Przystępując do testów, nie spodziewałem się za wiele po inkBooku Lumosie. Dwie pierwsze recenzje tego modelu, jakie ukazały się w internecie we wrześniu 2018 roku, były miażdżące. Pierwsze egzemplarze recenzenckie trafiły do autorów znanych anglojęzycznych serwisów Good e-reader oraz The Digital Reader. W obydwu testach uznano, że inBook Lumos nie jest wart zakupu. Dopiero później w sieci zaczęły regularnie pojawiać się wpisy po polsku, sugerujące, że skoro czytnik kosztuje 400 złotych, to nie można się spodziewać cudów i nie ma co narzekać na wadliwość sprzętu oraz oprogramowania... No cóż, postanowiłem sam się przekonać, jak jest faktycznie.
inkBook Lumos w firmowej okładce
Wcześniej kilka razy już się z inkBookiem Lumosem zetknąłem. Jednak go nie kupiłem. Uznałem, że lepiej uczyć się na cudzych błędach. W końcu postanowiłem jednak wyrobić sobie własne zdanie, bazując na dłuższym użytkowaniu. Zapraszam niniejszym do lektury recenzji czytnika inkBook Lumos.
Czytnik z biblioteki
Na początek kilka słów wyjaśnienia na temat pochodzenia recenzowanego modelu. Szkoda mi było utopić pieniędzy w potencjalny złom, poszedłem więc po rozum do głowy (w sensie przenośnym) i do biblioteki (w sensie dosłownym). Nie kupiłem więc recenzowanego inkBooka, lecz pożyczyłem go w jednej z filii Biblioteki Kraków. Chwała (krakowskim) bibliotekarzom, że próbują sięgać po nowe technologie!
Strony poszczególnych filii Biblioteki Kraków, zawierają informację o posiadanych przez nie czytnikach (źródło: www.biblioteka.krakow.pl)
Jeśli ktoś nie ma większych doświadczeń z czytnikami i chciałby bez ryzyka finansowego przetestować jakiś model - zachęcam do sprawdzenia w pobliskiej bibliotece. W przypadku Krakowa, kilkanaście filii ma swoim wyposażeniu różne czytniki marki inkBook oraz PocketBook. W moim przypadku musiałem wpłacić za inkBooka 250 PLN kaucji i podpisać umowę, w której zobowiązałem się do pokrycia kosztów ew. szkód. Czytnik można wypożyczyć na dwa tygodnie z możliwością prolongaty. Dzięki temu trafił do mnie InkBook Lumos.
Nie tylko w Krakowie biblioteki publiczne wypożyczają swoim czytelnikom czytniki książek elektronicznych. Np. MBP we Wrocławiu oferuje urządzenia marki Kindle oraz inkBook
Polski inkBook?
Dystrybucją InkBooków zajmuje się wrocławska firma Arta Tech, reklamująca te urządzenia jako polskie czytniki polskiego producenta. Na ile mogę wierzyć w reklamowe slogany, przekonałem się przy okazji recenzji czytnika Icarus Illumina XL, sprzedawanego pierwotnie przez holenderską, nieistniejącą już firmę DistriRead. Kupiłem u nich czytnik, w ramach zbiorczego zamówienia w serwisie Indiegogo. Dostawcą urządzeń dla Holendrów był chiński producent Boyue.
Zrecenzowany przeze mnie czytnik Icarus Illumina XL był reklamowany u nas jako „stworzony z pasją w Polsce” inkBook 8
Jakież było moje zdziwienie, gdy mniej więcej po miesiącu od otrzymania Icarusa z Holandii, zobaczyłem identyczne urządzenie, sprzedawane w Polsce. Z tą różnicą, że u nas czytnik nazywał się inkBook 8 i był reklamowany jako „stworzony z pasją w Polsce”. Tak, że tego...
