansidło, nad którym później bym się mogła popastwić.
Mój wybór padł na historię Cherry Gibbs, dwudziestopięciolatki, która po rozstaniu z niejakim Liamem przyjeżdża do Apulli we Włoszech. Trochę, żeby odpocząć, trochę żeby zapomnieć, a trochę żeby "odnaleźć siebie na nowo". Pech chce, że dziewczynie psuje się samochód. Nie ruszy dalej! Cherry została więc sama, na jakimś niemal kompletnym pustkowiu, w obcym państwie, w dodatku zaczyna myśleć o wszystkich tych natrętnych włoskich mężczyznach, którzy mogliby się napatoczyć, i jeszcze nie wiadomo czy nie napastować! I kiedy tak odchodzi od zmysłów, pojawia się facet, zabójczo przystojny, niczym wyjęty z żurnala. Zajeżdża on swoim ferrari, przy którym jej fiat wygląda jak niepozorne dzidzi. Mężczyzna przedstawia się jako Vittorio Carella. Okazuje się, że jest spadkobiercą rodzinnego biznesu produkującego we Włoszech oliwki, a ścieżka na której wynajęty samochód biednej Cherry zakończył podróż należy do niego i właśnie tarasuje mu przejazd. Cherry, nieświadoma że wjechała na czyjąś prywatną posesję obiecuje, że się wyniesie najszybciej jak tylko się da, ale Vittorio proponuje jej aby zatrzymała się u niego, bo naprawa samochodu, tudzież przyjazd kogoś z firmy wynajmującej może trwać zbyt długo i chyba nie chce ona spędzić nocy na tym pustkowiu....
Co wyniknie z tej znajomości? Czy Vittorio ma dobre zamiary? Jak zakończy się ta historia? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań należy szukać w książce.
Już jakieś kilkanaście lat temu przestałam czytać regularnie harlequiny, a przeczytany w lutym romans "Instynkt i rozsądek" można nazwać pierwszym po wielu latach rozłąki z tego typu literaturą. Zresztą szczęśliwej rozłąki. Jak więc odebrałam tę historię? Ku mojemu zaskoczeniu nie tak najgorzej. I choć widzę wady w postaci wielu przewidywalnych sytuacji i zachowań bohaterów, choć ta historia jest naiwna jak każda tego typu, to jednak pozytywnie się zaskoczyłam.
Jest to historia, w którym bajecznie bogaty, nieziemsko przystojny Włoch zabiera przypadkową Angielkę w podróż po włoskich miastach, a przy okazji po zakamarkach jego włoskiego serca. Ciepła opowieść, utrzymana w klimacie włoskich uliczek, restauracji i nawyków, z dozą dramatyzmu w postaci krnąbrnej siostry głównego bohatera - Sophii, z nutą romansu, którego nikt nie chciał, a on i tak wisi w powietrzu. Typowe ona go nie chce, chociaż go pragnie i "kto się czubi ten się lubi" - zwłaszcza mając na uwadze niektóre rozmowy głównych bohaterów. Rozmowy, które niekiedy bywają irytujące i to właśnie nie pasowało mi najbardziej w tej historii. Te poważne rozmowy o stereotypach i spoufalanie się obojga, praktycznie w ten sam dzień, jakby znali się przynajmniej od kilku miesięcy. Trochę za szybko to wszystko, nawet jak na harlequinowe romansidło.
Ostatecznie jednak to romansidło spełniło swoją rolę: było niezłą, lekką, niezobowiązującą historią, jakiej po nim oczekiwałam. Nie zirytowała mnie głupkowatymi scenami. Nikt bez sensu nie zatańczył nago na grobie żadnego wodza, a nawet udało mi się wyłuskać kilka cytatów, co mnie samą osobiście dziwi, że w takiej literaturze udało się znaleźć coś mądrzej napisanego. I choć romans, jak wspomniałam wcześniej, "wisiał w powietrzu" przez długi czas, to nie specjalnie mnie to obeszło. Było to nawet na swój sposób ładne.
Jeśli ktoś lubi takie lekkie obyczajówki, albo chce na chwilę odpłynąć myślami do Włoch, poczuć klimat słonecznej Italii i liczy na przeczytanie czegoś szybko i w miarę przyjemnie, to ta historia jest dla niego.
Opinia opublikowana na moim blogu:
https://literackiepodrozebooki.blogspot.com/2025/04/woskie-wakacje.html
Opinia opublikowana na moim blogu:
https://literackiepodrozebooki.blogspot.com/2025/04/woskie-wakacje.html