Wydaje się, że po dwóch książkach mogę już coś powiedzieć o stylu pani Janci Patterson. Z pewnością jest sprawną pisarką. Z pewnością też lepiej radzi sobie na polu relacji uczuciowo-emocjonalnych między bohaterami niż pan Sanderson (o którym możemy z kolei powiedzieć, że to jest jego najsłabsza strona). Podoba mi się też wyczuwalny w narracji lekki dystans i delikatna dawka ironii, ciągle jednak z zachowaniem sympatii do swoich bohaterów.
Całokształt psuje jednak trochę ta maniera nadmiernego tłumaczenia motywacji. No, naprawdę, jeżeli ktoś się zasmucił lub ucieszył, to wiedząc, co się wcześniej wydarzyło, zazwyczaj jesteśmy w stanie powiedzieć, z jakiego powodu – nie trzeba marnować kolejnego zdania lub dwóch, żeby to wyjaśniać. Trochę więcej wiary w czytelników, pani Patterson!
Co do samej książki, choć daje radość z poznawania dalszych zakątków świata i losów eskadry Skyward, to nie porwała mnie przez większość czasu. Dopiero koniec wydawał się żywszy i bardziej emocjonalny. Właściwie rzec mogę, że końcówka ratuję tę powieść. I zachęca, do sprawdzenia, co dalej...