inkBook Lumos od strony technicznej
Obudowa recenzowanego czytnika wykonana jest z miłego w dotyku plastiku, sprawiającego solidne wrażenie. Czytnik jest dość gruby, co dodatkowo wpływa na postrzeganie go jako porządne urządzenie. Ramki wokół ekranu mogłyby być węższe, ale ich szerokość nie przeszkadza wizualnie. Choć czytnik jest (jak na sześciocalowy) dość duży, nadrabia to niewielką masą (153 g) i nawet w firmowej okładce wciąż jest dość poręczny, choć już nie tak lekki (285 g).
inkBook Lumos w firmowej okładce - wyłącznik w czytniku umieszczony jest na pleckach
W ramce pod ekranem umieszczony jest fizyczny przycisk „wstecz”, a w bocznych krawędziach umieszczono cztery fizyczne przyciski zmiany stron. Na dolnej krawędzi można znaleźć gniazdo microUSB (służące do ładowania i przesyłania plików przez kabel USB) oraz gniazdo kart microSD (pozwalające na rozszerzenie pamięci do 32 GB). Łatwo wyczuwalny i dobrze reagujący wyłącznik umieszczony jest w dość nietypowym miejscu - na pleckach. Były już na rynku czytniki z takim samym rozwiązaniem (np. Kindle Voyage, Kobo Aura ONE), miały one jednak dopasowane do tej lokalizacji okładki. Klapka firmowej okładki Lumosa składa się tak nieszczęśliwie, że w codziennym użytkowaniu dość skutecznie utrudnia dostęp do wyłącznika. Kolejną wadą okładki jest zbyt mała sztywność przedniej klapki, przez co nie spełnia ona funkcji ochronnej w stosunku do ekranu. Za łatwo wgina się ona do środka (w stronę ekranu) i sprawia tym samym złudne wrażenie ochrony. Trudno będzie znaleźć coś lepszego w zastępstwie, ponieważ specyficzny kształt obudowy i umieszczenie wyłącznika na pleckach, nie sprzyja korzystaniu z uniwersalnych okładek.
inBook Lumos - jednym z nielicznych atutów są fizyczne przyciski zmiany stron
Choć w specyfikacji technicznej znajdziemy informację, że czytnik napędza dwurdzeniowy procesor taktowany z częstotliwością 1 GHz, to czytnik pracuje zazwyczaj zbyt wolno. Często długo trzeba czekać na reakcję urządzenia lub wykonanie wskazanej czynności. Być może wynika to z faktu, że za działanie sprzętu odpowiada przestarzała wersja systemu Android OS (wg specyfikacji w wersji 4.2.2 lub 4.4.2, czytnik pokazuje w ustawieniach wersję 4.2.2).
inkBook Lumos obsługuje karty pamięci microSD
Do słabych elementów należy też bateria. Choć w przypadku inkBooka, trudno do końca określić, czy to ona jest za słaba, czy system nie został dobrze dopracowany. Faktem jest, że wyładowuje się zbyt szybko, nawet jeśli czytnik jest w stanie uśpienia lub z wyłączonym wi-fi. W ciągu dwóch tygodni testu, musiałem ją ładować cztery razy.
inkBook Lumos - przycisk "wstecz" umieszczony jest w ramce pod ekranem
Podsumowując, inkBook Lumos dość ładnie się prezentuje, ma przyjemny plastik obudowy. Ramki i ogólnie cała obudowa mogłaby być mniejsza, ale to nie jest jakiś specjalny problem. Dzięki niewielkiej masie oraz logicznie umieszczonym fizycznym przyciskom zmiany stron, dość dobrze trzyma się czytnik w ręku. Całości dopełnia całkiem ładna firmowa okładka, która jednak jest niedopracowana, co przeszkadza w sięganiu do wyłącznika. Szybkiemu wyczerpywaniu się baterii sprzyja zapewne stara wersja systemu operacyjnego Android. Zbyt słaby procesor nie zapewnia komfortowego korzystania z czytnika.
inkBook Lumos - lokalizacja gniazd microUSB i microSD
Ekran w inkBooku
Ekran w czytniku jest najważniejszym elementem. W recenzowanym modelu zastosowano papier elektroniczny o najniższej obecnie dostępnej rozdzielczości 167 ppi. Jeśli oceniać pod tym względem Lumosa, to jawi się on jako produkt z dawno minionej epoki. Do tego jakość ekranu nie należy do dobrych. Tekst nie jest wyraźny, a to głównie z powodu szarości wyświetlanych liter. Przekłada się to (podczas czytania) na męczące uczucie, jakbyśmy zapomnieli koniecznie potrzebnych nam okularów.
