Są książki, które szybko nam umykają. Są książki, przy których się nudzimy. Są książki, o których najlepiej szybko zapomnieć.
Ale są też książki takie jak "Bastion". Po lekturze pozostają na długo w pamięci. Sprawiają, że zmienia się nasz światopogląd. Mogą być świetnym rozpoczęciem ciekawego tematu rozmowy. Dzięki nim możemy poczuć inaczej świat.
"Bastion" jest historią, w której możemy rozdzielić dwie części. W pierwszym poznajemy bohaterów, którzy są świadkami epidemii. Widzą śmierć bliskich, słyszą niepokojące sygnały. King świetnie opisał rozprzestrzenianie się wirusa. Bo przecież wystarczyłby jeden zarażony, by zarazić miliony. Szczególnie, gdy spojrzymy na dzisiejszy czas, gdy ludzie łatwo się przemieszczają...
"Bastion" to lata 90. Wtedy jeszcze nie było takich zabawek jak internet, telefony komórkowe i inne bajery ułatwiające komunikacje, które są dzisiaj. Przyznam, iż dzięki temu książka ma klimat. Bo nikt nie zagląda do sieci, nie czyta teorii spiskowych. Każdy wie to, co powie telewizja i radio, to co przeczyta w gazetach. A o epidemii rozmawiają między sobą, nie na forach.
Lecz równocześnie widać, ile krzywdy może zrobić taka epidemia. Łatwo też sobie wyobrazić, jakie skutki byłyby w dzisiejszych czasach.
Drugiej części zaś mamy typową walkę Dobra ze Złem. Na postapokaliptycznej ziemi ludzie dzielą się na dwie grupy. Tylko jedna z nich może zwyciężyć. Przyznam szczerze, że choć przyjęłam zakończenie takie jakie było, to prawdę mówiąc liczyłam na coś całkiem innego. Ale i tak jestem zadowolona.
Nie wiem dlaczego, ale podczas lektury miałam różne myśli, rozkminy nie tyle na temat książki, ile na temat współczesnej wersji epidemii. No cóż, przede wszystkim zastanawiałam się, do której grupy bym się udała. Bo choć z pozoru wydaje mi się, że do tej dobrej, to nie jestem pewna, czy tak by było rzeczywiście. Bo nie wydaje mi się, aby złą grupę tworzyły same naprawdę złe osoby. Wystarczą zagubione...
Po lekturze byłam ciekawa też ekranizacji. Bo ta książka jest świetna. Wszystko można sobie wyobrazić i naprawdę (według mnie) nie trzeba wiele zmienić, by otrzymać świetny film/serial. W ogóle moim wyobrażeniu, z tej książki mógłby być genialny serial, który ukazałby zachowanie różnych ludzi w kryzysowej sytuacji.
Jeśli zaś chodzi o ekranizację, nie przypadła mi do gustu. Jednak w przypadku "Bastionu" chyba lepiej tylko przeczytać książkę... lub poczekać, aż ktoś znów spróbuje zrobić z tej książki fajne kinowe dzieło.
Niesamowita jest atmosfera w "Bastionie". Tą książkę się czuję, a raczej wyczuwa się nastrój, który płynie wraz z kolejnymi stronami.
Towarzyszył mi strach bohaterów, ich lęki, ale też nadzieje, gdy wydawało się, że wszystko jakoś się ułoży. W ogóle z niektórymi bohaterami bardzo łatwo się utożsamiłam. Potrafiłam zrozumieć ich motywację, czy też określoną drogę, którą sobie wybrali. Potrafiłam ich zrozumieć, nawet gdy kierowali się innym światopoglądem niż moim. Ba, czasem nawet usprawiedliwiałam tych bohaterów, którzy w prawdziwym życiu nie zyskaliby mojego usprawiedliwienia.
Ciekawym aspektem wydaje mi się w powieści wolna wola. Bowiem po lekturze wydaje mi się, że ona tak do końca wolna to nie jest. Co prawda miałam już wcześniej taki przemyślenia i to nawet niekoniecznie w kwestii Boga, wyboru dobra lub zła ale raczej w przypadku zwykłego życia. Dużo przecież zależy od naszego charakteru, wychowania, osób, które były przy nas i nas jakoś ukształtowały. Wydaje mi się, że nawet książki, filmy czy seriale mają wpływ na nasze wybory... wydaje mi się, że aby dokonać innego wyboru w życiu, musielibyśmy coś zmienić w naszej przeszłości... ale nie o tym miało być. :D
W książce też bohaterowie mają wybór. Jednak czasem widzimy manipulowania ze strony "głównych" graczy, które powodują, iż dany osobnik wybierze konkretną drużynę. Więc wówczas, czy ta osoba miała wybór, czy jednak ktoś dokonał wyboru za nią, a jej się wydaje, że to była jej decyzja? Ale to takie głupie gdybanie.
Jeśli zaś chodzi o "Bastion" to ogromnie go polecam. Choć na pewno nie wszystkim ta gruba książka się spodoba.