Ekran w inkBooku Lumosie z 2018 roku nie dorównuje czytnikowi Kindle 3 Keyboard z 2010 roku
Również bezpośrednie porównanie z moim pierwszym czytnikiem (archiwalnym Kindle 3 Keyboard) wypada na niekorzyść inkBooka. Wg specyfikacji technicznej, obydwa urządzenia mają taki sam ekran. Jednak amazonowy czytnik z 2010 roku ma znacznie lepszą czytelność tekstu zarówno pod względem wypełnienia czernią jak i kontrastu między literami a tłem.
Najcieplejsza barwa i 50% jasności w inkBooku Lumosie (po lewej) i "zwykła" barwa oraz 50% jasności w Kindle Voyage (po prawej)
Wbudowane oświetlenie raczej pogarsza, niż polepsza odbiór tekstu. Po włączeniu wbudowanego oświetlenia, obraz traci na kontraście. Do tego inkBook Lumos wadliwie reaguje na próby regulacji poziomu natężenia światła i temperatury barwowej oświetlenia. Czasami zmiana temperatury, powoduje całkowite wyłączenie oświetlenia. Nie wiem, czy wynika to z nieprecyzyjnej reakcji na dotyk, czy wadliwego oprogramowania. Zarówno zakres regulacji jasności jak i temperatury barwowej jest bardzo ubogi. Natężenie można regulować od bardzo jasnego do latarki a temperaturę barwową od zimnej po białoszarawą. Brak jest ciepłego, żółtawego czy wręcz bursztynowego odcienia, który znajdziemy u konkurencji. Przejście od barw zimnych do ciepłych powoduje także samoczynne przyciemnienie ekranu. Nie rozumiem, dlaczego regulacja temperatury barwowej, wpływa na jasność. Trudno mi stwierdzić, czy to znowu błąd sprzętu/oprogramowania czy zamierzony efekt. Jeśli tak ma wyglądać, obiecywane na stronie produktu „doświetlenie nowej generacji”, to ja bardzo proszę o stosowanie oświetlenia starszej generacji.
Najcieplejsza barwa i 50% jasności w inkBooku Lumosie (po lewej) i PocketBooku Touch HD 3 (po prawej)
Również o reakcji na dotyk nie mogę powiedzieć wiele dobrego. Zbyt często tej reakcji zwyczajnie brak. Nagminnie też jest ona opóźniona lub nieprecyzyjna. Szczególnie odczuwa się to podczas korzystania z klawiatury ekranowej, wybierania przypisów. Dodatkowo, pisząc na klawiaturze, nie wiadomo czy wprowadzany tekst jest poprawnie rozpoznawany, ponieważ czasem klawisze zmieniają barwę przy dotknięciu a czasem nie.
Do tego wszystkiego, kiedy jest włączone oświetlenie, na ekranie mojego egzemplarza jest wyraźnie widoczny, świecący jasno punkt. Co prawda niewielki, ale jeśli raz się go zauważyło, to oko co chwilę go szuka, co przeszkadza w lekturze.
Podsumowując, ekran jest słaby i czytanie na nim na dłuższą metę jest przykrym doświadczeniem. Po czytaniu na Lumosie, powrót do innego czytnika, to jak wyjście na światło słoneczne z jakiejś ciemnicy. Już chyba lepiej wypalać sobie oczy czytając na telefonie czy tablecie, niż ciągle wysilać wzrok patrząc na ekran inkBooka Lumosa.
inkBook Lumos na co dzień
Równie uciążliwe jest codzienne korzystanie z czytnika. Nie sięgałem po niego z przyjemnością, by cieszyć się lekturą. Brak logiki w funkcjonowaniu czytnika napotkać to można już na głównym ekranie. Jest tam niby wyświetlane „ostatnio czytane” e-booki czy „aktualnie czytana” książka, ale daremnie szukać tam ostatni czytanych pozycji otwieranych np. z aplikacji Legimi. Tak więc poważną bolączką czytnika jest niejasne uporządkowanie książek. Ani aplikacja „Biblioteka” ani „Pliki”, ani ekran główny nie dają całościowego obrazu zbioru e-booków znajdujących się w pamięci urządzenia. Bo np. Legimi zapisuje swoje książki w jednym miejscu (i są one dostępne tylko z aplikacji), Tolino w innym, a przesłane do czytnika pliki trafiają jeszcze gdzieś indziej. Książki z aplikacji Legimi czy Kindle nie pojawiają się nie tylko na ekranie głównym ale też w bibliotece. Z punktu widzenia czytelnika zainteresowanego po prostu czytaniem, stwarza to wrażenie bałaganu i może powodować zagubienie. Trzeba pamiętać, w jakiej aplikacji była dana książka, nie wystarczy wiedzieć, co w danym momencie czytamy. Wrażenie to może pogłębić np. pojawienie się w biblioteczce elementów niezwiązanych z czytaniem, w moim przypadku np. pliku „curl_output”.
Ekran startowy w inkBooku Lumosie
Korzystanie z aplikacji, wymagających połączenia z internetem to kolejny słaby punkt czytnika. Za przykład może posłużyć aplikacje Kindle czy Legimi. Zarówno jedna jak i druga co chwilę czegoś chce w sieci. A to listy książek, a to sprawdzenia ważności subskrypcji. Czytnik tego nie wykrywa i zamiast się połączyć, pokazuje np. pusty katalog (bo aplikacja nie może się połączyć z naszym kontem). Dopiero ręczne włączenie wi-fi i wskazanie połączenie z siecią mogą (choć nie muszą) zaowocować dalszą poprawną pracą aplikacji. Bywa, że zamiast tego, przez dłuższy czas można się wpatrywać w informację „Trwa łączenie...”. Czasem uda się za pierwszym razem, a czasem za ...nastym, a czasem dopiero po restarcie czytnika. Bywa więc, że prosta czynność polegająca na sprawdzeniu zawartości biblioteczki własnych książek w aplikacji Kindle wymaga restartu czytnika.
Różne widoki biblioteczki w inkBooku Lumosie
Czytnik bardzo długo startuje ze stanu wyłączenia. Jeśli zdarzy nam się, że chcemy coś przeczytać szybko, to niestety się nie uda. Od naciśnięcia włącznika do pokazania się ekranu startowego mija prawie 50 sekund. Jeśli chcemy otworzyć książkę z Legimi, trzeba poczekać w sumie ponad półtorej minuty. Znacznie sprawniej to się odbywa, gdy czytnik jest uśpiony (ale wtedy szybko znika poziom naładowania baterii).
Podsumowując, codzienne korzystanie z czytnika inkBook Lumos to przykre pasmo mniejszych i większych niedogodności, które zwyczajnie psują przyjemność czytania. W czasie testu, czytnik miał zainstalowany firmware w wersji 2.1.1.
inkBook Lumos - codzienne czytanie
Książki można wgrywać do czytnika na kilka sposobów. Działa zarówno przesyłanie kablem USB z komputera jak i odczyt z karty pamięci microSD. Arta Tech właśnie zamyka usługę dostępu do dysku sieciowego, więc korzystałem z usługi „send-2-inkbook”. Ta ostatnia opcja przesyłania bezprzewodowego na adres pocztowy czytnika działa o ile w czytniku włączy się wi-fi. W przeciwnym wypadku należy ręcznie uruchomić połączenie sieciowe, ew. zrestartować czytnik.
Jednym ze sposobów wgrywania książek, jest wysyłka na indywidualny adres pocztowy czytnika
Czytnik posiada dość płynną regulację wielkości tekstu. Niestety, z powodu nieprecyzyjnej reakcji na dotyk, ustawienie wybranej wielkości może nastręczać sporo problemów. Najpewniejsze jest szczypanie ekranu, bo na trafne ustawienie na suwaku nie ma co liczyć. Podobny problem sprawiają przypisy, często zdarzało mi się podczas korzystania, zmieniać strony zamiast je otwierać. Domyślna aplikacja posiada cztery czcionki, ale wszystkie są nijakie i bezszeryfowe. Na szczęście można wgrać własne (po skopiowaniu plików do katalogu „fonts” w pamięci czytnika).
Nieczytelny na małym ekranie PDF można rozciągnąć na szerokość, ale nie da się podzielić go na kolejne ekrany. Nijak nie ułatwia to czytania takich plików na inkBooku Lumosie
InkBook Lumos dość szybko przetwarza nawet całkiem spore PDFy. Strony zmieniają się sprawnie, nawet jeśli zawierają sporo zdjęć. Również rozpływ działa przyzwoicie, choć (podobnie jak u konkurencji) i tu zdarzają się wpadki. Niestety, to wszystko,co mogę napisać o obsłudze plików PDF w recenzowanym czytniku. Możliwości dopasowania są ograniczone. Niby można przycinać marginesy, ale i tak zawsze strona musi być wyświetlana w całości. InkBook nie potrafi podzielić jej na dwa kolejno następujące po sobie ekrany (np. górna część strony i dolna część strony na następny ekranie). Czytelność większych stron może pozostać więc bardzo utrudniona. Jeśli tekst ma inne marginesy na stronach parzystych niż nieparzystych, w inkBooku nie dopasujemy optymalnego obcinania marginesów.
Fizyczne przyciski znacznie polepszają wrażenia z codziennego czytania, a to z powodu wadliwie działającego ekranu. Raz strony zmieniać można bez problemu a za chwilę dotykanie go nic nie daje. Nie można na niego liczyć przy zmianie stron. Co prawda zdarza się, że czytnik nie reaguje też na naciśnięcie klawisza zmiany stron, albo zmienia dwie na raz, ale jest to i tak wygodniejsze i pewniejsze niż zdanie się na reakcje ekranu.
Brak podziału wyrazów skutkuje czasami po prostu brzydkim wyglądem tekstu
InkBook Lumos słabo sprawdza się w codziennym czytaniu, ponieważ zdarza się, że nie zapamiętuje ostatnio czytanego miejsca, gdy korzystamy z domyślnej aplikacji dostarczonej przez producenta. To jedna z fundamentalnych wad tego czytnika, do której dokłada się niepewna reakcja na dotyk i konieczność ciągłych restartów aby działały niektóre potrzebne funkcje (np. wi-fi).
Aplikacja Legimi w inkBooku Lumosie
Chyba jedynym mocnym punktem czytnika inkBook Lumos jest aplikacja Legimi. Działa dość sprawnie i bez większych przestojów. Uruchamia się dość długo, fakt. Nawet system operacyjny czytnika się tym niepokoi. Prawie zawsze przy jej starcie widzę napis, że przestała ona reagować. Nigdy nie wiem, czy już czytnik zareagował i ją zaczął uruchamiać, czy muszę ponownie dotknąć ikonkę aby ją uruchomić. Stabilność aplikacji Legimi bardzo pozytywnie zaskakuje na tle innych funkcji czytnika. Szkoda, że to nie jest jedyna rzecz zainstalowana w Lumosie. Atrakcyjność czytnika mogłaby znacznie wzrosnąć przy takim podejściu. Do mocnych stron aplikacji należy też całkiem ładna czcionka Sanchez, którą można wybrać do wyświetlania tekstu a także możliwość korzystania z własnych czcionek użytkownika.
Uruchamiając aplikację Legimi w inkBooku Lumosie, trzeba być gotowym na długie czekanie
Aplikacji Legimi trochę jednak brakuje do ideału. Przede wszystkim brak jest integracji z czytnikiem, do którego została dostosowana. Użytkownik musi ją osobno uruchamiać, żeby można było czytać książki z konta lub z wypożyczalni Legimi. Książki z wypożyczalni Legimi tylko w tej aplikacji mogą być czytane. Dodatkowo, jeśli mamy dużo książek na półce, to szukanie na niej e-booków jest kłopotliwe, ponieważ nie da się ich sortować czy filtrować. Zaprzecza to idei czytnika książek, gdzie wszystko powinno wokół książek właśnie się kręcić a nie wokół aplikacji.
W aplikacji Legimi można korzystać m.in. z miłej dla oka czcionki Sanchez
Drugim problemem jest brak dzielenia wyrazów. Miło, że tekst może być wyjustowany, ale bez podziału wyrazów ilość przerw w tekście bywa irytująca. Równie irytujące jest symulowanie krawędzi „kartek książki” w postaci szarych kresek po prawej stronie ekranu. Moim zdaniem to element zupełnie zbędny, zabierający niepotrzebnie część ekranu i spowalniający czytnik. Aplikacja Legimi w inkBooku ma jeszcze jedną denerwującą cechę. Przy wczytywaniu nowego rozdziału lub nowego fragmentu książki, na chwilkę pojawia się strona z zupełnie innym fragmentem. Dopiero potem czytnik wyświetla (mam nadzieję, że poprawnie) dalszą część czytanego tekstu. Za każdym razem zastanawiam się wtedy, czy aby coś nie zostało pominięte. Strasznie denerwujące!
inkBook Lumos - typowy komunikat systemowy podczas uruchamiania aplikacji Legimi
Kolejnym przykładem niedostosowania aplikacji do czytnika jest marnowanie ekranu na ciągle wyświetlany pasek narzędzi w czasie, gdy otwarta jest aplikacja Legimi. Nie można go wyłączyć. Wygląda to, jakby ciągle było otwarte menu ustawień książki, a nie sama książka. Korzystając z Legimi na inkBooku można też zapomnieć o statystykach czytania. Skoro aplikacja Legimi (podobnie jak inne) nie może uruchomić wi-fi, to nie synchronizuje się też z serwerami firmy i nici ze statystyk. Czytając, miałem także kłopoty z korzystaniem z przypisów, a to z powodu wadliwej reakcji czytnika na dotyk. Po prostu trudno jest trafić w przypis tak, aby aplikacja mogła odpowiednio zareagować.
Jeśli chcemy korzystać w pełni z funkcjonalności aplikacji Legimi, trzeba pamiętać o wcześniejszym, ręcznym uruchomieniu wi-fi
W aplikacji Legimi dla inkBooków brak jest także słownika. Co ciekawe, ArtaTech nie dostrzega w tym problemu! Co z tego, że ktoś może potrzebować słownika języka polskiego? Co z tego, że w Legimi jest obecnie kilkadziesiąt tysięcy obcojęzycznych e-booków? Przedstawiciel firmy ma na to odpowiedź: "Aplikacja Legimi została stworzona dla polskich czytelników a więc oferowane są polskie książki. Dlaczego ktokolwiek chciałby je tłumaczyć na inny język?". Otóż rzeczywistość jest trochę inna...
Wyjaśnienia przedstawiciela ArtaTechu m.in. na temat braku słownika w aplikacji Legimi (źródło: fb.com)
Pomimo braku dzielenia wyrazów, słownika oraz dopasowania do czytnika, warto podkreślić, że aplikacja Legimi to i tak najjaśniejsza (nomen omen) strona inkBooka Lumosa.
inkBook apps - „sklep” z aplikacjami
InkBook posiada dostęp do zbioru wyselekcjonowanych (przez dystrybutora) aplikacji, które użytkownik (teoretycznie) może zainstalować w pamięci czytnika. W sumie jest ich 32, ale użytecznych raptem kilka. Niektóre się nie pobierają (np. słownik), inne nie instalują (np. te trochę nowsze), kolejne nie działają poprawnie (np. Tolino) lub bardzo działają ale bardzo opornie (np. Kindle). Kilka z nich ma wątpliwą użyteczność dla polskiego czytelnika (np. dostęp do bezpłatnej literatury po arabsku).
Wśród polecanych aplikacji, jest też słownik, który się nie instaluje na inkBooku Lumosie
Przetestowałem, czy raczej próbowałem przetestować niektóre z nich. Spotkał mnie tu jeden wielki zawód. W zasadzie tylko aplikacja Legimi (już i tak zainstalowana) spełnia pokładane w niej nadzieje. Poza tym, próbowałem skorzystać ze słownika, ale się nawet nie pobrał. Próbowałem czytać w aplikacji Tolino (w wersji 4.2.1), ale się nie dało. Każda próba zmiany strony dotykiem, wywoływała menu programu. Natomiast na fizyczne przyciski zmiany stron nie reagował.
Co prawda aplikację Kindle udało się zainstalować, ale poczytać już mi się nie udało
Spróbowałem jeszcze przetestować aplikację Kindle. Rekomendowana i dostępna w czytnikowym „sklepie” wersja nosi numer 7.8.1.5 i pochodzi z 2017 roku. Działa bardo opornie. Tekst czasami skacze przy zmianie strony. Aplikacja nie reaguje na przyciski zmiany stron. Poddałem się po kilku próbach. Nowej wersji na tym czytniku zainstalować się nie da.
Wśród zainstalowanych aplikacji, brak jest usługi Google Translate, anonsowanych na oficjalnej stronie czytnika
Można się pokusić o instalowanie innych własnych ulubionych aplikacji. Trzeba jednak mieć na uwadze, że w czytniku jest bardzo stara wersja Androida. Większość nowych programów zwyczajnie nie będzie na niej działać. Według opisu czytnika na oficjalnej stronie produktu, w urządzeniu powinna być zainstalowana też „Księgarnia inkBOOKS”. Być może została usunięta w bibliotecznej wersji mojego czytnika. Nie ma też w czytniku, reklamowanej na oficjalnej stronie produktu, aplikacji Google Translate.
W czytniku inkBook Lumos brak jest aplikacji anonsowanych na oficjalnej stronie produktu (źródło: www.inkbook.pl)
W sumie więc opcja samodzielnego instalowania aplikacji w inkBooku („dodaj funkcjonalności, których potrzebujesz”) pozostaje niespełnioną obietnicą. W rzeczywistości nie sprawdza się ona, zapewne z powodu obecnej w czytniku przestarzałej wersji Androida. Czytniki wypuszczone na rynek w tym samym czasie przez konkurencję, mają znacznie nowsze wersje tego systemu operacyjnego.
Podsumowanie
Zazwyczaj testuję recenzowany czytnik miesiąc lub dłużej. Tym razem nie dałem rady. Przeczytałem na inkBooku Lumosie dwie książki (i trochę mniejszych dokumentów) w ciągu ponad dwóch tygodni i powiedziałem sobie, że wystarczy tej mordęgi. Korzystanie z czytnika inkBook Lumos jest dla mnie, jako użytkownika, uciążliwe i niekomfortowe. Będę ten test pamiętał jako ciągłe użeranie się z czytnikiem. Fundamentalna wada w postaci kiepskiego ekranu z jeszcze gorszą (nieprecyzyjną) reakcją na dotyk, praktycznie uniemożliwia normalne korzystanie z inkBooka Lumosa. Co gorsza, pojawiają się co jakiś czas także samoczynne akcje czytnika, tyle że bez udziału użytkownika, bez dotykania ekranu! Zbyt dużo miałem w rękach ergonomicznie zaprojektowanych i dobrze działających czytników, aby pozytywnie ocenić ten model. Jeśli Lumos to dla kogoś pierwsze tego typu urządzenie – może się zrazu nabrać. Ja się nie nabiorę, bo nawet mój pierwszy czytnik kupiony w 2011 roku – Kindle 3 Keyboard – wciąż jest lepszy od recenzowanego Lumosa.
inkBook Lumos
InkBook Lumos to przykład produktu, który dużo obiecuje w specyfikacji, ale tych obietnic nie spełnia w rzeczywistości. Co z tego, że (teoretycznie) można zainstalować aplikacje, skoro się one nie instalują? Co z tego, że (nawet jeśli) się zainstalują, to nie działają tak jak powinny? Co z tego, że jest wi-fi, skoro co jakiś czas się nie włącza i ciągle trzeba restartować czytnik aby się połączyć z siecią? Z jednej strony mam poczucie zmarnowanego czasu, który poświęciłem inkBookowi, z drugiej, cieszę się z tego doświadczenia, bo będę mógł lepiej docenić jakość czytników innych marek.
Te wszystkie nawarstwiające się liczne bolączki, mają przełożenie na moją negatywną ocenę czytnika. Moim zdaniem inkBook Lumos to kiepski sprzęt z kiepskim oprogramowaniem. Porada konsumencka na dziś brzmi – jeśli chcesz kupić niedrogi i spełniający swoje funkcje czytnik, zdecydowanie zainwestuj w coś innego niż InkBook Lumos. Produkty spod znaku Kindle, PocketBook, Kobo, Tolino czy Bookeen może czasem mniej obiecują, ale w podobnej (lub nawet niższej) cenie dają znacznie więcej – pewność działania i przyjazną obsługę, czyli przyjemność czytania.
Plusy
- przyjemna w dotyku, solidna obudowa;
- ciekawa stylistyka firmowej okładki;
- fizyczne przyciski zmiany stron;
- współpraca z wypożyczalnią Legimi;
- duży zakres regulacji wielkości czcionki;
- możliwość instalowania własnych czcionek;
- szybki start z uśpienia;
- bezprzewodowa wysyłka plików na indywidualny adres pocztowy.
Minusy
- konieczność ciągłych restartów, w celu przywrócenia niedziałających funkcji (dotyk, wi-fi);
- bardzo długi start po całkowitym wyłączeniu;
- ekran o niskiej rozdzielczości i kontraście;
- fizyczne przyciski zmiany stron nie współpracują z niektórymi udostępnionymi aplikacjami;
- sporadyczne zapominanie postępów czytania;
- mały zakres regulacji poziomu natężenia oświetlenia;
- mały zakres regulacji temperatury barwowej oświetlenia;
- długa reakcja na dotyk lub co jakiś czas brak reakcji;
- czasami ekran reaguje samoczynnie, nawet bez dotykania lub w innym miejscu niż został dotknięty;
- utrudnione wybieranie odsyłaczy;
- konieczność ręcznego włączania wi-fi, w razie potrzeby (np. dla aplikacji Legimi, Kindle);
- firmowy sklep liczy raptem 32 aplikacje, z których i tak część jest bezużyteczna na tym czytniku;
- brak słownika (choć jest pokazany jako dostępna aplikacja);
- nie działa usypianie i wybudzanie przez firmową okładkę;
- brak podziału wyrazów;
- brak ładnej czcionki;
- mały wybór dopasowanych okładek (dobrze pasują tylko firmowe).
Parametry wg dystrybutora
Ekran: 6-calowy E Ink Carta 167 ppi, oświetlenie o regulowanej barwie i natężeniu;
wymiary: 159×114×9 mm;
masa: 153 g;
procesor: Dual-Core Cortex A9 1.0 GHz;
pamięć wewnętrzna: 4 GB (ok. 1,81 GB dostępne na pliki użytkownika);
łączność: Wi-Fi (802.11b/g/n), micro-USB 2.0;
karta pamięci: microSD (do 32 GB);
język menu: polski, angielski, niemiecki, hiszpański, francuski, włoski, rumuński i czeski;
zainstalowane aplikacje: Biblioteka, Drive, Księgarnia inkBOOKS (w rzeczywistości brak), News Reader (w rzeczywistości brak), Przeglądarka Internetowa, darmowe aplikacje w inkBOOK Apps (w rzeczywistości nie wszystkie działają);
wspierane formaty: EPUB i PDF (reflow) z Adobe DRM (ADEPT), MOBI (bez DRM), TXT, FB2, HTML, RTF
Oficjalna strona produktu: https://www.inkbook.pl/lumos